Aerobik we wschodnim papierku
Zachłyśnięci kulturą Dalekiego Wschodu na kolację jemy sushi, chodzimy na tai-chi i marzymy o tajskim masażu. Ćwiczymy też jogę, choć nie do końca wiemy, na czym ona polega. Ważne, by było szybko i efektywnie. Tak powstają zajęcia, które z jogą mają niewiele wspólnego. Od spokoju wewnętrznego ważniejsza jest przecież zgrabna pupa.
Tekst: Natalia Szostak
Trudno wyobrazić sobie aktywność bardziej w duchu slow – przynajmniej teoretycznie. W praktyce to, co nazywamy jogą, w naszym kręgu cywilizacyjnym często uznawane jest za kolejny rodzaj aktywności typu fitness, gdzie nie ma miejsca na głębokie przemyślenia.
Szybko, byle szybciej
Warszawa, godzina 19. Na zajęcia Power Jogi przychodzi grupa kilkunastu osób. Przebrani w wygodne ubrania rozkładają maty.
Wersja „power” jest zachodnią interpretacją hinduskich praktyk. Pozycje (asany) wykonuje się szybciej i w dynamicznych sekwencjach, tak by spalić więcej kalorii. To także ukłon w stronę Zachodu: prosta, zrozumiała nazwa i równie proste zasady.
Jedną z osób, które przyszły poćwiczyć, jest Ola, 23-letnia studentka. Do tej pory uczestniczyła w czterech typach zajęć z różnymi prowadzącymi. Była też w Indiach, w niewielkiej miejscowości Riszikesz, zwanej miastem jogi, tak niegdyś popularnej, że sami Beatlesi przyjechali tam oddawać się medytacji. Ola przyznaje, że to, co przeżyła w Indiach, nijak ma się do zajęć w Polsce:
– Nie chodzi nawet o spirytualizm. Za jogą stoją setki lat tradycji, jest ona wpisana w kulturę, a tego nie da się przenieść do Europy w stu procentach. To zrozumiałe, ale w Polsce często nie przykłada się zbyt dużej wagi nawet do relaksacji czy technik oddychania, a przecież to są podstawy, z których nie każdy zdaje sobie sprawę. Tego bardzo mi brakuje.
Sposób życia
Nie ma jednej definicji jogi. Przez wieki rozwinęły się rozmaite szkoły i techniki. Pierwszym kodyfikatorem norm rządzących tą dyscypliną był mistrz Patańdźali, indyjski filozof, który na początku pierwszego tysiąclecia stworzył jeden z najważniejszych tekstów o jodze – Jogasutrę. Wyróżnił w niej osiem elementów, które powinny towarzyszyć praktyce. Pierwszym jest Yama – zasady etyczne. Drugim Niyama, który dotyczy dyscypliny i odpowiedzialności, a dopiero trzecim – Asana, czyli układanie ciała w odpowiednie pozycje. Dalej następują Pranayama, dotycząca technik oddychania, i Pratyahara, czyli powściąganie zmysłów.
Trzy ostatnie, bardziej zaawansowane elementy obejmują odpowiednio koncentrację (Dharana), medytację (Dhyana) i stan nadświadomości (Samadhi).
Zasady moralne nie przypadkiem znalazły się na pierwszym miejscu. Trenerzy jogi podkreślają, że jej praktykowanie nie kończy się podczas zajęć.
– Należy pamiętać, że to nie sport, a styl życia
– przekonuje Elżbieta, trenerka jogi. Sama ćwiczy od 7 lat, w tym roku otworzyła swoją szkołę. Na początku rozmowy zaznacza, że nie należy traktować jej jak wyroczni, bo każdy powinien sam wyrobić sobie własne zdanie o jodze – najlepiej trenując i studiując filozoficzne księgi.
– Poprzez pozycje, koncentrację i techniki oddychania powinniśmy szukać zgody z samym sobą i światem zewnętrznym. Wysiłek fizyczny bez tego to na pewno znakomity trening rozciągający i wzmacniający, a le nie można go nazwać jogą. Błędem jest też opieranie ćwiczeń na swoim ego i myślenie typu „zobaczcie wszyscy, jaki to ze mnie jogin”. Z takim podejściem to tylko gimnastyka i nic więcej
– mówi.
Zapytana o to, jakie zasady jogi wprowadza w życie, zaczyna wymieniać:
– Pierwszy krok to unikanie złości w zachowaniach i myślach. Staram się nie być impulsywna, analizuję swoje emocje. Zaleca się też odrzucenie chęci posiadania – zarówno rzeczy, jak i ludzi. Trzeba pozwolić odejść przeszłości i żyć chwilą. Próbować utrzymać zdrowie ciała, emocji i duszy.
