dziecko

Dziecko?… O matko!

Bycie rodzicem – dla jednych czysta przyjemność, dla drugich bezzwrotna inwestycja albo przykry obowiązek. Bez względu na te niuanse, każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej. W dobrej wierze zapisuje swoją pociechę na dodatkowe zajęcia, dba o jej rozwój intelektualny i emocjonalny, wychowuje na małego geniusza, biorąc na swoje barki odpowiedzialność za jego przyszłość. Pytanie tylko, gdzie tak naprawdę kończy się ingerencja rodzicielska, a gdzie zaczyna wolność wyboru samego dziecka? Na te i inne pytania odpowiada Agata Passent, dziennikarka, felietonistka, córka Agnieszki Osieckiej oraz mama 5-letniego Kubusia.

Tekst: Milena Nosek
Ilustracje: Karol Lilpop

Czym powinien wyróżniać się odpowiedzialny rodzic?

Odpowiedzialny rodzic to po prostu odpowiedzialny człowiek. Taki, który potrafi jednocześnie zadbać o rozwój swój, jak i swoich dzieci. Inaczej rodzic, który traktuje swoje dziecko po partnersku. Ma świadomość, że ma ono takie same uczucia i potrzeby jak on.

Czy łatwo spotkać odpowiedzialnego rodzica? Tak wiele słyszy się o tych, którzy popełniają błędy…

Na szczęście jest wielu odpowiedzialnych rodziców, tylko mało się o nich pisze i mówi – i to mnie boli. Media uwielbiają plotkować o tych nieodpowiedzialnych, narażających swoje dzieci na ból, choroby, wypadki czy śmierć. O tysiącach wystarczająco oddanych, fajnych mam i ojców nie mówi się nic, a wykonują oni za nas kawał dobrej roboty, wychowując swoje pociechy na porządnych ludzi.

Czy wychowywanie dziecka pozwala odkryć siebie?

Oczywiście. Kontakt z dzieckiem (zresztą jak z każdym człowiekiem) uczy nas tego. W moim przypadku, utwierdza w przekonaniu, jak wiele mam wad… Widzę, jaka jestem niecierpliwa. Denerwuje mnie powolne ubieranie, powtarzanie czynności przy dziecku.

Ale wychowywanie dzieci to nie tylko monotonia.

To prawda. Mając dziecko i pracując, trzeba umieć przeskakiwać z jednej sfery myślenia w drugą, choć nie zawsze jest to możliwe. Będąc na spacerze, nieustannie myślę o zawalonych obowiązkach służbowych. Z kolei w pracy nerwowo zerkam na zegarek, bo za chwilę trzeba odebrać dziecko z przedszkola. Wykańcza mnie ten ciągły pośpiech.

Mam rozumieć, że Pani życie nie wpisuje się w ideologię slow?

Moje życie nie jest slow, ale staram się je spowalniać. Czasami nawet znajdę czas, by wyjechać gdzieś z rodziną. Najczęściej na Kaszuby albo na Kalatówki.

Co daje bycie mamą?

Bycie mamą uczy nowej, kobiecej roli w kontaktach z mężczyznami. Kiedyś byłam atrakcyjną dziewczyną, teraz jestem atrakcyjną mamą, potem będę atrakcyjną babcią.
To specyficzne przejście z etapu w etap. Poza tym rozbudza się we mnie ciekawość: kim będzie mój syn? Daje poczucie gry w drużynie. I choć sporty zespołowe są trudne – dają ogromną frajdę!

Relacje z synem – oparte na przyjaźni, partnerstwie, a może z silnym zaznaczeniem hierarchii w rodzinie?

Na początku, gdy dziecko jest noworodkiem, o przyjaźni trudno mówić. Jest totalnie uzależnione od mamy. Dobrze, gdy tworzymy z dzieckiem jedność. Niestety, ja takiego szczęścia nie miałam. We wczesnej fazie rozwoju bliski kontakt z synem mi nie wyszedł. Ale zakochaliśmy się w sobie, jak tylko Kubuś zaczął mówić. O byciu rodzicem piszę w felietonach do „Twojego Dziecka” oraz w książce pt. „Dziecko? O matko!”, którą wydałam niedawno.

Pani Mama, Agnieszka Osiecka, również pisała z myślą o dzieciach. Czy ptak Eugeniusz ulepiony z gliny ma szansę pomóc współczesnym rodzicom wygospodarować czas na spojrzenie w chmury, podążając za nurtem „slow parenting”?

