W pułapce czasu

W pułapce czasu

Nie masz poczucia, że życie wymyka się spod kontroli? Nie czujesz, że pośpiech, presja otoczenia zaczęły dyktować warunki twoim poczynaniom i decyzjom? Nie masz wrażenia, że to chorobliwe przekraczanie siebie, obsesyjne próby nadążenia za pojawiającymi się zewsząd impulsami pozbawiła cię zaangażowania, uważności, refleksji? Jeśli któraś z tych myśli pojawiła się w twojej głowie, oznacza to, że tkwisz w pułapce czasu.

Tekst: Roger Weichert (LokalnyRolnik.pl)
Korekta i redakcja: Monika Szeszko-Zaborowska

Pięknie jest obserwować radość ludzi, którzy cieszą się z nadejścia nowego, z postępu, z udogodnień. To naprawdę szalenie budujące móc spotkać się z kreatywnością, odwagą, z gigantyczną witalnością, z bergsonowskim elan vital, który pozwala urzeczywistnić najśmielsze projekcje ludzkiej wyobraźni. Postęp technologiczny sprawił, że rozwój, proces wzrastania ludzkich możliwości, stał się otwartym forum obserwacyjnym. Powiedziałbym nawet, że w jakimś sensie olimpijską areną. My zaś jesteśmy wdzięczną publicznością. Pokrzykujemy, wiwatujemy, domagamy się kolejnych rekordów, coraz to żywszego tempa, eksplodującej nowoczesności, nienagannej natychmiastowości i zupełnie wariackiej antycypacji naszych marzeń. Wciągamy się w wir kibicowania, ale stajemy równocześnie do wyścigu o trofeum doskonałości i przekraczania wszelkich możliwych ograniczeń. Zapętlamy się w pułapce szybkości, pędzącego czasu, tracąc sens tego, do czego powołaliśmy siebie w roli odkrywców i liderów.

Mknie do przodu czas

Czas to pojęcie poniekąd wirtualne, abstrakcyjne, właściwie trudno stwierdzić, żeby w ogóle istniał. To ludzie powołali go „stworzyli”, aby móc sprostać coraz bardziej zinstytucjonalizowanej i zorganizowanej działalności podyktowanej rozwijającym się kapitalizmem. Znaczenie rytmu natury zaczęło ulegać degradacji na rzecz efektywnego działania i chorobliwego bogacenia się.

Nowoczesny kapitalizm przyszedł na świat z zaszczepionym przykazaniem, by przyspieszać, wymieniać na nowsze i w nieskończoność podnosić wydajność [1]. 

Aby jednak było to możliwe – wprowadzono zegar, który skrzętnie odmierzając czas, stał się surowym strażnikiem dotrzymywania terminów, bezwzględnie regulującym okres pracy i pozwalającym sprecyzować plany na, i tak już usystematyzowaną wcześniej kalendarzem, przyszłość. Jak zauważył działacz społeczny Lewis Mumford, zegar stał się kluczowym narzędziem rewolucji przemysłowej. Mało tego, jest nim do dziś, a my dajemy się spychać do defensywy sekundom, minutom, godzinom…

Pokusa szybkości

Ulegaliśmy jej i wciąż ulegamy. Teraz już bardziej siłą przyzwyczajenia związaną z pokoleniowo wdrukowaną postawą i przy akompaniamencie triumfalnego ryku kultu pieniądza i konsumpcjonizmu. Znów technologia, tym razem w postaci internetu, odkryła przed nami inny wymiar świata. Zerwaliśmy z linearności, z sekwencyjnością, ze związkiem przyczynowo-skutkowym, gdzie najpierw musiała zajść akcja, aby powstała reakcja.

