Odmienne stany filmu
Medialny szum wokół depenalizacji narkotyków w Polsce jest zaledwie echem trwającej od lat większej, światowej dyskusji. Przyłączyło się do niej także kino, posiadające ogromny wpływ na masową świadomość. W filmach tworzonych na przestrzeni dekad użytkownicy substancji psychoaktywnych zmieniali swoje oblicza. Stawali się zagrożeniem i alternatywą dla konformistycznego społeczeństwa, zabierali widzów do złudnych rajów i prawdziwych piekieł rodem z Dantego.
Tekst: Piotr Mirski
Chociaż sceny zażywania narkotyków stanowią we współczesnym kinie codzienność, to jeszcze pół wieku temu wywoływały skandale. Przekonał się o tym Otto Preminger kręcąc Złotorękiego (1955), opowieść o niemalże wyleczonym heroiniście, który wychodząc z więzienia, musi stawić czoła pokusie powrotu do nałogu. Film ze względu na swoją tematykę nie uzyskał aprobaty Motion Picture Association of America, stowarzyszenia reprezentującego interesy wielkich hollywoodzkich wytwórni i przyznającego kolejnym tytułom kategorie wiekowe.
Wraz z nadejściem hipisowskiego ruchu, propagującego rekreacyjne lub quasi-religijne użycie psychodelików, pojawiły się następne filmy, które rzucały wyzwanie cenzurze. Jednym z nich była Podróż (1967) Rogera Cormana, która w Wielkiej Brytanii na swoją premierę musiała poczekać aż do 2003 roku. Fabuła tego dzieła jest tak prosta, jak sam tytuł.Twórca spotów reklamowych pod okiem przyjaciela zażywa LSD i odbywa wędrówkę po własnym umyśle oraz pulsującym światłami mieście. Sceny „kwasianych” tripów pojawiły się również w młodszym o dwa lata Easy Riderze Dennisa Hoppera, jednym ze sztandarowych obrazów związanych z ruchem hipisowskim.
Z biegiem lat tabu zmieniło się w zwykły filmowy rekwizyt. Handel narkotykami napędza fabuły zarówno filmów gangsterskich, jak i społecznych dramatów. Powstał nawet osobny podgatunek stoner comedy, czyli ćpuńska komedia. Także popkultura doczekała się kultowych postaci ćpunów – wystarczy wspomnieć podstarzałego hipisa Jeffa Lebowskiego z Big Lebowski (1998) braci Coen lub Jaya i Cichego Boba, dilerów pojawiających się w komediach Kevina Smitha.
Autostrada do piekła
Jednak zanim kolejne filmy przesunęły granicę tego, co cenzuralne, narkotyki pojawiały się w kinie jako znaki ostrzegawcze. W latach 30. kręcono w USA tzw. „cautionary movies”, czyli produkcje, które w grubo ciosany i paranoiczny sposób przestrzegały obywateli przed czyhającymi niebezpieczeństwami: używkami i chorobami wenerycznymi (z czasem przerodziły się one w „kino eksploatacji”, już bez żadnego moralnego komentarza dostarczające widzom wstydliwych przyjemności). Pośród tych napędzanych purytańskim oburzeniem ramotek znalazło się Narkotykowe szaleństwo (1936) Louisa J. Gasniera – wymierzony w substancje psychoaktywne wykład, który w pewnym momencie jest ilustrowany rzekomo prawdziwą historią. Bohaterowie filmu to młodzi ludzie, którzy pewnego dnia zostają poczęstowani marihuaną. Wstrząsani atakami niekontrolowanego chichotu, popełniają kolejne życiowe błędy: zabijają i zdradzają.
Z biegiem lat nowe pokolenia widzów dostrzegły w śmiertelnej powadze Narkotykowego szaleństwa komiczny potencjał. Wbrew pierwotnemu zamierzeniu, obraz ten jest dziś kultową pozycją wśród miłośników marihuany. Szczególnie zabawny wydaje się w wydanej na DVD pokolorowanej wersji, w której palone skręty emitują zielony lub purpurowy dymek. Ośmieszanie Narkotykowego szaleństwa trwa dalej. W 1998 r. w Los Angeles swoją premierę miał oparty na filmie satyryczny musical, a siedem lat później powstała jego telewizyjna adaptacja. W 2011 r. podczas festiwalu Nowe Horyzonty w sekcji Round Midnight przybliżającej zjawisko kultowych niegdyś „północnych seansów”, wyświetlono oryginalną wersję Narkotykowego szaleństwa. Obok niego pojawił się Kret (1973) Alejandro Jodorowsky’ego – obraz, który w całości składa się z serii surrealistycznych halucynacji i w zamierzeniu reżysera miał stanowić podkład pod zażywanie marihuany i LSD.