Elżbieta zaczyna i kończy swoje zajęcia ćwiczeniami relaksacyjnymi. Spokojnym głosem powtarza:
„Zrozum, jak wiele potrafi twoje ciało. Podziękuj mu”.
Z głośników płynie spokojna, indyjska muzyka instrumentalna.
– Zależy mi na tym, żeby wprowadzić moich uczniów w odpowiedni nastrój
– podkreśla.
Tego nastroju może zabraknąć, kiedy trener nie podchodzi do swojego zadania wystarczająco poważnie.
Czternaście dni wysiłku
Zdarza się, że szkoły, które proponują kursy jogi, nie zapewniają właściwych warunków do ćwiczeń. Ciasne, zatłoczone salki i dobiegający z zewnątrz hałas nie pozwalają na skupienie się, a więc także na prawdziwe i efektywne przeżywanie zajęć. W ten sposób raczej zniechęca się do zgłębiania wielowiekowych nauk.
Kasia, dentystka z Warszawy, na jogę poszła raz i więcej się nie wybiera:
– W sali obok odbywały się zajęcia aerobiku, więc nie mogłam się skoncentrować, bo zza ściany dobiegała „techniawa”, a cała podłoga drżała od podskoków
– kpi.
Towarzysząca jej Brytyjka Natalie podkreśla:
– Irytuje mnie to, jak bardzo komercjalizuje się zajęcia. Trenerzy upychają na nich jak najwięcej osób. Po chwili dodaje: – Mimo to jest tu więcej zrozumienia dla tego, że każdy ma inne ciało i inne możliwości. Takiego podejścia brakuje mi na fitnessie. Dlatego ciągle przychodzę.
Od przygotowania zajęć i zaangażowania prowadzącego zależy wiele. Odpowiednio dobrane asany mogą usprawnić pracę układu trawienia, zniwelować bóle kręgosłupa i mięśni, a także działać antydepresyjnie. Z sesji wychodzimy uśmiechnięci, zrelaksowani i pełni energii.
Po internetowej reklamie jednej z amerykańskich szkół jogi wrócono do rozmowy na temat tego, czym właściwie jest sama joga. Obiecywała ona uzyskanie „ciała do bikini” po 14 dniach intensywnych ćwiczeń. W środowisku trenerów i praktyków wybuchła dyskusja, która jest kwintesencją zachodniego dylematu dotyczącego jogi: czy jest ona tożsama ze stretchingiem i fitnessem, a zatem można ją reklamować w tak spłycający sposób? A może należałoby podkreślać całą resztę benefitów, które może nam przynieść jej praktykowanie? Konfliktu nie rozwiązano.
Podejście niektórych trenerów jogi w Polsce można porównać do nastawienia władz szkoły jogi, która zdecydowała się na tę kontrowersyjną reklamę. Jedni i drudzy zakładają z góry, że uczniów nie zainteresuje głębszy kontekst ćwiczeń i należy skoncentrować się wyłącznie na ich wymiarze fizycznym. I może mają w tym odrobinę racji.
Dziąsła opadają
Kasia, dentystka, na swoje pierwsze i jedyne zajęcia poszła z ciekawości. Od chłopaka dostała kartę pozwalającą na wypróbowanie różnych zajęć w szkole fitness.
– Przyszłam z koleżanką, trochę „z biegu”, prosto z pracy. Kiedy ludzie zaczęli się relaksować, za bardzo nie wiedziałam, co robić – opowiada. – W pewnym momencie, kiedy prowadząca powiedziała coś w rodzaju: „Twoje ciało jest ciężkie, czujesz jak twoje dziąsła opadają na zęby”, zaczęłam chichotać, bo tyle czasu pracuję, a czegoś takiego jeszcze nie widziałam
– śmieje się. Przyznaje jednak:
– Może nie byłam przygotowana do takich zajęć.
Jej słowa w pewnym sensie potwierdza Ola. Uważa, że Polacy nie potrzebują ezoterycznej strony jogi.
– Moim zdaniem u nas nie ma na to targetu. Ludzie, którzy prowadzą zajęcia, muszą się do tego dostosować, jeśli chcą przyciągnąć klientów. Nie da się porównać ćwiczeń w Indiach do treningu w Polsce. Inne miejsce i czas. Będąc tam, otworzyłam się na wszystko, gdyby kazali mi pić wodę z Gangesu, pewnie bym wypiła
– mówi.
