Michał Piróg

Michał Piróg

Mam prawo krytykować.

Mocne słowa. Czysta prowokacja. Kontrowersyjny wizerunek. Specjalnie dla (SLOW) znane i nieznane oblicza Michała Piróga.

Tekst: Edyta Złomaniec
Zdjęcia: Łukasz Dziewic

Na wstępie muszę cię o to zapytać.
Czy ze wszystkimi magazynami tak chętnie umawiasz się na wywiad?

Zależy od tego, o czym chciałbym rozmawiać.
Jeśli pojawia się jakiś nowy tytuł, nie ukrywam, że czuję ciekawość. Zdarzają się też takie magazyny, które kompletnie mnie nie interesują.

Michał PirógOdmawiałeś jakimś tytułom?

Istnieje jakaś grupa docelowa, do której trafia gazeta, i tak się składa, że ta grupa kompletnie mnie nie interesuje, podobnie jak ona nie interesuje się moimi poglądami.
Po co więc z nimi rozmawiać? Zresztą z moją menedżerką przyjęliśmy taktykę, by rozmawiać coraz mniej. Jeżeli już, to rozmawiamy z mniej znanymi tytułami, dopiero wchodzącymi na rynek, które podejrzewam, będą trafiały do ludzi ciekawych, szukających czegoś nowego. Gdy pojawia się propozycja od dużego magazynu – z reguły ją odrzucam.

Mam rozumieć, że profil (SLOW) cię zaciekawił?

Przyznam, że przejrzałem go teraz na szybko, ale jestem pewien, że mnie zaciekawi. Jestem podjarany tematem tutaj, na początku (pokazuje stronę w magazynie) – bardzo zastanawiające: „Kontenery w wersji GLAMOUR”.

Teraz cię zaskoczę, w tym numerze są lofty – supersprawa.

Teraz w Polsce sporo ich powstaje.

Chyba najbardziej znane są w Łodzi. Mówi się nawet, że od łódzkich loftów zaczęła się ta moda w Polsce.

A kto chce mieszkać w Łodzi? Ja z pewnością nie. Ostatnia sytuacja – akt wandalizmu w łódzkim zoo, przeraża mnie. Jak to jest możliwe, że nikt nic nie wie, nic nie widział, nie słyszał?

Michał PirógŁódź ci się nie podoba?

Nie to, że mi się nie podoba. Niby blisko, ale… coś tam jeszcze jest z tą ich gospodarką. Jest szaro, nawet nie chodzi mi tutaj o same budynki. Mam wrażenie, że ludzie tam są szarzy i smutni ze względu na sytuację ekonomiczną.

Ale przecież Łódź pretenduje do miana drugiej Warszawy.

Bo jest tak blisko, że spokojnie mogłaby być przez nią wchłonięta! (śmiech)

Nie brnijmy w to dalej. Wróćmy do magazynów.
Zdarzało ci się rozmawiać z tabloidami?

Z tabloidami to jest tak, że czasem jesteśmy po prostu zobowiązani z nimi rozmawiać, bywa, że tabloidy są partnerami niektórych programów. A rozmowy z nimi najczęściej odbywają się w takich miejscach jak konferencja prasowa programu.
Oni sobie później nasze wypowiedzi parcelują na mniejsze części… – mają sporo tematów na dłuższy czas.

Na łamach mediów wyznałeś po raz pierwszy, że jesteś gejem, przyznałeś się także do swoich żydowskich korzeni.

Już ci opowiadam, jak z tym było. O moim pochodzeniu wyznałem przez przypadek w programie Kuby Wojewódzkiego. Tuż przed nagraniem wszyscy mnie nastawili, że on za wszelką cenę będzie chciał udowodnić, że jestem gejem. Gdy padło pytanie, w ogóle nie zastanawiając się, odpowiedziałem: „Tak, jestem”. I na tym zakończył się temat. Po programie zaczął być jednak drążony przez ludzką, głupią ciekawość. Mamy do czynienia z takim, a nie innym społeczeństwem w tym kraju, dla którego to jest jakaś sensacja, problem.