Od czasu premiery Narkotykowego szaleństwa powstało wiele filmów, które pokazują piekło nałogu. Na ich tle pewnym kuriozum – ale i niewątpliwym osiągnięciem – jest Requiem dla snu (2000) Darrena Aronofsky’ego. Zaczerpnięta z powieści Huberta Selby’ego Jr. historia traktuje o czwórce bohaterów, którzy sięgając po polepszacze nastroju, rozpoczynają rajd po autostradzie do piekła. Choć Requiem dla snu nie było w zamierzeniu filmem-przestrogą, dzięki nadgorliwości reżysera i zbyt wielu stylistycznym szarżom stało się najbrutalniejszym „cautionary movie” w dziejach kina. W serii szybko zmieniających się półsekundowych ujęć dostajemy przegląd wszystkich okropności, jakie towarzyszą skrajnemu uzależnieniu. Jest tu wbijanie brudnych igieł w przeżarte gangreną ręce i sprzedawanie swojego ciała za działkę podczas gigantycznych orgii, sceny deliriów i elektrowstrząsów.
Dzieci-kwiaty i dzieci-śmieci
Uzależnienie od narkotyków dotyka nie tylko poszczególnych jednostek – całe pokolenia znajdowały w nich zatracenie lub oświecenie. Bodajże najlepszym filmem ukazującym nałóg jako sposób na życie społeczności, jest głośne Trainspotting (1996) Danny’ego Boyla’a. W obrazie zrealizowanym na podstawie równie głośnej powieści Irvine’a Welsha zażywanie heroiny jest pokłosiem nihilizmu młodych Szkotów. Główny protagonista mówi, że wybiera uzależnienie zamiast mieszczańskiego życia, bo nie widzi wartości w gromadzeniu dóbr materialnych i zakładaniu rodziny. Nihilizm rodzi jednak w równym stopniu nonkonformizm co konformizm i w finale bohater, w ramach dziwnej przekory, postanawia okraść przyjaciół i za ich pieniądze rozpocząć nowe, uładzone i dostatnie życie.
Tym, co obok świetnej reżyserskiej roboty i pełnokrwistej gry aktorskiej zachwyca w Trainspotting, jest jego wyważenie. Twórcom udało się uniknąć zarówno pochwały, jak i nagany. Scenom szampańskiej zabawy i odlotów do heroinowego nieba towarzyszą znacznie mniej przyjazne epizody – napady paranoi lub słynne już nurkowanie w muszli klozetowej w poszukiwaniu zagubionych opiumowych czopków.
Biorę heroinę po obejrzeniu Trainspotting – mówi dziennikarce młoda imprezowiczka z Human Traffic (1999). Dziewczyna, rzecz jasna, ironizuje – nakręcony przez Justina Kerrigana, portretujący klubową subkulturę film jest prztyczkiem w nos zaniepokojonych i zbulwersowanych rodziców. Chemiczne pokolenie nie pracuje tu wcale na własną zgubę. Równie dobrze możesz zadławić się liściem sałaty – ripostuje jeden z bohaterów lekarzowi, który wymienia zagrożenia płynące z zażywania narkotyków. W finale, po szalonej nocy, odporni na uzależnienie młodzi ludzie decydują, że na jakiś czas biorą wolne od pigułek. Jeszcze bardziej optymistyczne jest Zdobyć Woodstock (2009) Anga Lee. Wzięcie LSD towarzyszy tu seksualnej inicjacji młodego mężczyzny, a jego halucynacyjny trip wieńczy ekstatyczny, a zarazem łagodny wybuch białego światła.
Z kolei Narkotykowy kowboj (1989) Gusa Van Santa utrzymany jest w nieco bardziej gorzkim tonie. Chociaż postacie okradających apteki bandytów mają tu ekstrawagancki, buntowniczy rys, to już na samym początku jedna z nich deklaruje: gramy w grę, w której nie możemy wygrać. Podobnie jest w fantastyczno-naukowym obrazie Przez ciemne zwierciadło (2006) Richarda Linklatera. Jego bohaterowie z niedalekiej przyszłości zmagają się z nową, bardzo niebezpieczną substancją. Philip K. Dick, autor literackiego pierwowzoru, napisał w notce dołączonej do jednego z wydań książki:
To opowieść o ludziach, którzy zostali ukarani o wiele za surowo. Chcieli tylko mile spędzać czas, byli jak dzieci bawiące się na ulicy, które patrzą, jak po kolei zabiera je śmierć, jak giną jedno po drugim, masakrowane przez przejeżdżające samochody, a mimo to nie przerywają zabawy.
