Poznań
Poznań, podobnie jak inne większe miasta, męczy. Po prostu. Męczy swoim tempem, kakofonią dźwięków, mnóstwem spraw do załatwienia. Trudno znaleźć wytchnienie. A ja, jak każdy, wytchnienia potrzebuję. Wybieram się zatem do miejsca, które od jakiegoś czasu oficjalnie nosi przydomek slow. Sam chcę być na moment bardziej slow.
Tekst: Krystian Lurka
Ilustracje: Łukasz Majewski
W poszukiwaniu spokoju
Na poznańskim dworcu głównym zamęt. Wsiadam do pociągu linii Poznań – Gołańcz, którym za 3,33 złotego jadę na północ. Mijam stacje: Garbary, Wschód, Koziegłowy, Czerwonak i Bolechowo. Na zewnątrz duszno. Mam ochotę na kilka nieśpiesznych chwil nicnierobienia. Czytam przygotowane notatki o Cittaslow, znalezione na oficjalnej stronie projektu: „Międzynarodowa sieć miast dobrego życia Cittaslow to powstały w 1999 roku we Włoszech ruch, a zarazem organizacja non profit, której celem jest oparcie się globalizacji i homogenizacji miast poprzez popieranie różnorodności kulturalnej, ochronę środowiska naturalnego, promocję tradycyjnych lokalnych produktów oraz dążenie do poprawy jakości życia”.
Miejsce, do którego jadę, od lutego 2011 roku ma prawo do nazwy Cittaslow. „Skonfrontuję teorię z praktyką” – pomyślałem. Moim celem jest Murowana Goślina. Przejazd pociągiem z Poznania do Murowanej trwa 44 minuty, autobusem czy samochodem byłoby zdecydowanie dłużej. Nawet w dzień powszedni, przed południem, w kierunku przeciwnym do stolicy Wielkopolski za oknem widzę ciągnący się sznur aut. Jest przyjemnie. Jadę nowym, klimatyzowanym pociągiem typu szynobus o numerze SA108. Wiem to, bo przeczytałem opis techniczny nad flagą z dwunastoma żółtymi gwiazdkami na niebieskim tle.
Przecinam zielone wzniesienia i pagórki Niziny Wielkopolskiej. Pociąg przejeżdża przez wybudowaną, ale jeszcze nieotwartą obwodnicę. W oddali widzę zabudowania, zza drzew wyłaniają się dachy domów i wieża kościoła. Mijam Zielone Wzgórza, to nowsza część Murowanej Gośliny. Jadę jednak dalej, mój cel to stacja Murowana Goślina. Dojechałem. Wysiadam. Na peronie dwóch robotników układa kostkę chodnikową. Przy torowisku trwają prace porządkowe, sam dworzec to jednak stary i obdrapany peerelowski budynek. Przy nieużywanym i wysłużonym wychodku leży przewrócona donica, która lata świetności też ma już za sobą.
Tutaj nowość miesza się ze starością. Nowoczesna kolej prezentowałaby się w tym miejscu dość dziwacznie, gdyby nie informacja o planowanej inwestycji: „Rewitalizacja śródmieścia Murowanej Gośliny. Dworzec, nowoczesny węzeł transportowy”. Kieruję się do centrum starej części miasta. – Murowana Goślina – mówię na głos. Nazwa mieściny brzmi bardzo oryginalnie, nikt jej nie pomyli.
Murowana w dobrym stylu
W Poznaniu było upalnie, tutaj jest trochę chłodniej, chociaż niebo identyczne, tylko pojedynczy obłok w oddali. Podobno w dużych miastach zawsze jest trochę cieplej. Murowana Goślina zdecydowanie nie należy do dużych, mieszka tu jedenaście tysięcy osób. Z dworca PKP idę na zachód, po drodze mijam ośrodek zdrowia, kilka pastelowych bloków, kościółek i sporo przestrzeni zielonej. Wyciągam słuchawki z uszu, zwalniam. Dzisiaj jestem beztroskim obserwatorem slow.
