Karnawał nie w Rio
Zapusty – czas tańców, zabaw, przebieranek i ogólnej wesołości, ale również pora zemsty i grozy, święto dzikiego tłumu i nieokiełznanych pragnień. Jaka jest historia karnawału? Co można rozumieć pod pojęciem karnawalizacji? W jaki sposób wątek ten objawia się współcześnie w kulturze popularnej? Zobaczmy!
Tekst: Karolina Madrak
Zdjęcia: Katarzyna Widmańska (widmanska.com)
Słowo karnawał pochodzi od łacińskiego carnem levare i oznacza usuwać mięso. W tradycji chrześcijańskiej wyrażeniem tym określano dni bezpośrednio poprzedzające Wielki Post, rozpoczynające się świętem Trzech Króli, a trwające do przedpopielcowego wtorku. Okres ten od niepamiętnych czasów łączony był z płodnością, wzrostem i dosytem. Niektórzy badacze doszukują się jego źródeł w kulturze antycznej i tradycji związanej z bogiem Bachusem oraz poświęconymi mu bachanaliami. Zapusty wyrastały z ludycznej kultury śmiechu. W ich trakcie radość i wolność wylewały się na ulice, a wielobarwny, pełen entuzjazmu tłum ożywiał miasta.
Jednak ten szczególny moment w roku to nie tylko zabawa, pijaństwo i uciecha. W czasach średniowiecznych, gdy życie toczyło się według rygorystycznych, nieprzekraczalnych zasad, pełnił także inne niezwykle istotne funkcje. Michaił Bachtin, twórca pojęcia karnawalizacji, używał rozleglejszej kategoryzacji czasowej. W jego rozumieniu karnawał nie trwa od-do, ale przejawia się zawsze wtedy, gdy do głosu dochodzi spragniony zabawy lud. Mówi więc o okresach karnawałowych, do których zaliczają się takie wydarzenia jak: święto głupców, święto osła, odpusty¹.
Kilka słów o strukturze średniowiecznego świata
Podążając za myślą Bachtina, można stwierdzić, że w wiekach średnich wyznacznikiem prawa, najwyższym symbolem władzy, który rozstrzygał o wszystkim i od którego wszystko zależało, był król. W dużym uproszczeniu: jedno słowo władcy decydowało o wojnie i pokoju, o życiu lub śmierci. Jego przychylność gwarantowała szczęście i dostatek, niełaska zaś niweczyła wszystko. Podziwiano go, darzono szacunkiem godnym namiestnika Boga na Ziemi, ale także się go obawiano. Status boskiego pomazańca nakładał na osobę panującego jeszcze jedno znaczenie. Otóż obszary zarządzane przez niego podlegały zarówno władzy świeckiej, jak i kościelnej. Prawo średniowiecza było zasadniczo zespojone z religią, a król w jednej osobie był urzędnikiem państwowym i reprezentantem Kościoła. Posłuszeństwo wobec władcy wynikało wobec tego nie tylko z autorytetu jego samego, ale również z poczucia moralnego obowiązku.
Nie dziwi więc, że rządzący rzadko spotykał się z krytyką. Nikt nie śmiał powiedzieć mu prawdy i zdradzić swojej niepochlebnej opinii, co sprawiało, że średniowieczna struktura władzy była praktycznie nieprzepuszczalna. Istniała jednak postać, której obnażanie potknięć panującego nie tylko uchodziło na sucho, ale stanowiło jedno z głównych oczekiwań wobec niego. Mowa o błaźnie, jedynej osobie, która miała prawo, a nawet obowiązek naśmiewać się z króla.
Warto zwrócić uwagę na symbolikę otaczającą błazna w średniowieczu. Jego strój przypominał szaty królewskie, różnił się jednak jaskrawymi barwami. Nosił także nakrycie głowy w postaci czapki, której krawędzie skierowane były ku dołowi, nierzadko zakończone pomponami lub dzwoneczkami. Także ciało błazna, wypaczone i zdeformowane, pozostawało dalekie od królewskiego ideału lub choćby od wyobrażenia o nim. To o tyle istotny element, że w moralności średniowiecznej sygnały wysyłane przez ciało i posturę były jednoznaczne. To, co piękne, kojarzono równocześnie z dobrem, ponieważ Bóg, jako najwyższe dobro i architekt wszelkiego stworzenia, odznaczał się także doskonałością i obce mu były błędy. Człowiek zdeformowany i kaleki miał większą szansę na zostanie błaznem, dlatego niekiedy osoby przeznaczone do tej roli celowo poddawano okaleczeniu. To wysoka cena, ale niniejsza funkcja dawała przywilej stania ponad prawem.