Internet i multimedialność urządzeń pozwala nam być w kilku miejscach naraz, robić kilka rzeczy jednocześnie, przesyłać, odbierać oraz kreować informacje. Wciąga nas w przepastną przestrzeń, kusi szybkością komunikatów, pochłania swoim ogromem. Tylko stale zapominamy, że poza chęcią pokonywania kolejnych granic, dotknięci jesteśmy niedoskonałością ludzkiej, biologicznej natury, która ogranicza nasze możliwości pod względem fizycznym, jak i mentalnym. Zwyczajnie nie jesteśmy gotowi zaabsorbować wszystkiego, co świat ma nam do zaoferowania.

Nie wytrzymujemy nierównej walki z pośpiechem, z czasem i pragnieniami. Choć większość z nas jest skłonna do takiej refleksji, lgniemy wbrew wszystkiemu i wszystkim do obietnicy nieskończonych możliwości, jak ćma do światła. Nawet kosztem autodestrukcji.

W pułapce czasuMordercze koszty pośpiechu

Im czasy bardziej dynamiczne i niepewne, tym bardziej pragniemy posiadać. Posiadać i konsumować. To daje nam pozór bezpieczeństwa, powtarzalnej rutyny, która pełni funkcję barometru naszej rzekomej szczęśliwości. Gdy ten porządek ulega zachwianiu, życie staje na głowie, przybiera patologiczne kształty i przy długotrwałym napięciu doprowadza jego uczestników na skraj wytrzymałości. Presja czasu, intensywność różnorodnych impulsów z otoczenia, rozbudzonych ambicji, zawiedzionych marzeń, stają się głównymi determinantami naszego samopoczucia i działania. Można wówczas porównać człowieka do pędzącego samochodu, nad którym kierowca właśnie stracił panowanie.

Koszty turbokapitalizmu i chorobliwego pośpiechu przybierają zatrważający wymiar. Nastąpiło kompletne przebiegunowanie w zakresie stosunku pracy: w wielu przypadkach człowiek przestał być wartością, praca nie jest stworzona dla niego, lecz on dla pracy. Tymczasem niedorzeczne liczby godzin spędzonych w miejscu zatrudnienia obniżają produktywność, wysysają energię, zabijają gotowość do podejmowania wyzwań i odporność na niepowodzenia. Stajemy się bardziej podatni na błędy, choroby i poczucie nieszczęścia. Gabinety psychoterapeutów i psychiatrów pękają w szwach, a prędkość zbiera obfite żniwo w postaci trwale wypalonych oraz tych, którzy postanowili wysiąść z pędzącego pociągu życia.

Pośpiech odciska piętno także w sferze odżywiania. Jemy szybko, źle, niechlujnie, bezmyślnie wrzucając w siebie wszystko, co wprawia nasz mózg w euforię i tłumi lęk, w którym jesteśmy zanurzeni. Pracujemy zbyt dużo, przez co nie mamy czasu i siły, aby podjąć jakąkolwiek aktywność fizyczną. Nie bez kozery nacje, które prowadzą najbardziej intensywny tryb życia, są zarazem najbardziej otyłe [2].

Aby dotrzymać tempa narzuconym przez siebie i innych wymaganiom, wspomagamy się środkami stymulującymi, narkotykami, które pozwalają nam utrzymać się w siodle codzienności. Wskutek nadmiaru obowiązków i niedoboru czasu śpimy krotko i źle. Mało? To pora na koszt największy – społeczny i jednocześnie czysto ludzki.

Życie płaskie jak krążek do hokeja

Żyjemy nieuważnie, pośpiesznie, kompulsywnie i jednocześnie płytko. Ślizgamy się po powierzchni, rzadko kiedy jesteśmy w stanie nawiązać prawdziwe relacje z ludźmi i środowiskiem, w którym się obracamy. Nie chcemy już doświadczać, lecz ledwie doznawać, aby bez większych komplikacji zdobyć upragniony przedmiot pożądania, „skonsumować” emocje lub cokolwiek innego, co się z tym wiąże, i bez wyrzutów sumienia przenieść się w stronę kolejnego obiektu konsumpcyjnych westchnień.