Czytam dalej moje wydruki o Cittaslow: „Głównym założeniem, na jakim opiera ona swoje funkcjonowanie, jest zrzeszanie niewielkich miasteczek, których liczba mieszkańców nie przekracza 50 tysięcy, i ich promocję jako ostoi dobrego, spokojnego życia, z dala od zgiełku wielkich miast. „Zgadza się” – myślę. Jakby nie patrzeć na Murowaną Goślinę, nie można skojarzyć jej ze słowem „zgiełk”. Mijam starszą panią, mówię jej „dzień dobry”.
Z poznanych wcześniej informacji pamiętam, że Murowana jest jednym z sześciu miast w całym kraju i do tej pory jedynym w Wielkopolsce, które przystąpiło do Cittaslow. Pięć pozostałych to: Biskupiec, Reszel, Lidzbark Warmiński, Bisztynek i Nowe Miasto Lubawskie. Nigdy w żadnym z nich nie byłem, ale już obiecałem sobie, że Murowana nie będzie ostatnim punktem na mojej mapie slow. Tym bardziej że Cittaslow to także sporo ponad sto miejsc rozsianych po całym świecie: Australia, Hiszpania, Kanada, Korea Południowa, Niemcy, Turcja, USA i przede wszystkim Włochy, gdzie takich miast slow jest najwięcej.
Po trzech minutach powolnego spaceru dotarłem do placu Powstańców Wielkopolskich, jednego z dwóch rynków w mieście. W jego centrum stoi kościół powstały w 1605 roku. Architektura jest przyjemna dla oka – zwarta, ale nie przepełniona. Nie ma tu odstraszającej wielkiej płyty i urbanistycznych straszydeł, kamienice otulające plac mają swój klimat. Wiem, że niedaleko jest punkt informacji turystycznej. Idę tam.
Dostałem trochę ulotek i biuletyn samorządowy. Dowiedziałem się, że w sali konferencyjnej ratusza odbył się wykład „Nanotechnologia i jej wpływ na nasze życie”, a w ramach Goślińskiej Akademii Pokoleń miasto odwiedził ksiądz Adam Boniecki. Szkoda, że nie miałem możliwości być tu wtedy. Mam jednak szansę na inne wrażenia, bo biuletyn zaprasza na kolejne spotkania i pikniki.
I do pracy, i do wypoczynku
Rozglądam się dookoła. Ruch samochodowy na drodze przecinającej ryneczek nie jest mały. Na pewno spokojniej będzie, kiedy obwodnica zostanie oddana do użytku. Murowana Goślina to nie tylko sypialnia Poznania, która żyje wyłącznie rano i wieczorem, gdy mieszkańcy wyjeżdżają do pracy i z niej wracają. Tu praca rozsądnie łączy się z przyjemnością. Jest zespół szkół ponadgimnazjalnych, dwie szkoły podstawowe, dwa gimnazja, przedszkola, dwie parafie, domy kultury, ponadto ochotnicza straż pożarna, orkiestra dęta, pierwszoligowa drużyna żeńskiej siatkówki, klub piłkarski, atrakcje turystyczne dookoła, Goślińska Strefa Przemysłowa oraz kilkadziesiąt punktów usługowych i sklepów.
Obok jednego z nich przechodzę. To punkcik z lodami włoskimi pod szyldem „Jadzia”. Sympatyczna starsza pani nakłada mi porcję specjału zrobionego według domowego przepisu. Na niebie wciąż tylko jeden obłok. Chyba jest coraz cieplej. W oddali widzę panią w średnim wieku sprzedającą warzywa, a po drugiej stronie młodego mężczyznę z regionalnymi świeżymi truskawkami.
Wychodzę z centrum. Schodzę ze wniesienia zabytkową ulicą na południe. Ze względu na to wzgórze Murowana Goślina w przeszłości nazywała się Kościelną Górką. Rewitalizowana ulica Kochanowskiego doprowadza mnie do skrzyżowania. Po prawej, w odległości mniej więcej kilometra ode mnie, widzę gimnazjum. Droga, jaką musiałbym pokonać, żeby do niego dotrzeć, to zejście z niewielkiego wzgórza i podejście pod następne, podobne. W Murowanej ukształtowanie terenu nie jest ani nudne, ani trudne do zabudowy. Nie idę jednak w stronę szkoły, skręcam w lewo, ruszając w kierunku parku, gdzie w 1841 roku powstał klasycystyczny pałac. Doskonale widać go między drzewami.