Swoją pokraczną, zdeformowaną sylwetką, z krzykliwymi, karykaturalnymi strojami uosabiał kulturę śmiechu, czyli tego, co nie wchodzi w tkankę rzeczywistości sakralno-monarchicznej. Mało tego: był tej rzeczywistości negacją, wypaczeniem, czymś, co nie dość, że stoi ponad, to jeszcze uzurpuje sobie prawo do krytyki. Ale nie do buntu…
Walka (?) karnawału z postem
Mowa o rebelii wobec hierarchii średniowiecznego świata byłaby nieuzasadniona. Jakkolwiek Bachtin zwraca uwagę na to, że karnawał należy do świąt nieoficjalnych, czyli tych, które nie wyznaczają rocznego cyklu uporządkowanego i zhierarchizowanego modelu życia, ale wynikają z potrzeby ludu i porządek ten poniekąd zaburzają². Relacja postu i mięsopustu stanowi o ich zależności. O ile można mieć wątpliwość, czy związek ten konstytuuje post, to jednak zapusty bez postu byłyby sprawą abstrakcyjną. Czym jest post i dlaczego karnawałowo weselić się nie można w każdym innym okresie roku? Otóż w strukturze sakralnej stanowi eskalację zakazów i nakazów, to czas, w którym prawo boskie powinno być przestrzegane ze szczególną przykładnością. Tymczasem karnawał, który go poprzedza, jest czymś w rodzaju wdechu przed długim biegiem. Moment w roku, w którym spotykają się ze sobą post i nieoficjalne święto tłuszczy, to fenomenalna próbka ścierania się dwóch rzeczywistości: boskiej i skrajnie ludzkiej – sacrum i profanum³.
Według Bachtina karnawał to pora szczególnego porzucenia kategorycznych prawd średniowiecza na rzecz zabawy, wesołości i wolności. Czas zapustów daje odpór całemu rygorowi codziennego życia i pozwala zatracić się w cielesności i gwarze. Co więcej, w jego trakcie respektowane były niepisane zasady, którym podporządkowywała się również władza. Król zamykał się w komnatach, a straże przymykały oko na niesubordynację obywateli. Można było zrobić wszystko i powiedzieć wszystko bez żadnych konsekwencji.
Ogólna wesołość w tym wymiarze miała także swoją ciemną stronę. Niekoordynowana tłuszcza używała życia na wiele różnych sposobów. Zdarzały się kradzieże, gwałty, a nawet morderstwa, za które nikogo nie rozliczano. W karnawale bezprawie było paradoksalnie uprawnione. Agata Kłocińska w swoim artykule Karnawał wobec sacrum wskazuje na grupę zachowań, które zdaniem Bachtina stanowiły przejaw kultury śmiechu:
(…) nakładanie odzieży na odwrót, łączenie momentu zgonu i narodzin, lżenie osób wysoko postawionych w hierarchii społecznej oraz inne degradacje, apoteoza głupców, bluźnierstwa, parodie, bezczeszczenie przedmiotów i osób związanych z oficjalnym kultem, miotanie ekskrementami i moczem, eksponowanie organów płciowych⁴.
Autorka podkreśla fakt, że charakter powyższych tendencji potwierdza tezę o tym, że mięsopust był światem na opak⁵. Istniejące zasady ulegały odrzuceniu, wartości podlegały kpinie i bluźnierstwom. Bachtin zwraca uwagę na totalność kultury zapustów, które w swoich okresach przejawiały się całościowo, ogarniały wszystko i wszystkich. Zaznacza, że od tego nie dało się uciec. Nie można było nie brać udziału, ponieważ w okresach świątecznych stare prawa i prawdy nie miały racji bytu, nie istniały, a świat obejmowała alternatywna rzeczywistość. Symbolika tej rzeczywistości wgryzła się zaś w świadomość ludzi tak silnie, że do dzisiaj trwa czarna legenda obchodów zapustnych, a plotki głoszą, że dotąd w roztańczone noce ostatków w ciemnych ulicach Wenecji czy Rio załatwiane są prywatne porachunki.