Za drzwiami percepcji
Dla wielu artystów i myślicieli, w tym Aldousa Huxleya i Stanisława Ignacego Witkiewicza, narkotyki, a w szczególności psychodeliki i halucynogeny, były źródłem inspiracji, a nawet więcej – sposobem na odkrycie wiekuistej prawdy. Co ciekawe, większość filmów poświęconych tym poszukiwaniom jest raczej pesymistyczna w wymowie. W Odmiennych stanach świadomości (1980) Kena Russella pewien naukowiec za pomocą halucynogenów stara się odkryć nowe poziomy ludzkiej nieświadomości. W finale widzi początek wszechświata i odkrywa z przerażeniem, że nie czeka tam na niego żadna odpowiedź, tylko wielkie, ohydne nic. Podobny wątek pojawia się w Las Vegas Parano (1998) Terry’ego Gilliama, ekranizacji Lęku i odrazy w Las Vegas Huntera S. Thompsona, będącego requiem dla pokolenia dzieci-kwiatów. W jednej ze scen główny bohater, pozostający w narkotykowej malignie dziennikarz, wygłasza monolog
o pokoleniu wiecznych kalek, upadłych poszukiwaczy, którzy nie pojęli mistycznej ułudy Kultury Kwasu, desperackiego założenia, że ktoś lub przynajmniej jakaś siła podsyca światełko na końcu tunelu.
Nagi lunch (1991) Davida Cronenberga, oparty na niegdyś zakazanej, a dziś kultowej powieści Williama S. Burroughsa, rozlicza się z tezami o stymulującym wpływie narkotyków na działalność artystyczną. Nawiązujący zarówno do samej książki, jak i legendy jej powstania film pokazuje niespełnionego pisarza, który po nieumyślnym zabiciu swojej żony pogrąża się w wywołanych środkiem do eksterminacji karaluchów bad tripach. Z kolejnych majaków wyłania się historia przedziwnego spisku, w który zaangażowane są przypominające owady stwory oraz tajemnicze organizacje. To wszystko jednak projekcje poczucia winy głównego bohatera. Nałóg i wywołana przez niego paranoja stanowią sposób na radzenie sobie z traumą po śmierci żony.
Dużo skuteczniejszym, ale i boleśniejszym sposobem na to okazuje się wściekłe walenie w klawisze maszyny do pisania, w nadziei, że ich stukot odegna kiedyś demony poczucia winy.
Narkotyczny trip zakończony deziluzją stanowi również sedno najwybitniejszego filmu poświęconego substancjom psychoaktywnym, Wkraczając w pustkę (2010) Gaspara Noégo. Cały obraz to trwająca prawie trzy godziny przedśmiertna, stymulowana dodatkowo przez zażyte wcześniej psychodeliki halucynacja postrzelonego przez policję dilera. Narkotyczną wizję wieńczy odrodzenie się bohatera jako dziecka własnej siostry. Życie okazuje się pętlą, a wszystkie okropieństwa, których doświadczył, mają się powtórzyć. Film Noégo, poza tym, że dostarcza widzowi gorzkiej pigułki nihilizmu, jest również formalnym arcydziełem sztuki filmowej. Reżyser przedstawia świat widziany oczami głównego bohatera, pozwalając mu przenikać przez ściany i tonąć w stroboskopowej poświacie. Dzięki temu zmienia film w doskonały symulator odmiennych stanów świadomości.
Na przykładzie Wkraczając w pustkę widać dobitnie, jak bardzo nośnym dla kina tematem są narkotyki – odpowiednie zainscenizowanie chemicznego rollercoasteru to wyzwanie dla każdego reżysera, farmakologiczne zaburzenie perspektywy bohatera potrafi zasiać w widzach twórcze wątpliwości odnośnie rzekomego filmowego realizmu, a kontrowersyjne wątki są wciąż w stanie podgrzać temperaturę wokół dzieła. Słowem, narkotyki w filmie to niezła zabawa. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest to zabawa niewinna. Te wszystkie produkowane przez dekady obrazy – gnioty i arcydzieła – mają swój udział w konstruowaniu zbiorowej świadomości na temat substancji psychoaktywnych.
Odmienne stany filmu