Współczesne miasta
(U)wiedziony przez miasto przypadkowy bywalec wątpliwych peryferii. Urokliwych przestrzeni, które mamią, prowadzą, nadają rytm krokom. Poszukując obrazów tego miasta, wkraczam w labirynt miejsc, w oddech ulic dzielących sznury kamienic. Kluczem dla odczytań przestrzeni staje się widok z ziemi, obecność umożliwiająca spotkanie, namacalna bliskość.
Tekst: Justyna Sołtys
Zdjęcia: Bartosz Klonowski
Czytanie zawiera w sobie, jak pisze Micheal de Certeau, „wszelkie cechy skrytego wytwarzania: błądzenie po stronie, przetwarzanie tekstu za pomocą wędrującego wzroku, wymyślanie albo przewidywanie znaczeń na podstawie kilku słów, przeskakiwanie zapisanych przestrzeni, prowizoryczny taniec” („Wynaleźć codzienność. Sztuki działania”). Owemu czytaniu towarzyszy celowe zbłądzenie w mieście. Porzucając mapę, zdajesz się na szept dróg, okolicznych murów, na symbolikę wizualnej strony miasta. Miasto staje się opowieścią powodowaną każdym kolejnym krokiem. Odczytujący zaś wyznacza granice tego, czego doznaje i co zapisuje. Powolne wędrowanie po nieznanym, błąkanie się w charakterze obcego, pozwala na mnogość interpretacji, na nieograniczone konstruowanie wyobrażeń dotyczących tego, czego doświadcza. Nieskażony w tym przypadku wiedzą umysł gwarantuje czystość doznań, mimo że odczytanie wszystkiego, co widzimy, może mieć charakter powierzchowny, sprowadzony do kilku spojrzeń rzuconych w przypadkowym przechodzeniu.
Chłód peryferii, pustka dnia
Gdzieś pomiędzy rzeczywistością a wyobrażeniem, krokiem coraz bardziej wątłym, wręcz intuicyjnym, zacierający granice między centrum a peryferiami spacerowicz odkrywa przestrzenie będące na co dzień tłem dla ludzkiego życia. Chłód miejsc zaniedbanych, chropowata struktura dotykanych płaszczyzn. Miejsca, które za dnia są punktem w podróżach obcych sobie ludzi, nocą zmieniają swoją naturę za sprawą artystycznych działań. Najczęściej są to elewacje starych budynków w dzielnicach niepewnych, niepokojących, niebezpiecznych. Innym razem wnętrza fabryk nieużywanych od lat, powoli niszczonych przez chytrze wymykający się światu czas. Każdorazowo są to jednak obszary o silnej tożsamości, historii bądź funkcji. Ich charakter objawia się w tym, czego nie ma, znaczenie wypowiadane jest przez aktualną nieobecność, przez zdarzenia, które minęły. Cisza owych miejsc będących siedliskiem nietolerancji, wykluczenia, niegdyś budząc obawy i odstraszając, dziś krzyczy i inspiruje, kierując oddolne działania w stronę obszarów, w których sztuka może spowodować zmiany.
Urokliwe zbłądzenie w obcym mieście, spowodowane potrzebą miejsca i potrzebą bycia „tu”. Owa potrzeba zawiodła mnie niegdyś w nieodkryte i nieznane mi wcześniej przestrzenie Gdańska. W miejsca pozornie puste, zapomniane, niczyje. Te przypadkowe kroki, ślady stóp – niesione chwilą, w beztroskim zapomnieniu o upływie czasu i planach podróży – przybrały charakter swoistych romansów z przestrzenią. Przestrzenią, która zwodzi w swoje tajemnicze czeluście. Od tego momentu każdej podróży towarzyszy świadomość o dwóch obliczach miasta, z których jedno budzi się dopiero wówczas, gdy zasypia drugie. Spacery spowite wczesnozimowym mrokiem, pomiędzy chłodem ulic, wśród alei wygasłych latarni, wydają się swoistym wykradaniem kadrów rzeczywistości, fotograficznym kolekcjonowaniem fragmentów istnienia miasta, gdy mgliste spojrzenie odrzuca ostre obrazy na rzecz zmysłowych, sugestywnych wrażeń. Każdy krok to nowa opowieść o zmieniającej się przestrzeni poznawanej jedynie odłamkowo, lecz synestezyjnie – poprzez postrzeganie, ale i przez to, co niedostrzeżone.
