Chwytaj dzień
Droga do pracy dla większości z nas jest chwilą poświęconą własnym rozmyślaniom, beztroskim słuchaniem muzyki albo momentem na drzemkę w autobusie czy metrze. To rutyna, która nie wnosi do naszego dnia nic nowego. Czy zastanawialiście się kiedyś, jak spędzić ten czas inaczej, pożyteczniej?
Tekst: Natalia Szostak
Zdjęcia: Bartosz Klonowski
Szyba autobusu oddziela Karolinę od świata. Szkło przykrywa dość szczelna warstewka kurzu, ale Karolina i tak nie zamierza spoglądać za okno. Oparła o nie głowę i wpadła w codzienny letarg – stan, z którego wyrywa ją pojawienie się na horyzoncie jej przystanku albo zdanie: „bilety do kontroli”.
Ilu z nas, tak jak Karolina, pracownica firmy PR, uznaje czas poświęcony drodze do pracy za stratę czasu?
– Gdybym pracowała zdalnie, mogłabym pospać dwie godziny dłużej – mówi. – Taki wniosek przychodzi, gdy nie chce mi się wstawać do pracy albo kiedy pracuję z domu.
Z jednej strony nudzimy się i denerwujemy, z drugiej – rozumiemy, że takie jest życie. Z rutyną można się pogodzić, ale można też walczyć. Dlatego warto poznać odpowiednie techniki tejże walki.
Otwórz oczy!
Czasami wystarczy tylko rozejrzeć się wokół siebie. Umysł przyzwyczajony do powtarzanych sytuacji rozleniwia się, przestaje rejestrować niewielkie zmiany. Jak wyglądają nasi współpasażerowie? Jak zmienia się przyroda – czy drzewa kwitną, a może odwrotnie – liście zaczynają już opadać? Takie podejście do otaczającego nas świata to tzw. uważność lub uważna obecność – z angielskiego mindfulness.
Czasopismo „Psychology Today” zachęca do uważności słowami: „zamiast pozwalać, by życie cię mijało, zacznij żyć chwilą i otwórz się na doświadczanie”.
Karolina przyznaje, że raczej nie zwraca uwagi na to, co dzieje się wokół niej. Poza jednym wyjątkiem:
– Wyłapuję ludzi, którzy „moim” autobusem jeżdżą okazjonalnie. To dlatego, że znam stałych bywalców linii 134.
To trochę za mało, żeby powiedzieć, że trenuje się uważną obecność. Karolina po półgodzinnym „wyłączeniu” przyjeżdża do pracy senna i niegotowa do rozpoczęcia obowiązków. Kiedy wraca do domu, jest zestresowana i zmęczona po całym dniu. Zjadają ją nerwy na myśl o niedokończonych zadaniach.
Takiego podejścia oducza mindfulness. W jaki sposób? Poprzez koncentrację na tym, co „tu i teraz”. Pracując – pracujemy, będąc w domu – rzeczywiście w nim jesteśmy i cieszymy się z tego, nie pozwalając sobie na zatruwanie czasu uciążliwym zdenerwowaniem.
Dr Jon Kabat-Zinn, amerykański badacz uważności, już 30 lat temu opracował system zwany MBSR (Mindfulness-Based Stress Reduction), czyli system redukcji stresu poprzez uważność. Badania Kabat-Zinna udowadniają, że uważność pomaga zdystansować się od problemów, a w rezultacie nie poddawać napięciu. To trudne, ale jak twierdzi Kabat-Zinn – do wyćwiczenia. I działa.
Ewelina, 25-latka ze Świebodzic, opowiada, że jej podróż do pracy nigdy nie jest taka sama, trzeba to tylko zauważyć.
– Każdego dnia spotkać można na drodze inną sytuację. Panią, której spadł z roweru łańcuch, przed którą najprawdopodobniej stoi wizja spóźnienia do pracy, albo pana w za ciasnych butach – wymienia. – Kiedy jeszcze studiowałam, często towarzyszyły mi nerwy z powodu zepsutego tramwaju, który odmówił motorniczemu dalszej współpracy akurat przed moim ważnym kolokwium. No i te podsłuchane mimochodem rozmowy w środkach komunikacji miejskiej: o ciekawej imprezie, jutrzejszym egzaminie, o niezdanym prawie jazdy, cioci Jadzi, która przeżywa drugą młodość, jeżdżąc po świecie…
– wspomina 25-latka.
