Jeszcze dzień życia
Afryka do dziś pozostaje nieskończonym wyrzutem sumienia dla społeczeństw tych państw, które bezdusznie i bez zahamowań eksploatowały Czarny Ląd oraz jego mieszkańców. Z tym że poczucie winy wydaje się być nieustannie wypierane, pamięć lekceważona, a poszanowanie praw człowieka dalece niezadowalające. Z tej drogi próbował nas zawrócić Ryszard Kapuściński, relacjonując zdarzenia z różnych zakątków świata w taki sposób, by mimo braku mediów elektronicznych i szybkiego dostępu do aktualnych informacji przybliżyć ówczesne wydarzenia tak w rzetelny, jak również zaangażowany sposób. Te historie nie tylko wciąż są żywe, lecz zyskują nowy wymiar. Raúl de la Fuente i Damian Nenow nawiązują do legendy Kapuścińskiego i jednej z jego najbardziej przejmujących książek Jeszcze dzień życia, tworząc w oparciu o nią niezwykły film, pokazujący przemianę autora w obliczu sytuacji, którym przyszło mu świadkować.
Tekst: Roger Weichert
Ilustracje: Platige Film / Platige Image
Kojarzy się z niebotycznym skwarem oraz rzęsistymi opadami w porze deszczowej. Z rozległymi obszarami pustynnymi i połaciami wypalonych słońcem stepów czy sawann, przemierzanych przez niezliczone rzesze dzikich zwierząt, a także z gęstą dżunglą, która na wysokości równika przecina kontynent w pół. Miejsce, gdzie ekstrema żyją obok siebie, nieustannie się ścierają, bezkompromisowo zwierając się w śmiertelnym uścisku.
Kontynent, gdzie bogactwo nielicznych brutalnie podkreśla biedę, żeby nie napisać nędzę, innych. Źródło gigantycznych zysków dla korporacji transnarodowych i przedmiot rozgrywek najpotężniejszych państw na świecie, które wiedzą, że Afryka jest słaba i jeszcze przez jakiś czas taka pozostanie. Zdają sobie jednak sprawę, że nie będzie to trwało wiecznie, więc jeszcze próbują wydrzeć co się da, sprytnie kreując jak najlepsze stosunki z władzami tamtejszych państw.
Najpoważniejsi gracze polityczni i biznesowi wiedzą, że nadchodzi czas zapłaty za okres kolonializmu, co wyraża się choćby w postaci kryzysu imigracyjnego, lecz grają na zwłokę. Jednocześnie Czarny Ląd nadal łączony jest z głodem, zacofaniem i szybkim umieraniem, ze światem, gdzie każdy dzień szacuje się na wagę złota.
Esencja Afryki
Historia Angoli, kraju, o którym Ryszard Kapuściński opowiada w swojej książce Jeszcze dzień życia, stanowi kwintesencję dziejów kontynentu afrykańskiego. Skolonizowana przez Portugalczyków stała się głównym źródłem niewolników na handel, których eksportowano przede wszystkim do Brazylii i na rozliczne wyspy Morza Karaibskiego. Za ocean trafiło w ten sposób około 4 milionów ludzi, czyniąc z Angoli czarną matkę świata.
Miejscowy ruch narodowowyzwoleńczy zyskał poważny wymiar w połowie XX wieku, a swój cel miał osiągnąć dopiero po bezkrwawej rewolucji goździków i obaleniu reżimu Salazara w Portugalii, do czego doszło w 1974 roku. Wówczas nowe demokratyczne władze zapoczątkowały proces dekolonizacji swoich zamorskich posiadłości, w tym Angoli. Perspektywa niezależności sprowokowała w wieloetnicznym kraju nieokiełznaną i bezwzględną wojnę domową.
Zacofane, biedne, pogrążone w analfabetyzmie państwo staje się kolejnym gorącym frontem zimnowojennego starcia dwóch supermocarstw – Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, wspierających przeciwne sobie strony konfliktu. W walkę militarnie angażują się również Kubańczycy, a na południowej granicy w gotowości czeka dobrze uzbrojona armia RPA, ciesząca się przychylnością Waszyngtonu. Pogrążony w bezhołowiu kraj przypomina kocioł w stanie wrzenia, który w każdej chwili może wykipieć. Wszędzie panuje chaos, niepewność, napięcie i bezradność.