Moja mama napisała kilka pięknych opowiadań dla dzieci. Są wydane przez „Naszą Księgarnię” w „Agnieszka Osiecka dzieciom”. Zauważyłam, że moje pokolenie i to młodsze są głodne autorytetów. Na pewno piosenki i książki Agnieszki mogą nam wiele pomóc. Jej piosenki mają prawdziwy tekst. Nie są oparte na dwóch sylabach. Wartości, które pielęgnowała w tekstach to miłość, rozmowa, flirt. Bez zwolnienia tempa prawdziwe uczucie nie rozkwitnie. Metaforyczni Okularnicy, o których pisała, przecież „snują się po ulicy z zeszytami”, a nie pędzą w korporacyjnej gonitwie!

Inaczej bywa z domową gonitwą, bo trudniej od niej uciec. Chyba zawczasu warto pomyśleć o wyraźnym podziale obowiązków między mamą a tatą.

W naszym domu nie ma sztywnego podziału. Ma to z pewnością swoje wady. Nie do końca wiadomo, kto na przykład miał tego dnia zrobić zakupy albo umówić nianię. Plusem jest to, że nie czujemy się jak w firmie z procedurami. Do przedszkola na ogół odprowadzamy Kubę na zmianę. Ja troszczę się o obiad, bo mój mąż, Wojtek, specjalizuje się wyłącznie w sałacie z dresingiem… Kolację przyrządza niania. Zawożę Kubę na angielski, Wojtek zabiera go do wypożyczalni książek lub do swojej pracowni fotograficznej. Generalnie myślę, że „robię” więcej przy Kubie niż mój partner, ale zupełnie to mi nie przeszkadza. Wojtek jest artystą i musi mieć więcej czasu wolnego dla siebie. My dziennikarze nie powinniśmy leniuchować! (śmiech). Czasem pomagają nam nasi dziadkowie. To wzruszające, kiedy widzę rodziców w roli dziadków.

Tata Kuby fotografuje, Pani interesuje się sztuką, odwiedzacie muzea… Pojawiają się obawy, że nie uda się uwrażliwić dziecka na sztukę?

Kuba po prostu uczestniczył od pierwszych chwil w naszym życiu. Wojtek fotografuje, więc Kubę interesuje fotografia. Uczestniczy w wernisażach taty, czasem jako gość, czasem załapie się jako model. Lubimy muzykę, więc zabieramy go na koncerty jazzowe. Lubimy też muzea, galerie. Z tym jednak jest problem, bo dzieciom nie wolno dotykać eksponatów. A w sztuce powinna być wolność! Pytanie tylko, czy Kuba polubi sztukę na starość… W życiu z pewnością lepiej być prawnikiem, doradcą podatkowym, lekarzem niż artystą. Ale Kuba sam zadecyduje.

Czy taka postawa pomaga zaprzyjaźnić się z dzieckiem?

Myślę, że na przyjaźń dziecka trzeba sobie zapracować. Nie wiem, czy po latach Kuba wpisze mnie do grona swoich przyjaciół. Trudno powiedzieć. Część zachowań Kubie narzucam, np. naukę pisania, czytania, języków, sportu. Nad częścią nie potrafię nadążyć i po prostu obserwuję. Patrzę, co lubi, jaką zabawę proponuje (mogę się do tego przyłączyć albo w tym nie uczestniczyć). Zdarzają nam się także konflikty – jak w każdej rodzinie. Kuba jest typem prezesa, wymusza, negocjuje, stawia żądania. Ale my nie dajemy sobą dyrygować! Zdarza się, że krzyczymy lub nakładamy szlaban na telewizor.

Różnorodne zajęcia, rozmaite atrakcje, po brzegi wypełniony plan dnia. Czy uważa Pani, że bez tego dziecko nie odniesie sukcesu w przyszłości?

Zajęcia dodatkowe są niezbędne, bo uczą nie tylko jakiejś teorii, lecz przede wszystkim niezbędnych w życiu zachowań, np. organizacji czasu. Kuba chodzi na angielski, trenuje tenis i piłkę nożną. Od najmłodszych lat sport stanowi dla mnie jeden z filarów życia (kiedyś grałam w tenisa – dzięki temu nie mam problemów z kręgosłupem ani otyłością). Sportu nie da się jednak narzucić, można jedynie do niego zachęcać. W czasach gdy już trzyletnie dzieci siedzą godzinami przed komputerem, warto postawić na ruch. Uważam, że świetna dla dzieci jest joga i taniec. Niestety, dla mojego Kuby to zajęcia typowo „dziewczyńskie” (śmiech).