Skąd w zachodnim świecie tak płytkie podejście do jogi? Prawda leży pewnie gdzieś pomiędzy niezrozumieniem odległej kultury, odmiennymi tradycjami i brakiem czasu na zgłębianie wymagających praktyk. Swój kamyczek dokładają zarówno prowadzący, jak i uczniowie, którzy często próbują iść na łatwiznę.
Samemu lepiej nie
Skoro o dobrą szkołę trudno, być może warto uprawiać jogę na własną rękę? Mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego: wystarczy trochę miejsca, wygodna mata lub złożony koc i książka czy wideo prezentujące asany.
Tylko że kiedy to wszystko już mamy, komplikacje dopiero się zaczynają. Poradników dotyczących jogi jest na rynku mnóstwo. Od szczegółowych, mówiących o praktyce dla dzieci czy kobiet w ciąży, po bardziej uniwersalne. Jedną z lektur obowiązkowych jest polecana przez hinduskich joginów „Asana, Pranayama, Mudra, Bandha” (w Polsce dostępna przez internet), dzięki której możemy się nauczyć, jak odpowiednio układać ciało, jak w czasie ćwiczeń oddychać, czy w jaki sposób się koncentrować. Jeśli obrazki albo zdjęcia zawarte w książkach nam nie wystarczają, możemy poszukać poradnikowych filmików. Darmowe nagrania prezentujące całe sekwencje asan możemy znaleźć np. na YouTube. Każdy wybierze tam coś dla siebie: są treningi Power, ale i ćwiczenia bardziej tradycyjne, a nawet filmowe zapisy zajęć z legendarnymi założycielami szkół jogi.
No dobrze, w czym więc tkwi problem? We wprowadzaniu teorii w praktykę. Niewprawiony adept jogi chcąc nie chcąc, może podpatrzone figury wykonywać źle. Trudno będzie mu uzyskać prawidłowe ułożenie ciała, nie mówiąc już o zsynchronizowaniu go z oddechem. W ten sposób zamiast pomóc, można zrobić sobie krzywdę. Dlatego samodzielne ćwiczenia są zalecane jako pomocnicze i raczej nie powinno się od nich zaczynać przygody z jogą. – Istnieją proste asany, które można wykonywać samemu bez obaw o bezpieczeństwo – tłumaczy Elżbieta.
– Czasem jednak potrzeba kogoś, kto obserwuje ćwiczenia z zewnątrz i potrafi powiedzieć, dlaczego któreś z nich nie wychodzi.
Doświadczony trener wie też, których asan nie należy robić np. z urazem kręgosłupa czy w ciąży. Jest jeszcze jeden element – koncentracja. W domu często trudna do osiągnięcia. Zewsząd patrzą na nas nieprzeczytane książki i gazety, telefon wibruje, komputer kusi, mrugając kolorowymi światełkami, a domownicy niekoniecznie chcą zrozumieć, że potrzebujemy czasu dla siebie.
– Jeśli nie chcemy zapisywać się na jogę, warto wybrać się chociaż na kilka zajęć. Dzięki temu możemy udoskonalić nasze umiejętności pod okiem profesjonalisty, ale nie tylko. Dynamika zajęć w grupie jest zupełnie inna, tworzy poczucie przynależności i pozwala na szybszy rozwój
– kończy Elżbieta.
Wdech i wydech
Czy mimo różnych przeszkód warto poświęcać swój czas na jogę? Na pewno, ale znalezienie odpowiedniej szkoły może zająć nam trochę czasu. Wszystko zależy od oczekiwań. Jeśli chcemy jedynie rozwinąć swoją elastyczność i wzmocnić mięśnie, możemy wybrać właściwie jakiekolwiek zajęcia z elementami jogi. Jeśli pragniemy zaś popracować nad równowagą wewnętrzną i spokojem ducha, prawdopodobnie czekają nas dłuższe poszukiwania. W takim wypadku powinniśmy raczej unikać siłowni czy szkół fitnessu, gdzie interesujące nas zajęcia będą tylko jednymi z wielu, więc z założenia nie poświęci się im należytej uwagi.
Wszyscy moi rozmówcy zwracają jednak uwagę na jeszcze jeden aspekt: tak naprawdę żadna szkoła nie da nam gwarancji na to, że joga zmieni nasze życie. W największej mierze zależy to od nas samych.
– Ja, gdy ćwiczę, jestem w swoim świecie – uśmiecha się Ola. – A kiedy zajęcia mi się nie podobają, powtarzam sobie w głowie indyjskie mantry i sama się koncentruję.
I tak też jest dobrze – dodaje.
Aerobik we wschodnim papierku