Less is more…
Less is more
Tekst: Izabella Lasocka
Zdjęcia: Bartosz Klonowski
Poniedziałek, godzina 6:00
Pobudka, szybki prysznic, kawa w biegu. Potem praca – młyn – maile, telefony, spotkania. Szybki obiad – jak to smakuje, czy to w ogóle mi smakuje? Po pracy spotkanie z doradcą podatkowym, zakupy, odbiór butów od szewca. Znów trzeba przełożyć wizytę u lekarza…
Powrót do domu
Włączam telewizor, chwilę później komputer. Zerkam na film, jedząc kolację, żeby niczego nie przegapić. Odpisuję na zaległe maile od przyjaciół, z którymi nie widziałam się od miesięcy. Naczynia w zmywarce, szybka analiza kolejnego raportu do pracy, zaległe przelewy. Szybki prysznic. Szybki sen. Praca. Dom. Praca. Dom. Czy to już piątek? Nareszcie odpocznę!
Sobota – budzę się zmęczona. Czy to już południe? Tyle rzeczy trzeba zrobić, nadrobić, załatwić… Sprzątanie, prasowanie, zakupy, jakiś hamburger w drodze, komputer i… znów zaległości z pracy. Wieczorem spotkanie ze znajomymi – kolacja, drink, rozmowy o interesach, wzroście cen, kredycie, o innych znajomych. Nareszcie w domu. Czy w ogóle podobała mi się ta knajpa, w której byliśmy? Czy smakowała mi kolacja?
Niedziela – kino. Na pewno chciałam obejrzeć ten film?
Poniedziałek – budzik 6:00 rano. Trudno. Wstaję!
Odpocznę w weekend…
Gdzie jest sens?
Im bardziej się spieszymy, tym bardziej jesteśmy spóźnieni…
Im więcej chcemy, tym mamy mniej…
Żyjemy w ciągłej gotowości. Do mojego gabinetu trafiają osoby, które zostały zatrzymane w tym biegu przez własne ciało – nerwica, lęki, depresja. Chcą jak najszybciej wrócić do formy, aby znów móc więcej, szybciej, wydajniej.
Pamiętam, jak pewna kobieta powiedziała mi, że kiedy idzie wolniej, widzi więcej. To było kilka lat temu, ale te słowa utknęły mi w pamięci. Wpisują się one w nurt, który powstał około 20 lat temu we Włoszech i jest swego rodzaju alternatywą do życia w ciągłym biegu, pośpiechu – Slow Life.
Slow Life okiem psychologa
To życie tu i teraz. To decydowanie o tym, co naprawdę jest dla mnie w życiu ważne, to ustalenie własnych priorytetów, systemu wartości i potrzeb. Dzisiejsza kultura narzuca nam w pewnym sensie szybki i konsumpcyjny styl życia. Chcemy więcej – awans społeczny, lepszy samochód, najnowocześniejszy telefon, kolejny kredyt, większy dom. Pozostaje pytanie: czy aby na pewno będziemy mieli czas, żeby się z tego cieszyć? Znam osoby, które osiągnęły to wszystko, ale najzwyczajniej w świecie nie mają czasu na odpoczynek.
Konsekwencją takiego życia jest stres, który zaczynamy czuć coraz bardziej i dotkliwiej. Bóle głowy i kręgosłupa, problemy z żołądkiem, stałe zmęczenie. Nowe obowiązki, natłok myśli sprawiają, że mamy trudności z zasypianiem. Czujemy się coraz gorzej, coraz bardziej zmęczeni.
Często słyszę od swoich pacjentów: „czas przelatuje mi między palcami”, „życie stało się jałowe”, „coś mnie omija bezpowrotnie”. Zapominamy o tym, czego tak naprawdę potrzebujemy i do czego.
Stan umysłu
Slow life to stan naszego umysłu, to wyciskanie z życia jak najwięcej. Polega na smakowaniu tego, co jemy, dbaniu o własne zdrowie, o relacje z drugim człowiekiem.
Slow to znalezienie czasu na bycie razem, a nie obok siebie. To spacer z dzieckiem zamiast włączenia mu kolejnej bajki.
Amerykański lekarz i psychoanalityk John Bowlby badał podstawowe założenia teorii przywiązania, budowania więzi na przestrzeni życia ludzkiego od dzieciństwa po dorosłość. Jego teoria dotyczyła negatywnego wpływu, jaki wywiera na rozwój małego dziecka utrata obiektów znaczących (ojca, matki bądź innego opiekuna) w wyniku niepoświęcania dziecku takiego czasu i uwagi, jakiego ono potrzebuje podczas swojego rozwoju emocjonalnego. Może to mieć wpływ na dalsze życie dziecka. Istnieje ryzyko, że wykształci się w nim jeden z negatywnych stylów przywiązania – dziecko może unikać kontaktu z innymi osobami, bać się utraty bliskich osób. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy wychowywali swoje dzieci mądrze. Zwolnijmy, spędzajmy razem każdą wolną chwilę.
Ktoś powie: „Slow life to utopia, tak się nie da żyć!”. Zgoda. Życie bywa bezlitosne – trzeba na nie zarobić, a nie zawsze lubimy swoją pracę… Oczywiście, pieniądze mogą pomóc nam w realizacji potrzeb, jednak nie zastąpią nam bliskości z drugim człowiekiem.
Aby żyć slow, nie trzeba rzucać pracy, sprzedawać mieszkania i przeprowadzać się na wieś. To nie jest ucieczka, tylko bardziej intensywne i świadome przeżywanie każdego dnia. To szukanie odpowiedzi na pytanie „po co to robię, czy tego chcę?”.
Bo przecież to my decydujemy o tym, czy wyłączyć telewizor, gdy nasze dziecko chce się z nami pobawić. Wreszcie to my określamy swoje podejście do rzeczy materialnych. Idea slow life ma nauczyć nas żyć zgodnie z naszymi pragnieniami i bez stałego obciążenia, że „znów coś muszę”. To odpowiedź na pytanie – co się stanie, jeśli czegoś nie zrobimy, a zamiast tego wybierzemy coś innego? Slow life nie wyklucza ani perfekcjonizmu, ani rezygnacji z własnych ambicji, rozwoju, kształcenia. Wręcz odwrotnie – pozwala uporządkować wiele rzeczy, skupić się na wykonywaniu jednej, ale dobrze.
Mniej znaczy więcej – czy to możliwe? Tak! Mniej przyjaciół, ale za to prawdziwych. Mniej pieniędzy, ale więcej czasu spędzonego z bliskimi.
Poniedziałek, godzina 6:00.
W jaki sposób Ty spędzisz dzisiejszy dzień?
Less is more…