Michał PirógA jak było z orientacją?

Wiesz, nigdy nie udzieliliśmy żadnego wywiadu gazecie, która to napisała. Moglibyśmy ją spokojnie podać do sądu za to, że coś takiego uczyniła – ale po co? Pamiętam, że przekonywałem swoją agentkę, że nie ma sensu się tym zajmować, bo i tak wcześniej czy później sprawa wyszłaby na jaw.
Zresztą, jak ich pozwiesz, później będziesz musiała udowadniać, że tak nie jest. Udawać, że masz dziewczynę. A to okropne.

Po co udawać.

Dokładnie, stwierdziliśmy: dobra, a niech mają.

Nie jesteś konfliktowy.

Zależy – tutaj nie skłamali. Gdyby skłamali, to wtedy byłoby inaczej. Wiesz, oko za oko…

Jasne. Nie jesteś przypadkiem typem ekshibicjonisty? W końcu lubisz obnażać się w mediach.

To nie jest tak. Dlaczego mam głośno nie wyrażać swoich poglądów dotyczących konkretnych problemów, o których się nie mówi? Poruszony przeze mnie temat powoduje dyskusję, a dyskusja wywołuje refleksję nad danym problemem. W mediach staram się nie mówić o samym sobie, ale o swoich poglądach na dane zdarzenie. A to jest różnica.

Masz tu na myśli ekologię?

Tak, ekologię, prawa zwierząt, prawa ludzi. Nie chcę promować siebie.

A nie promujesz przez to siebie?

Nie mówię: „ja”. Gdy mam zabrać głos w jakiejś sprawie, staram się absolutnie przygotować do tego. Zgłębić temat. Jeżeli dochodzę do wniosku, że coś jest dobre – to mówię, że jest dobre.

Tak też było dzisiaj?

Dzisiejsza sytuacja, kiedy oddaliśmy 180 tys. podpisów pod petycją do Sejmu w sprawie zmiany ustawy dotyczącej traktowania koni w Polsce – mam na myśli m.in. wywożenie ich do Włoch. Chodzi o to, by zmienić zapis, ze zwierzęcia gospodarczego na zwierzę towarzyszące, tak jak pies czy kot. Jeżeli taką zmianę udałoby się wprowadzić w zapisie, to nie mielibyśmy do czynienia z przypadkami brutalnego traktowania tych zwierząt.
Jest taki paradoks (dziś nawet o tym wspominałem na placu de Gaulle’a, zanim poszliśmy pod Sejm), w hymnie narodowym są słowa: „Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski”…

Co sugerujesz?

Te konie niosły ludzi, by wyzwolić kraj, a dzisiaj są traktowane jak ofiary, którym pozwala się umierać. Ludzie nie są świadomi, że konie to zwierzęta, które jakieś kilkaset lat temu pomagały budować gospodarstwa. To były zwierzęta, które oddawały się w stu procentach, pomagając osiągnąć cele człowieka. Teraz nikt sobie z tego nie zdaje sprawy, „przecież to tylko koń”.
Jest samochód, są samoloty…

Bardzo angażujesz się politycznie, jeśli chodzi o prawa zwierząt i ekologię. Nie myślałeś o tym, żeby wstąpić do partii?

Nie wiem, czy byłbym na tyle cierpliwy. Od czterech lat współpracuję z Komisją Europejską, ale to inna sprawa, inne priorytety i podejście do problemów. Politykom zależy na infrastrukturze, podatkach. Mam wrażenie, że za często marginalizują problemy ekologii i praw zwierząt. Gdy miałem wystąpienie w Sejmie, po szczycie w Szwecji, w sprawie emisji CO2, to polscy posłowie na to: „A drogi? ”. A ja mówię:
„No dobrze, teraz nie mamy tego problemu, ale za 30, może 40 lat nie poleci woda z kranu”. A jakiś polski poseł odpowiada, że jego to nie obchodzi, bo za tyle lat już go nie będzie.