Portugalczycy w pośpiechu opuszczają luksusowe dzielnice Luandy, zamykają się sklepy, służby porządkowe rozpływają się w powietrzu, a miasto tonie w rosnącej masie śmieci. Ludzie koczują na lotnisku i w porcie. Całymi dniami, od zmierzchu do świtu, rośnie las drewnianych skrzyń zawierających dobytek zrozpaczonych uciekinierów. Piętrzą się rozliczne majątki, ale również wściekłość, ból, żal i myśl, że kawałek po kawałku będzie trzeba zapomnieć o dotychczasowym życiu. Brazylia, Republika Południowej Afryki i Portugalia już na nich czekają. Już niebawem do tamtejszych portów zawitają statki-miasta, które wcześniej przemierzą ocean, by dotrzeć do celu. Karawele wracają, jak u Antunesa. Luanda wymiera, pozbawiona zostaje witalności, odchodzi w zapomnienie. Front zaś, ze względu na rozległość powierzchni kraju, ma charakter punktowy, a nie ciągły. Pośród walczących znajdują się kobiety, a także dzieci. Te ostatnie trafiają do wojska prosto z ulicy, wymieniając zeszyt na karabin. Nieobliczalność sytuacji narasta z każdą godziną. Taką Angolę zastaje Ryszard Kapuściński we wrześniu 1975 roku.
Opowieść o niepewności
Nikt nie chciał tu przyjeżdżać, by relacjonować przebieg konfliktu. Tylko szaleńcy decydowali się wypuścić w nieznane, gdzie wszystkie chwyty były dozwolone, a każdy dzień witano z nabożeństwem łaski niebios. W takich momentach człowiek uświadamia sobie znikomość ludzkiego istnienia, okoliczności druzgoczą bowiem znane mu dotąd perspektywy, pokazując jak łatwo z podmiotu przeistoczyć się w przedmiot, i jednocześnie piszą epilog niewinności obserwatora. Przyglądanie się światu nie wystarcza, kiedy walczy się o przetrwanie. Dla Ryszarda Kapuścińskiego przestały wówczas obowiązywać sztywne ramy depeszy prasowej. Rok 1976 zaowocował pierwszą książką, która nie była zbiorem reportaży. Beznamiętne, suche informacje przekazywane Polskiej Agencji Prasowej zastąpił literackim opisem, emocjonalną relacją, ale nie z wojny jako takiej, lecz z niepewności, która jej towarzyszy, z oczekiwania na nadciągającą niewiadomą, która w każdej chwili może zmieść człowieka z powierzchni ziemi. To także raport z chwilowej ulgi będącej udziałem uczestników wydarzeń, którym został podarowany jeszcze dzień życia.
Kapuściński w kinie
Ta nagła zmiana znajduje również przełożenie na przedsięwzięcie, jakiego podjęli się hiszpański dokumentalista Raúl de la Fuente oraz polski reżyser Damian Nenow. Za ich sprawą po raz pierwszy w historii polskiej kinematografii proza Kapuścińskiego zostanie przełożona na język dziesiątej muzy – za pomocą animacji i dokumentu. Another Day of Life nie jest jednak ekranizacją książki, lecz pierwszym pełnometrażowym filmem o samym Ryszardzie Kapuścińskim. Stanowi połączenie klasycznych, narracyjnych scen z epickimi, surrealistycznymi sekwencjami przedstawiającymi świat przez pryzmat emocji i uczuć bohatera. Dzięki animacji twórcy obrazu mogą zaprezentować wszystko to, czego kamera by nie uchwyciła. Choć ta pełnometrażowa produkcja może wydawać się połączeniem niespotykanym, a nawet ryzykownym, to z pewnością stanowi bardzo oryginalny i nowatorski pomysł, który pozwoli widzom przenieść się wraz z legendarnym autorem na wojenny front i lepiej zrozumieć towarzyszące mu emocje: strach, szaleństwo, panikę i wszechogarniającą samotność. Da im także możliwość obserwowania, jak Kapuściński z reportera przeistacza się w pisarza, jak do tego miana dojrzewa, przewartościowując swoje dotychczasowe życie.