Po co karnawał?
Istniały więc w obrębie średniowiecza dwie rzeczywistości, które stanowiły o dualizmie tego świata⁶. Pora odpowiedzieć na pytanie: czy konstytuowały się wzajemnie? W jaki sposób karnawał mógł utwierdzać istnienie postu traktowanego jako symbol świata zakazów? Bezpośredni mechanizm wbrew pozorom był niezwykle prosty. Okresy świąteczne stanowiły wentyl bezpieczeństwa dla rzeczywistości nieugiętego prawa i surowych kar. Dawały możliwość wykrzyczenia buntu, wytańczenia sprzeciwu, wyrażenia krytyki. Pozwalały wyzbyć się zahamowań i ograniczeń po to, by przez kolejne miesiące standardowy układ sił wydawał się bardziej znośny. Wniosek jest więc następujący: zapusty wynikały z postu, okres smutku i oczekiwania na ukrzyżowanie Jezusa poprzedzał czas radości i dzikiej zabawy, ale z drugiej strony karnawał gwarantował nienaruszalność postu, bezpieczeństwo całego mechanizmu. Profanum sprzęgało się z sacrum i jedno nie istniało bez drugiego.
Warto przywołać tu także opinię Wojciecha Dudzika, który z kolei twierdził, że ostatki w kulturze miały stanowić rodzaj antyprzykładu. Teza ta zakładała, że w okresie piątej pory roku obnażyć miały się najgorsze cechy człowieka przynależące do jego sfery cielesnej, wynikające z przeróżnych popędów. Okres świąteczny stanowił więc dowód na to, że jednostka pozostawiona sama sobie ma skłonność do błądzenia, grzechu i podłości. W efekcie: zbrukany człowiek chętniej brał udział w praktykach religijnych, które miały mu pomóc dostąpić oczyszczenia i wrócić na właściwą drogę⁷.
Z jednej strony mięsopust stał w opozycji do codzienności, stanowił w niej wyłom, negował ją, obnażał jej sztuczność, z drugiej – konstytuował ją i czynił mocniejszą. Wiązany przez badaczy z pierwotną, nieustrukturalizowaną kulturą ludyczną lub z energią bachicznych orgii karnawał trwa w świadomości do dzisiaj jako czas odwróconego porządku, świat na opak, którego wyrazistość wzmaga się wraz z przeczuciem nadchodzącego postu. Wszystko po to, by w przeddzień oczekiwania na śmierć Chrystusa osiągnąć swój punkt kulminacyjny, w którym wszystkie emocje i popędy zostają obnażone i panuje bezprawie.
Czym jest karnawalizacja?
Twórca pojęcia karnawalizacji, Michaił Bachtin, uznawał za jej przejaw próbę odtworzenia w dziele literackim świata o odwróconych wartościach. Obnażenie dualizmu rzeczywistości, ukazanie kontrastu między śmiechem i powagą, groteska, parodia, krytyka wymierzona w uznane prawa – w tym badacz upatrywał przejawów karnawalizacji w literaturze i sztuce. Jak to wygląda dzisiaj? Czy wspomniana dychotomia nadal przykuwa uwagę?
Ostatnimi czasy przyjęło się twierdzenie, że kultura XXI wieku jest kulturą karnawału. Z tym założeniem rozprawia się Agata Kłocińska, która, wymieniając takie elementy kultury współczesnej, jak: nastawienie na cielesność, rozwój przemysłu rozrywkowego (w tym także internetu) czy krytyczne i ironiczne podejście do tradycyjnych wartości, stwierdza, że świat wykluczający sacrum ze sfery swojego zainteresowania nie może przeżywać karnawału. W momencie, gdy staje się on po prostu ekspresją codzienności – nic już nie jest na opak. Wymaga on ram – bez nich znika zupełnie.