Materia spuchła w swoim znaczeniu, przytłoczyła człowieka i zepchnęła go na kompletny margines wartości. Żyjemy obok siebie, nie ze sobą. Nie znamy się, nie interesujemy się sobą wzajemnie, boimy się siebie, stąd tak chętnie zasiadamy przed ekranami komputerów i moderujemy obraz swojego życia. Gromadzimy całe zastępy „znajomych” na portalach społecznościowych, gdzie każdą chwilę możemy dzielić nie z jedną, kilkoma, ale z setkami lub nawet tysiącami ludzi jednocześnie. Nic dziwnego, że nie mamy czasu na relacje z najbliższymi, oni tak skutecznie nie połechcą naszego ego.

Codzienny pęd powoduje, że czujemy się samotni. Uciekamy więc przed osamotnieniem, wchodząc w przepastną przestrzeń ludzi, ale tylko na tyle, aby nic nam się nie stało. Aby jednym kliknięciem myszki można było zlikwidować interpersonalny lęk. Tymczasem Zygmunt Bauman słusznie zauważył, że:

Uciekając przed osamotnieniem, tracimy po drodze szansę na samotność: na ów wzniosły stan, w którym można „zebrać myśli”, zastanawiać się, rozważać, tworzyć, a więc, w ostatecznym rozrachunku, nadawać sens i wagę komunikacji międzyludzkiej. A ci, którzy nigdy nie zaznali jej smaku, mogą też się nigdy nie dowiedzieć, co utracili, co zaprzepaścili i czego nie zdołali uzyskać [3].

Porzućmy wściekłe czasy

Nie opuszcza mnie wrażenie, że przez wszechobecną obsesję szybkości i naiwność oszczędzania czasu, wpadliśmy w spiralę ciągłego pędu, powszechnej wściekłości oraz chorobliwej niecierpliwości. Posiadanie i podkreślanie tego posiadania stało się egzemplifikacją naszego istnienia.

Dla swojego dobra powinniśmy postawić jednak na refleksję. Zastanówmy się, jakiego życia pragniemy, czy chcemy powierzchowności, nieprzysiadalności, wiecznego pędu i doznawania, czy też może świadomości, mądrości i poczucia spełnienia. Czy chcemy bliskości, czy tę bliskość nadal mamy zamiar udawać? Czy naszym celem jest budowanie więzi międzyludzkich, czy wyłącznie karmienie swojego samozadowolenia? Odpowiedzi na te pytania są kluczem do zmiany priorytetów. Wiele osób straciło już złudzenia, że szybciej znaczy lepiej. Postanowili zwrócić się w stronę drugiego człowieka, budowania więzi i wspólnotowości. Zwolnili, czyniąc swoje (i nie tylko) życie znośniejszym, szczęśliwszym i bardziej ludzkim.


Przypisy:
[1] C. Honoré, Pochwała powolności, tłum. K. Umiński, Drzewo Babel, Warszawa 2011, s. 34.
[2] Tamże, s. 14.
[3] Z. Bauman, Samotność w tłumie, w: 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, tłum. T. Kunz, Wyd. Literackie, Kraków 2011, s. 17–18.

W pułapce czasu

Dziękujemy patronom za wsparcie!

Tekst powstał przy współpracy z zespołem firmy Farmer Direct prowadzącej portal LokalnyRolnik.pl. Dziękujemy ekspertom za wsparcie merytoryczne oraz pomoc przy sfinansowaniu tego artykułu.

LokalnyRolnik.pl to platforma zakupowa łącząca interaktywne targowisko z portalem społecznościowym, za pośrednictwem której klienci zamawiają tradycyjne, ekologiczne i lokalne wyroby bezpośrednio od rolników i drobnych wytwórców. Firma wypełnia misję o charakterze społecznym poprzez przywracanie realnych więzi międzyludzkich na poziomie sąsiedzkim i mikrospołeczności.
Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.