Puściły ci nerwy?

Nie. Wtedy odpowiedziałem: „Współczuję pana dzieciom.
Bo ja jestem dumny z tego, że jestem homoseksualistą i ich nie mam. A pan je spłodził”.

Mocne słowa. Często prowokujesz, te wszystkie akcje z twoim udziałem…
Nie chcesz w ten sposób przypomnieć mediom o swoim istnieniu?

Absolutnie nie. Ostatnio mieliśmy rozmowę z organizacjami, z którymi współpracuję. I doszliśmy do wniosku, że jeśli nie będzie prowokacji, nie będzie znanej osoby, która faktycznie zaangażowana jest w to wszystko, to nawet jeden fotograf nie pofatyguje się, by zrobić zdjęcia. A jeżeli ich nie zrobi – to nikt się o tym nie dowie. Żyjemy w takich czasach, że nie problem zwraca uwagę mediów, ale twarze, które się pojawiają przy okazji danej akcji.

Ale o społecznej działalności Moby’ego i Bjork nic się nie mówi. Robią to raczej z dala od mediów.

To nie do końca jest tak. Media w Polsce zajmują się głównie plotkami, a jak ktoś zrobi naprawdę fajną rzecz, o tym nie mówią. W Islandii Bjork jest wielką bohaterką, która poprzez swoje działania była w stanie zmienić mnóstwo zapisów dotyczących środowiska, w Nowym Jorku Moby jest symbolem zdrowego życia…

Fantastyczni artyści i aktywiści zarazem.

Moby jest normalnym człowiekiem. Na konferencję poświęconą emisji CO2 w Sztokholmie dotarł bardzo spóźniony, bo poruszał się komunikacją miejską. Trochę mu to zajęło, wszyscy zbulwersowani czekali, a on odparł: „No co, pierwszy raz jechałem komunikacją miejską w Szwecji – nie znam się na niej”. Spowodowało to bardzo fajny feedback międzynarodowej prasy tam, na miejscu.
Do Szwecji faktycznie przyleciał samolotem, bo wpław nie mógł tego uczynić (śmiech)… W Polsce by mu to na pewno zarzucono.

I znowu wychodzi na wierzch polska mentalność…

Przy okazji przychodzi mi na myśl „Godzina dla Ziemi” – akcja WWF, której celem jest zwrócenie uwagi na potrzebę oszczędzania energii. O ustalonej godzinie cały świat gasi światła. Cel słuszny, a mimo to pojawiają się słowa krytyki, że podczas zapalenia naraz wszystkich wyłączonych uprzednio świateł zużycie energii jest gigantyczne. Oczywiście nikt temu nie zaprzecza, ale „Godzina dla Ziemi” jest symbolem. Pokazuje, że oszczędzać światło trzeba na co dzień, wówczas przyniesie to niesamowitą korzyść. Jakbyśmy zliczyli mieszkania, które to zrobiły, zobaczylibyśmy, ile energii udało się zaoszczędzić – ale tego już nikt nie chce liczyć. Polacy nieustannie szukają dziury w całym.

Nasza rozmowa wciąż schodzi na krytykę Polaków. Jakie masz o nich zdanie?

Uważam, że Polacy wiecznie mają teorię spiskową. Gdy coś się stanie, zawsze znajdzie się jakiś jeden winny odpowiedzialny za wszystko. I na pewno działał z premedytacją. A jeśli chciał zrobić coś dobrego, to od razu podejrzenie: „chciał zarobić, wszystkich oszukać”. Czyli teoria spisku.

Sugerujesz, że Polacy cały czas narzekają, nie doceniając, że jest całkiem dobrze?