Siadam na ławce pod rozłożystym drzewem i wertuję notatki: „Slow city to miasto, które stawia na dobra lokalne.
Miasto ubiegające się o członkostwo w niniejszej organizacji musi spełniać szereg różnych wymogów, jak chociażby posiadanie regulacji prawnych i prowadzenie działań w zakresie dbałości o środowisko, stosowanie rozwiązań ułatwiających mieszkańcom komunikację z innymi miastami, zaspokojenie podstawowych potrzeb mieszkańców poprzez organizację imprez kulturalnych i turystycznych”. Gdy wychodzę z zieleńca, odprowadza mnie wzrokiem kilku panów w podeszłym wieku. Słyszę jakieś żywiołowe rozmowy, chyba o lokalnej drużynie siatkarskiej.
Żeby dojść do osiedla Zielone Wzgórza, muszę przejść spory odcinek prostej trasy, lekko z górki. Przez cały czas idę wzdłuż ścieżki rowerowej. Murowana gmina słynie w okolicy z dobrych warunków dla rowerzystów. Po kilku minutach spokojnego marszu mijam znak drogowy – Poznań jest 22 kilometry stąd. Ja jednak przechodzę niecałe dwa.
Dobre miasto, dobre miejsce
Doszedłem do ronda. Na barierkach ochronnych wiszą bannery informujące przyjezdnych o rajdzie rowerowym, wystawie lokalnego artysty, przypomnienie o dziesięcioleciu miejscowego chóru i plakat pobliskiego paintballa. Lokalna społeczność jest aktywna, zarówno pod względem kulturalnym, jak i sportowym. Sięgam ponownie po biuletyn. Czytam fragment wywiadu o tutejszej naturze. Burmistrz miasteczka Tomasz Łęcki opowiada: „Odziedziczyliśmy niewątpliwie piękną przyrodę. Aż 45 procent naszej gminy pokryte jest lasami”. Widać to szczególnie, kiedy stoi się między historyczną częścią Murowanej a Zielonymi Wzgórzami.
Wokół lasek i łąką z rzeczką, budynki mieszkalne. Górka, z której schodziłem, wygląda jak z pocztówki. Naturalne ukształtowanie podzieliło Murowaną na dwa osiedla.
Na szczęście te nowe, mimo że powstały w czasie, kiedy budowano szkaradne szare bloki, dzięki zmysłowi projektantów są niebanalnym kompleksem urbanistycznym. Tutaj domki szeregowe sąsiadują z blokami o spadzistych dachach, a żadne podwórko nie jest identyczne.
Krążę kilkanaście minut po okolicy. Bez celu. Spaceruję. Patrzę na kobietę w średnim wieku z wózkiem, starsze panie na targowisku z siatkami wypełnionymi po brzegi zakupami i dziewczynkę wyrzucającą śmieci do specjalnie oznaczonych śmietników. Grupka chłopców wraca ze szkoły. Staję na targowisku. Jest spokojnie.
Kieruję się w stronę przystanku autobusowego. Na przystankowej wiacie wisi ręcznie wykonany plakat, widać w tym rękę dziecka. Czekam na transport do Poznania. Ostatni raz wyciągam z teczki notatki o Cittaslow. Czytam o tym, jak powinno być w spokojnym mieście, jakie są warunki i zasady funkcjonowania, co trzeba zrobić, aby miasteczko mogło być zgodne z prawem slow. Rozglądam się i czuję rozluźnienie. – Jestem slow – mówię. Wyrzucam te kilka kartek do kontenera na papier. Nowego, ekologicznego kontenera na papier.
Patrzę na odjeżdżający autobus i stwierdzam, że pójdę do domu. Powoli, na piechotę, bo mieszkam w Murowanej Goślinie. I jeśli wszystkie inne pozycje na liście międzynarodowej sieci miast dobrego życia są podobne do tego, to mogę je szczerze polecić każdemu, kto szuka spokoju, odpowiedniego miejsca do pracy i odpoczynku, kulturalnie atrakcyjnego, dbającego o mieszkańców i turystów. Mam swoje miejsce slow. 22 kilometry i 44 minuty od zgiełku. A ty?
Poznań