Another Day of Life pokazuje, jak poprzez postacie dzielnej bojowniczki Carlotty i comandante Farrusco, poznanych podczas wyprawy na front, wojna w Angoli przybiera w oczach Kapuścińskiego ludzką twarz. Dzięki warstwie dokumentalnej, stanowiącej wyraźnie mniejszą część produkcji, publiczność ma okazje poznać bohaterów wydarzeń po 40 latach od wybuchu konfliktu, dowiedzieć się, jak im się udało przez to wszystko przejść? Co wówczas myśleli na temat dziejącej się na ich oczach historii, a co myślą teraz? Czy zrealizowali swoje ideały? W ten sposób świat przedstawiony w animacji ulega znacznemu pogłębieniu i urzeczywistnieniu. Zresztą te dwie warstwy nieustannie się ze sobą krzyżują i wzajemnie uzupełniają. Another Day of Life łączy świat gry aktorskiej (pierwowzorem animowanych postaci byli prawdziwi aktorzy – Mirosław Haniszewski, Olga Bołądź i Tomasz Ziętek), montażu znanego z filmów fabularnych, zdjęć dokumentalnych i komiksowych animacji przepełnionych surrealistycznymi wizjami. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie współpraca międzynarodowego zespołu 200 artystów, grafików i animatorów, której przewodzi polskie studio produkcyjne Platige Films, należące do Platige Image.
Confusao
Obok Ryszarda Kapuścińskiego oraz wspomnianych już postaci występujących w reportażu, Carlotty i comandante Farrusco, w rolę równorzędnego bohatera Another Day of Life wciela się przewrotne confusao. Pozostając w oku cyklonu, autor próbuje nie tylko odnaleźć właściwe sobie miejsce, ale przede wszystkim zrozumieć wojenną rzeczywistość Angoli. Wir dotykających go zdarzeń wywołuje rozpaczliwą bezradność i jednocześnie bezkresną pokusę podejmowania ryzyka. Mierzy się bowiem z tym, z czym mieszkańcy afrykańskiego kraju spotykają się na co dzień, z czym żyją i w czym żyją. Confusao – tajemny wytrych do lokalnego świata, słowo, które syntetycznie oddaje charakter tamtejszych realiów, stan zawieszenia między snem a jawą. Kondycja determinowana przez człowieka, lecz wymykająca się mu spod kontroli i czyniąca go swoją ofiarą.
Tkwi w pułapce semantycznej nieprzekładalności, celebrując swój specyficzny sens. Jeśli jednak pokusilibyśmy się o próbę zdefiniowania zjawiska, można byłoby napisać, iż kryje się za nim zamieszanie, bałagan, nieład, zupełne zagubienie. Dysponuje potworną siłą, dezintegruje zamiary, podjęte perspektywy, czyni ludzi bezwładnymi wobec biegu zdarzeń, zapraszając ich do pogodzenia się z faktem doznania stanu bezbronności.
Confusao ma wymiar uniwersalny, rezonuje swoją mocą i dotyka jednostkę w kluczowych dla kraju momentach, wyrywa ją z dotychczasowych ról, przyzwyczajeń, pozbawia codziennych pragnień i wrzuca w tygiel nieprzewidywalnych wydarzeń, które prędkością, zmiennością i swoim nieprawdopodobieństwem wyczerpują do cna, ale przynoszą też ulgę. Ulgę związaną z przetrwaniem, możliwością rozpoczęcia od nowa. Jednak nikt nie może wybrać momentu, w którym chce się wyrwać z objęć nieokiełznanego żywiołu. Ofiary są z nim do samego końca, bez względu na to, czyj miałby on być. Trzeba zdać się na ostrożność powolnego działania i stoicką cierpliwość.
W końcu confusao straci na sile, wtargnie w swój schyłek i odejdzie, dając czas dotkniętym jego gwałtem na zebranie sił, by w bliżej nieokreślonej przyszłości znów niespodziewanie uderzyć. Choć Ryszard Kapuściński pisał o niniejszym zjawisku w kontekście wojny w Angoli, to trudno oprzeć się wrażeniu, że jako czytelnicy zyskaliśmy określenie, które doskonale opisuje wszystko to, co przytrafia się nam w prywatnym mikroświecie.