Grzegorz Radłowski, socjolog, trener, coach, poleca korzystanie z mindfulness i innych sposobów relaksacji, takich jak medytacja czy techniki autogenne Schultza. Tłumaczy:
– Pomagają one zwiększać wpływ na własne samopoczucie, co jest szalenie ważne z punktu widzenia dzisiejszego tempa życia w Polsce, szczególnie w dużych miastach.
Wyprowadź głowę na spacer!
Kierowca samochodu obok jest rosyjskim szpiegiem, którego nie poinformowano o upadku ZSRR. W bagażniku trzyma setki tysięcy rubli i musi jak najszybciej dostać się do Moskwy, żeby dokończyć tajną misję – to dlatego wymusza pierwszeństwo i trąbi jak szalony.
Ta historia nie jest do końca prawdziwa. Być może nie ma w niej ani grama prawdy. Ale co z tego? Czy nie lepiej wyobrazić sobie, że tak rzeczywiście jest, niż irytować się na niebezpieczną jazdę „rosyjskiego szpiega”?
W dzieciństwie często wymyślamy niestworzone historie: pomarszczona sąsiadka wydaje nam się czarownicą i jesteśmy gotowi przysiąc, że tata ma nadnaturalne siły i może wszystko. Dorośli ze swoim „nie kłam”, „nie zmyślaj” powoli zabijają w nas tę umiejętność. Usypiamy wyobraźnię.
Naukowcy dowodzą, że to błędna strategia. Umysł uwięziony w sztywnych ramach rzeczywistości staje się apatyczny. Przyjmowanie wszystkiego takim, jakim wydaje się na pierwszy rzut oka, rozleniwia go i niszczy kreatywność.
Dziesięć minut dziennie – tyle potrzebujemy, żeby spuścić głowę ze smyczy i pozwolić jej swobodnie pohasać. Spojrzeć na rowerzystę, którego codziennie mijamy po drodze, i zastanowić się, jak ma na imię? Skąd u takiego wielkiego mężczyzny miłość do różowego bicykla z koszyczkiem?
Przesadzanie z bujaniem w obłokach może skutkować problemami z koncentracją, ale jeśli pozwolimy wyobraźni spokojnie podryfować przez krótką chwilę, może to przynieść właściwie tylko pozytywne skutki.
Osobnym rodzajem marzeń jest wizualizacja. W starożytnych: Grecji i Egipcie znachorzy zachęcali pacjentów, by ci wyobrażali sobie swój powrót do zdrowia. W ten sposób mieli wspomóc leczenie choroby. To podejście w pewnym stopniu przenika do współczesnej medycyny. Niektóre badania amerykańskich onkologów dowodzą wręcz, że u chorych, którzy tworzyli pozytywne wizualizacje, zauważono o 50 procent większą skuteczność leczenia.
„Wyobrażenie to początek stworzenia” – powiedział kiedyś George Bernard Shaw. Dlatego w drodze do pracy możemy „zobaczyć” udany dzień pełen sukcesów. Pani bufetowa tym razem nie przypali grochówki, a szef będzie miły. Uda się sfinalizować kontrakt z natrętnym klientem. Czy takie myśli nie wprowadzają automatycznie w dobry humor?
Wizualizacja naszych pragnień pomaga też w ich spełnieniu. Carl Gustav Jung, dwudziestowieczny szwajcarski psychoanalityk, który badał skutki wyobrażania sobie pozytywnych obrazów, był przekonany, że to działa.
„Lata, które poświęciłem na ściganiu moich wewnętrznych obrazów, były najważniejszymi w moim życiu” – twierdził. „W nich zdecydowałem o wszystkim, co dla mnie zasadnicze”.
Można Jungowi uwierzyć na słowo, ale lepiej spróbować samemu. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sprawdzić skuteczność wizualizacji na własnej skórze.
Zmień coś!
Moich rozmówców poprosiłam o jak najkrótsze określenie ich drogi do pracy. Większość odpowiedziała, że ta jest codziennie taka sama.
Kiedy uważność i wyobraźnia nie wydają się wystarczające, należy wytoczyć cięższe działa, czyli po prostu coś zmienić. To nie musi być rewolucja. Wystarczy drobna modyfikacja codziennej rutyny, byśmy odczuli różnicę. Nowe sytuacje i działania aktywują mózg i zmuszają go do nauki tego, jak poradzić sobie w nowych okolicznościach.