W jaki sposób rozwija Pani kreatywność u dziecka?

Ubolewam nad tym, że nie mam zdolności manualnych. Jestem nieprecyzyjna, z plastyki ledwo miałam trójki. Widzę, że mój syn ma taki sam problem…

Próbowałam go wkręcić w różne wycinanki, malowanie, ale widzę, że go do tego nie ciągnie. Kaligrafia, która uczy skupienia, jest czymś, czego Kuba nie znosi. Ale mimo wszystko ćwiczymy 10 minut dziennie. Życie składa się w dużej mierze z chwil związanych z pokonywaniem trudności. I nie zawsze udaje się je pokonać, nie zawsze jest nagroda.

Cieszy mnie, że bardzo lubi czytać książki i słuchać audiobooków. Jego mocną stroną jest słowo, a nie rzemiosło. Do tej pory nie potrafi utrzymać w ręku kredki, ale czyta nieźle. Uważam, że każdy powinien znać kanon literatury światowej. Dotyczy to też dzieci. Nie zwalniam ani siebie, ani Kuby z lektur. Jest tyle cudownych książek dla dzieci. Należy znać całą Astrid Lindgren, ponadto Tuwima, Brzechwę, Gałczyńskiego.

Wystarczy czytać dziecku?

Nie wystarczy czytać dziecku! Trzeba czytać samemu. To nie czytanie innym daje efekty – bo czasami stanowi przymus. Najważniejsze to dawać dziecku przykład. Samemu nie jeść chipsów, batonów, uprawiać sport, obcować z przyrodą. Nie wymagam od syna tego, czego sama nie robię.

Czy Kuba jest do Pani podobny?

Kuba, podobnie jak ja, jest towarzyski, lubi dzieci. Jednak ma też wiele wad. Gdy miał dwa lata, zachowywał się agresywnie, bił dzieci w piaskownicy, zabierał zabawki.
Wiele pomogła nam wtedy psycholog. Rozmowa i wskazówki przyniosły świetne efekty. Ja w ogóle, w obliczu problemów, szukam pomocy u znajomych, rodziny i specjalistów.
Nie jestem typem Zosi Samosi!

Czy psycholog udzieliła przydatnych wskazówek?

Tak, dała nam kilka cennych rad po zabawie z Kubusiem, podczas których obserwowała jego zachowanie. Teoretycznie – banalnych, ale człowiek czasem potrzebuje, żeby ktoś z zewnątrz zwrócił mu uwagę na pozór błahe sprawy. Z rozmów z psychologiem zapamiętałam wiele istotnych wskazówek: bawiąc się z małym dzieckiem musimy siedzieć z nim na jego poziomie, czyli na podłodze.
Podczas wszelkich aktywności typu huśtanie w kocu, turlanie się, dziecko musi być asekurowane przez rodzica, wówczas zdobędzie do rodzica zaufanie. Warto opowiadać bajki, w których bohaterem jest dziecko bardzo podobne do własnej pociechy, by się z nim utożsamiało i czuło, że go obserwujemy. Pani psycholog polecała zabawy w wodzie podczas kąpieli i masaż – to relaksuje dzieci, które są agresywne. Częścią agresywności jest po prostu napięcie.

Jak we współczesnym świecie być slow?

Świat ma pełno okropnych pułapek. Ciśnienie, które na nas ciąży, ten cały wyścig szczurów… Bardzo często popadamy w alkoholizm, sięgamy po dragi czy fajki. Świat fast wtłacza nas w kanapę lub za biurko. Dzisiaj nie da się jednocześnie pracować i opiekować dziećmi, mając przy tym czas na zakupy. Ale minimum można zrobić. Nie kupuję kurczaków z hormonami ani sztucznych jajek. Od małego nauczyliśmy Kubę jeść polskie specjały – kaszę jaglaną, gryczaną, chleb razowy.
Najważniejszy jest bliźni. Bez siedzenia z ludźmi i patrzenia im w oczy nie ma co mówić o slow. Jeśli nie masz czasu na uczciwą rozmowę poza Facebookiem i Skype’em, to nie mów, że żyjesz slow…
Z tego nigdy nie zrezygnuję!

Dziecko?… O matko!

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.