Czy to oznacza jednak, że motyw mięsopustu w dzisiejszych tekstach kultury nie powraca? Czy rzeczywistość śmiechu jest już zupełnie nieinteresująca? Przeciwnie! Motywy karnawału i przypisanych mu znaczeń przewijają się w literaturze i filmie nad wyraz często, wciąż budząc emocje. Przenikają jednak do kultury nie w formie detali, niekoniecznie bazując na groteskowych chwytach. Dzisiejsze wariacje na temat rzeczywistości zapustnej przybierają formę poważnej analizy mechanizmu, na którym opiera się świat i rządzące nim struktury. Poniżej omówię kilka tekstów kultury najnowszej, w tym tych skierowanych do młodzieży (!), które być może dadzą wyobrażenie o tym, jak ów motyw wykorzystuje się obecnie.
Oblicza karnawału – o zabijaniu dla zabawy
Ogólnonarodowe katharsis gwarantuje stabilność psychiczną⁹. Przykładem, o którym warto wspomnieć, pisząc o karnawale, może być seria Igrzyska śmierci. Chociaż odniesienie nie jest tu bezpośrednie, to jednak tekst zdradza doskonałe użycie jego motywu w kontekście struktur władzy. Siłę i uniwersalność wątku potwierdza gigantyczna popularność zarówno książki, jak i filmu.
Historia opowiedziana z perspektywy głównej bohaterki, Katniss Everdeen, rozgrywa się w świecie, którym kierują reguły i zakazy. Przestrzeń powieści podzielona została na dwanaście dystryktów. W tym rozbiciu uwidacznia się hierarchia władzy i dostatku, tak charakterystyczna dla świata średniowiecza. W Capitolu będącym centrum przedstawionego państwa bohaterowie żyją nieustanną zabawą. Ich stroje, wygląd i postępowanie świadczą nie tyle o samym bogactwie, ile o przesycie. Wyglądem przypominają karnawałowych przebierańców. Ubierają się dziwacznie, poddają ciała przeróżnym modyfikacjom, malują twarze. Nic nie jest przyjmowane na poważnie, wszystko potrafią obrócić w żart. Błazenada w najczystszej formie staje się dla nich stylem życia. Miasto to stanowić może metaforę dzisiejszych realiów – świata bez sacrum, skupionego na zabawie i zaspokajaniu popędów.
Wokół miasta-marzenia koncentrują się pozostałe dystrykty, w których poziom życia znacznie odbiega od tego w stolicy. Co ciekawe, możliwości migracji między jednym dystryktem a drugim są tak ograniczone, że awans społeczny staje się prawie niemożliwy, co również w wymowie przypomina układ średniowieczny. Ich obywatele żyją w strachu. Z Capitolu rozpowiadane są na resztę świata historie o wielkiej wojnie, która wybuchła lata temu i zniweczyła panujący ład. Właśnie tutaj do głosu dochodzi wątek najbardziej godzien uwagi. By utrzymać porządek, władze Panem co roku organizują Igrzyska Głodowe, podczas których dwadzieścioro czworo dzieci walczy ze sobą na arenie na śmierć i życie. Według propagandy władz Panem jest to ofiara, którą należy ponieść za pokój. W tym celu z każdego dystryktu wybierane są dwie osoby: chłopiec i dziewczynka. Walka dzieci jest transmitowana w telewizji, a zwycięzca, który na koniec zostaje sam, awansuje na gwiazdę, zyskując tym samym pieniądze i sławę.
Mechanizm ukazany w powieści to nic innego jak jednoznaczne odtworzenie istoty karnawału jako drogi do utrzymania panującego porządku. Pozostając narzędziem władzy, stanowi on główny stelaż ideowy książki. Podkreślić należy także podobieństwo wartości symbolicznych Igrzysk do karnawału w tradycji chrześcijańskiej. Jak twierdzi Kłocińska, ostatki mają swoje miejsce w roku liturgicznym. Symbolizują moment, kiedy po śmierci Chrystusa świat pogrążył się w ciemności10. Podobnie Igrzyska Głodowe w wymiarze symbolicznym każą mieszkańcom Panem co roku przeżywać na nowo koszmar wojny. W czasie ich obchodów cały kraj świętuje, nikt nie oddaje się pracy, a uwaga wszystkich skupiona jest na ekranie telebimu, na którym obserwują walczące dzieci. Jednak rodziny trybutów autentycznie cierpią i tu znowu przychodzi na myśl teza Bachtina: nikt nie może zrezygnować z udziału w karnawale.