Dlaczego zawsze wybieramy tę samą drogę? Bo tak się przyzwyczailiśmy, bo nie chcemy eksperymentować. Ale w ten sposób tworzy się błędne koło – rutyna nas nudzi, ale nie zmieniamy jej, gdyż wymaga to dodatkowego wysiłku. Więc nadal się nudzimy.
A sposobów na zmianę jest wiele i wcale nie są tak trudne, wymagają tylko odrobiny samozaparcia. Można wysiąść przystanek wcześniej niż zwykle i resztę trasy pokonać pieszo albo na rolkach.
Można też kupić kawę na wynos gdzie indziej niż zwykle albo w ogóle nie pić kawy, tylko smoothie – witaminową bombę przygotowaną poprzedniego dnia, która będzie zastrzykiem energetycznym ze względu na swoją zdrową zawartość, aksamitny smak i optymistyczny kolor. Na fali przełamywania rutyny możemy też przeorganizować nasze miejsce pracy. Tak naprawdę każda zmiana, nawet najdrobniejsza, może pozytywnie wpłynąć na nasz nastrój i efektywność.
Nie powinniśmy pozwalać, żeby ogarnęło nas poczucie znudzenia – nie tylko ze względów prywatnych, lecz także zawodowych. Jak twierdzi Grzegorz Radłowski:
– Rutyna może odbierać ludziom chęci i motywację. Zamykają się w sobie, coraz częściej czują się wyczerpani, tracą energię życiową. Z tego powodu mogą być bardziej skłonni do popełniania błędów w tym, co robią. W skrajnych przypadkach rutyna może prowadzić do depresji – zaznacza. Couch potwierdza, że odmiana jest najlepszym sposobem na radzenie sobie z tym problemem. – Należy wprowadzać zmiany, stymulować siebie tymi zmianami, wystawiać się na nie – sugeruje.
Radłowski zwraca jednak uwagę na jeszcze jeden aspekt rutyny – pozytywny. Może być ona sposobem na radzenie sobie z niepewnością. Powtarzalność pewnych działań daje nam poczucie bezpieczeństwa i okiełznania rzeczywistości. Także w pracy może być przydatna i równoznaczna z doświadczeniem.
– Efektywność wzrasta przy rutynie rozumianej jako rutyna zawodowa – tłumaczy Radłowski. Wbrew stereotypom pewnego rodzaju powtarzalność może więc być pożądanym elementem. – Rutyna reguluje określone relacje w świecie ludzi, nazywane relacjami profesjonalnymi – kończy trener.
Choć ważne jest, żeby nasze życie mieściło się w uporządkowanych ramach, należy zachować równowagę pomiędzy „starym” a „nowym”. Ożywcze jest zrobić czasem coś innego.
Dni, których nie znamy
Wszystkie techniki, które możemy wprowadzić, żeby urozmaicić nasz dzień, na nic się zdadzą, jeśli nie zmienimy naszego nastawienia. Gdy uznamy, że tracimy czas, że nie może nas spotkać nic ciekawego, tak najprawdopodobniej będzie. Do innego podejścia zachęca Ewelina, która przekonuje, że może to być najprzyjemniejszy element dnia, kiedy jeszcze nie wiemy, co się przydarzy:
– Należę do optymistów, którzy co rano z uśmiechem mówią: „czeka mnie dzień pełen nowych wyzwań”. I dodaje: – Kiedy podczas studiów odbywałam praktyki w radiu, pewna pani redaktor powiedziała mi: „Pamiętaj, aby twoja droga do pracy przyniosła Ci jak najwięcej newsów, które będziemy mogli wykorzystać! Informacje są wszędzie, należy je tylko umieć dostrzec”. Te słowa tak bardzo utkwiły mi w pamięci, że staram się każdą podróż, czy to do pracy, czy do innego celu, aktywnie wykorzystywać.
Jeśli nawet nie uda nam się znaleźć pozytywnej motywacji, nie powinniśmy się martwić. Powtarzalność i nuda raczej nie są stanami permanentnymi. Jak mówi Grzegorz Radłowski:
– We współczesnym świecie jesteśmy raczej skazani na zmiany, a nie na rutynę.
Chwytaj dzień