Poprzez wsłuchiwanie się i niedosłyszenie w zupełności, wszakże każdy wznoszący się ku chmurom mur, każda gwiżdżąca na wietrze okiennica szepce po cichu swoją własną historię. Każda ulica, choćby najciaśniejsza i pozornie nieznaczna – takie zdają się krzyczeć najgłośniej…
Zaczarowanie świata, wspomnienia i powroty
Te miejsca istniejące w zapomnieniu stają się niejednokrotnie płaszczyzną dla nieoczekiwanych działań. Chłód pewnego zimowego wieczoru na terenie Dolnego Miasta w Gdańsku z towarzyszącym mu, jakże nieoczywistym, zapachem pomidorowych krzewów stał się swoistym mamieniem zmysłów, przywołującym wspomnienia z dzieciństwa. Droga ciągnąca się wzdłuż kolejowych szyn wyznaczających dawną linię tramwajową wiodła do starej fabryki układów hydraulicznych. Jej wnętrze zdawało się szeptać opowieść z dzieciństwa, coś naturalnego, niemniej zważywszy na ówczesne, listopadowe okoliczności – magicznego.
Ściana złożona z czterobocznych kolorowych szklanych płatów, o barwach podstawowych intensyfikowanych światłem wnętrza, subtelnie odsłaniała to, co mieści się poza nią. Delikatne pomidorowe gałązki opierały się o jej fragmenty, zielonolistne poziomkowe krzewy snuły się po czarnej ziemi. Rozchylone drzwi hipnotycznie zapraszały do środka. Przekroczywszy ich próg, każdy kolejny krok wprowadzał w świat magiczny, świat owej dziecięcej beztroski, pełen wspomnień. Świat synestezyjny wydający się złudzeniem potęgowanym nie tylko obrazem, lecz także zapachem, światłem i dotykiem. Bliskość natury, pielęgnacja roślin stają się jednoczesnym powrotem do marzeń i uśpionych tęsknot, przywołaniem wspomnień, w których obraz dawnego życia, sprowadzający się do spojrzenia w nieskończoność sadu roztaczającego się zza drewnianej okiennicy, zdaje się tak bliski rozmyślaniu o utopii, sennej krainie. (Autorka nawiązuje do pracy artystów Marcina Grzędy i Pawła Sasina „Floraindustry”, zrealizowanej podczas wydarzenia „Narracje 2011: Instalacje i Interwencje w Przestrzeni Publicznej. Natura Miasta”.)
By spotkać niezapomniane
W obliczu anonimowości przepełniającej współczesną codzienność migrujemy z bezpiecznego centrum na obrzeża miasta, na kruche, przerażające peryferia. Błądzimy w zaczarowywanym na chwilę miejscu. W niecodziennym spotkaniu, uwiedzeni przestrzenią urokliwą, miastem mamiącym, nadającym rytm krokom, niczym obcy podróżni bez mapy, w przypadkowej drodze, z perspektywą opowieści nieopowiedzianej nigdy wcześniej zbieramy kadry tego, co zaistniało w spontanicznym działaniu. Wspomnienia narracji tkanej w urbanistyczne istnienie. Cóż powoduje owe wędrówki? Spotkanie z tym, co zapomniane, a może z tym, co prawdziwe, namacalne, odczuwalne zmysłowo? Z przestrzeniami, które mówią o życiu istniejących tam ludzi. Z przestrzeniami, które wciąż pozostają prawdziwie publicznymi, nie dość atrakcyjnymi dla inwestorów, lecz istotnymi dla zwykłych ludzi. Przestrzeniami budzącymi pragnienie reżyserowania zdarzeń i opowieści.
Współczesne miasta