Wszak każdy z nas, na skutek swoich działań, co jakiś czas doświadcza indywidualnego confusao, nieprzewidywalnego zamętu, takich kolei losu, które zmuszają do dryfowania w nieznane, do poddania się siłom rozmaitych egzystencjalnych prądów finalnie wyrzucających nas na zupełnie anonimowy brzeg.
Another Day of Life zadaje również pytanie, czy w takich okolicznościach, kiedy rzeczywistość szaleje, kiedy to oślepiające światło rewanżyzmu odbiera ludziom rozum, kiedy instynkty i emocje zarządzają życiem, nadal można być tylko zimnokrwistym i obiektywnym obserwatorem? Czy reporter ma prawo angażować się w sprawę, a nawet opowiadać się po jednej ze stron?
Nie jest za późno
Hybrydyczny obraz Damiana Nenowa i Raúla de la Fuente zadaje zresztą więcej pytań. Zdaje się, że dziś, być może bardziej niż kiedykolwiek, taki film jest szczególnie potrzebny. W dobie wzbierającej przymusowej mobilności człowieka, skazanego na przemieszczanie się w wyniku wojen lub w poszukiwaniu środków do życia, powinniśmy zadać sobie trud i zastanowić się, jaka jest nasza rola w perspektywie tychże zdarzeń i jaką lekcję mamy z nich wyciągnąć. Pomyśleć, czym jest człowieczeństwo i czy przypadkiem, kiedy kierujemy złe spojrzenie na tych, którzy uciekają przed niedolą, nie powinniśmy poczuć ukłucia wstydu. Another Day of Life pomaga wyrwać Afrykę z zapomnienia i pogardy. Życzyłbym wszystkim, aby ta niezwykła produkcja poruszyła nasze sumienia i pozwoliła dostrzec, jak wiele mamy i jak daleko zaszliśmy.
Confusao, którego ofiarami padamy, zazwyczaj kończy się na materialnym uszczerbku, złości czy absmaku. Tymczasem confusao charakterystyczne dla Afryki, dla Angoli, dla wszystkich tych miejsc ogarniętych konfliktami zbrojnymi i etnicznymi czystkami dyktuje najwyższą cenę w postaci utraty życia. Dlatego zachowujmy otwarte umysły, bądźmy krytyczni, ale przede wszystkim dostrzeżmy w tych wszystkich, którzy szukają lepszego jutra, choćby namiastki poczucia bezpieczeństwa i kawałka chleba, pełnowartościowych ludzi. W tych, których wielowiekowa tradycja kolonialnego wyzysku przywiodła do bram sytego świata. Przyjmijmy wreszcie do wiadomości, że to jest nasz problem, że nie mamy prawa przeganiać potrzebujących, udając, że ich sytuacja nas nie dotyczy. Nie z takim bagażem historycznych poczynań, które dzisiaj zbierają żniwo. Wojna i niedostatek toczą przede wszystkim peryferia nowoczesnego świata, gdzie budzi się świadomość, a ich mieszkańcy zaczynają walczyć o swoją godność. Starają się więc ocalić wątłe istnienia, podejmując ryzykowną wędrówkę, która nie wiadomo dokąd ich doprowadzi.
Nie wiem, czego życzyłby sobie Ryszard Kapuściński, ale przemierzając karty jego książek, mam wrażenie, iż nie miałby nic przeciwko, gdyby ludzie okazywali sobie więcej zrozumienia, otwartości i wzajemnej wdzięczności. Gdyby chcieli siebie i swoje kultury poznawać, a nie degradować je, deptać i unicestwiać. Jeśli nie pomagają ani rzetelne studiowanie literatury, ani akcje budujące świadomość społeczno-kulturową, to może niekonwencjonalny projekt w postaci Another Day of Life stanie się sugestywnym impulsem dla wszystkich tych, którzy nie chcą lub nie potrafią poruszać powyższych kwestii. Nigdy nie jest za późno, by otworzyć oczy.
Another Day of Life
Czas trwania: 80 minut
Reżyseria: Raúl de la Fuente (Hiszpania), Damian Nenow (Polska)
Scenariusz: Raúl de la Fuente, Amaia Remírez, David Weber, Niall Johnson
Produkcja: Platige Films (Polska) / Kanaki Films (Hiszpania)
Koprodukcja: Walking the Dog (Belgia) / Wüste Film (Niemcy) / Animations Fabrik (Niemcy) / Pupperworks (Węgry)