Igrzyska Głodowe pełnią funkcję kompensacyjną dla obywateli Panem. Ich najbardziej zwierzęce instynkty są zaspokajane dzięki śledzeniu rozwoju wypadków na planie starcia.
Podczas projekcji do głosu dochodzą bardzo silne emocje, a co więcej na ekranie można zobaczyć przecież człowieka w jego najbardziej pierwotnej odsłonie. Dzieci umieszczone w obrębie areny cofają się do samych początków społeczeństwa i zmuszone są walczyć o przetrwanie, jedzenie i prawo do zaspokajania swoich najbardziej podstawowych, cielesnych potrzeb – to zbliża je w pewnym sensie do bachtinowskiej koncepcji człowieka karnawału, który skupiony był przede wszystkim na pragnieniach ciała. Ponadto pokazuje, że pierwotna siła drzemie w każdej, nawet najbardziej niewinnej istocie.
Podobny schemat zaprezentowany został w filmie Noc Oczyszczenia. W obrazie ukazano świat, w którym panują pokój i porządek. Jednak raz do roku, przez jedną noc, wszelkie chwyty są dozwolone, a policja i służby porządkowe zawieszają swoje działania. Żadne przestępstwo nie zostanie ukarane. Tej jednej nocy każdy otrzymuje uprawnienie do dokonania brutalnego mordu w akcie zemsty czy dla przyjemności. Tolerancja ze strony prawa, jaka temu towarzyszy, wzmaga poczucie wolności i prowokuje wykształcenie się tradycji z pogranicza znanych zabaw karnawałowych. Ludzie przebierają się w maski, zrzeszają się w celu zabijania, a wobec ofiar prowadzą wyrachowaną grę i wysublimowane pościgi.
Efekt eksperymentalnego przepisu jest taki, że raz w roku na 12 godzin świat zamienia się w prawdziwe piekło. Każdy, kto tylko zechce, może kraść, gwałcić, zabijać – amatorzy tego ostatniego rodzaju zbrodni okazują się wyjątkowo dużą grupą. Znowu nie ma mowy o wyjątkach i taryfach ulgowych. Każdy podlega karnawałowemu bezprawiu, każdy musi grać według alternatywnych reguł, nawet jeżeli sama idea jest mu obca, a wszechogarniająca brutalność budzi sprzeciw, wstręt i grozę.
W Nocy Oczyszczenia, podobnie jak w Igrzyskach Śmierci, cykliczny okres odwrócenia panującego porządku na rzecz eskalacji zachowań związanych z pierwotną potrzebą agresji i walki gwarantuje spokój i ład przez resztę roku. Zapusty wzmacniają struktury panujące w codziennym życiu.
Każdy z wymienionych filmów idzie w stronę fantazji o tym, jak mógłby wyglądać ten okres, gdyby prawo zezwalało na tymczasowe wyłączenie jednostek spod jego jurysdykcji. To, co jednak nie miało sposobności wydarzyć się w realnym średniowiecznym świecie, w którym władza, choć wycofana na okres świąteczny, sprawowała piecze nad porządkiem i stałością organizmu państwa, w najnowszych tekstach kultury objawia się w formie hiperbolizowanej. Skupiają się one na kondycji człowieka i badają samo dno skarnawalizowanej rzeczywistości. Stawiają pytania o to, jak daleko może posunąć się człowiek oraz jak daleko sięgnąć może śmiech. Czy jest coś, co ubrane w kolorowe piórka masowego eventu nie będzie jednak bawiło?
Wybuch w Wenecji i ślub z diabłem
Mniej brutalne, ale wciąż znaczące formy przybiera karnawalizacja w Lidze niezwykłych dżentelmenów i w serii Zmierzch. W obydwu tekstach kultury ostatki występują jako tło wydarzeń, krótki epizod. Pełnią jednak funkcję scenografii znaczącej.
Liga niezwykłych dżentelmenów to film skonstruowany na przewrotnym koncepcie, w którym ratowanie świata powierza się grupie mężczyzn o dość wątpliwym poczuciu moralności. Wystarczy wspomnieć, że na jej czele stoją bohaterowie tacy jak Dorian Gray, Tomek Sawyer i Dr. Jekyll. W jednej z kluczowych scen bohaterowie zmuszeni są znaleźć bombę przygotowaną przez antagonistów i mającą wysadzić salę, w której przywódcy światowi dyskutują o tym, jak nie dopuścić do wielkiej wojny. Znamienne jest to, że debata odbywa się w Wenecji podczas karnawału. W ten sposób znowu na tle karnawałowej nocy dochodzi do sytuacji, w której dobro mierzy się ze złem, a napięcie sięga zenitu, po to, by następnie opaść i zostawić na miejscu stary porządek.
Symbolikę związaną z mięsopustem można zaobserwować również w sadze, która jakiś czas temu podbiła serca nastolatek – w Zmierzchu. Historia wielkiej miłości kobiety i wampira, która de facto wskazuje na fascynację, jaką dzisiejszy świat darzy tematykę śmierci i piękna, ma poniekąd swoje zwieńczenie w chwili zaślubin Belli i Edwarda. To scena przepełniona symboliką, mariaż życia i śmierci, młodości i starości, dająca do zrozumienia, że niniejsze kwestie stanowią nierozerwalną całość.
Z drugiej strony o uwagę prosi się fakt, że w podróż poślubną młoda para kieruje się właśnie do Rio de Janeiro, tam zaś Edward prowadzi żonę przez tłum karnawałowych tancerzy. Ten moment i połączenie kochanków, które nastąpi za chwilę, dają początek nowemu życiu – dziecku, które unifikuje w sobie siły witalne matki i nieśmiertelność ojca, dziecku będącemu istotą silną i niezłomną. Nagromadzenie znaczeń jest tu wprost jednogłośne. W noc karnawału życie i śmierć to pojęcia ambiwalentne, granice znikają, słowa tracą swoje dotychczasowe znaczenie, a sacrum i profanum ścierają się, by dać sobie wzajemnie siłę i gwarancję trwania.
Ostatki konstytuowały post, były narzędziem w rękach chrześcijańskiej władzy i gwarantowały stabilność kościelno-świeckiej, średniowiecznej kultury. Dzisiaj, mimo że świat stanął na głowie i karnawałowe przeżycia mogą wydawać się czymś odległym, należące do kultury popularnej teksty podnoszą tematy ściśle związane z motywem rzeczywistości na opak. Nie chodzi jednak o artystyczny chwyt literacki, ale o coś więcej. Stawiają bowiem pytania o fundamenty człowieczeństwa, o to, do czego zdolny jest człowiek pozbawiony granic oraz o to, czy jest coś, czego społeczeństwo XXI wieku nie potraktuje jak żartu i błahej igraszki, a postrzegać będzie jako sprawę, dla której warto zachować powagę. Niestety odpowiedzi na te pytania zawarte w tezach stawianych przez autorów mogą wydawać się niepokojące.
Źródła
1. A. Kłocińska, Karnawał wobec sacrum, [w:] Kultura i wartości, nr 3, 2012, s. 119.
2. M. Bachtin, Twórczość Franciszka Rebelais’go a kultura ludowa średniowiecza i renesansu, Kraków 1975, s. 67.
3. A. Kłocińska, op. cit., s. 119.
4. Ibidem, s. 120.
5. Ibidem, s. 120.
6. M. Bachtin, op. cit., 64-69.
7. W. Dudzik, Karnawały w kulturze, Warszawa 2005, s. 39-41.
8. A. Kłocińska, op. cit., s. 131.
9. Cytat z filmu Noc Oczyszczenia (2013).
10. A. Kłocińska, op. cit., s. 125.
Karnawał nie w Rio