Wiesz, może to wynikać z tego, że za komuny Polacy stali się podejrzliwi. Było tak, że jak ci coś ktoś dał, to powstawało pytanie, co będzie chciał w zamian. Ale z drugiej strony, czasy się zmieniają, powinno być inaczej, a media i tak atakują nas informacjami, że rząd próbował zrobić coś dobrze, a wyszło, jak wyszło. Ktoś się tylko na tym wzbogacił.

Czyli historia nas tego nauczyła?

Coś w tym jest. Ale widzisz, nie mówię, że podejrzliwość jest złą cechą. Przeciwnie, jest ogromną wartością, o ile potrafi się ją odpowiednio wykorzystać.

Czyżbyś nawiązywał do swojego ulubionego filmu „Niebezpieczne związki”?

Trochę tak. Tam jest duża analiza – jestem podejrzliwy, więc sprawdzam, badam od podstaw. Ta podejrzliwość może doprowadzić mnie do tego, że będę wiedział wszystko na temat danej organizacji.

Bo będziesz miał świadomość, że dana akcja nie jest kryptoreklamą…

Zgadza się. Wiesz, jest wśród Polaków takie przeświadczenie: nie chce mi się tego sprawdzać, bo oni i tak na pewno chcą mnie oszukać. Gdyby tę podejrzliwość wykorzystać do sprawdzenia, czy to faktycznie jest dobre działanie, to byłoby super. Uwierz, każda organizacja działająca w imię słusznej sprawy nie ma nic do ukrycia. Sama pokaże ci papierek.

A czujesz się prawdziwym Polakiem?

Tutaj się urodziłem, wychowałem… Ale to nie sprawia, że czuję się prawdziwym Polakiem. Bo co to znaczy być prawdziwym Polakiem?

Prawdziwego Polaka utożsamia się z patriotą. Czym w takim razie jest dla ciebie patriotyzm?

Czy patriotami są osoby, które wychodzą na Krakowskie Przedmieście? Nie są patriotami. Ale one tego nie wiedzą. Z drugiej strony, jak zdefiniować słowo „patriotyzm”?
Zostało zdewaluowane w momencie, kiedy przestaliśmy żyć w stanie wojen. Dzisiaj nie możemy tego pojęcia zweryfikować. Dawniej było łatwiej być patriotą, przemieszczałaś się góra 100 km w jedną i drugą stronę, to był twój cały świat. Reszty nie znałaś, wydawało ci się, że dalej było imperium wroga, który w każdej chwili może przyjechać i podbić twoją ziemię. Teraz spędzamy wakacje w Nowej Zelandii, Argentynie, Maroku, Polacy jeżdżą wszędzie! I widzą, że gdzie indziej też może być przyjemnie, że nikt już nie postrzega cię jako najeźdźcę. Dlaczego więc mam uważać, że tylko moje jest dobre? Inne też jest dobre.

Z twojego wywodu wynika, że patriotyzm w dzisiejszych czasach nie ma racji bytu…

Nie. On ma rację bytu, ale w sy tuacjach ekstremalnych.
Wtedy będziemy bronili swoich miejsc zamieszkania,  swoich wspomnień, dobytku kulturowego.

Czy w Polsce bardziej dostaje się za bycie gejem czy Żydem?

W Polsce dostaje się za głupotę ludzi. Za to, że żyje mnóstwo ludzi, którzy nie wiedzą, kim jest gej czy Żyd. Na tyle głupich, że są w stanie splunąć w stronę człowieka o odmiennej orientacji, nic o nim nie wiedząc.

Po co wracałeś ze Stanów? Tam na pewno jest więcej tolerancji…

Zależy w jakich stanach. Wszyscy postrzegają USA przez pryzmat Nowego Jorku, Chicago, Los Angeles – czyli miejsc, gdzie spełnia się american dream. Wielka kasa – Las Vegas. Zabawa w Miami, trochę deszczowa pogoda w Chicago. I to jest zaledwie pięć miast, a większość stanów jest zaściankiem, z małym poziomem wiedzy.

Ale to chyba naturalne?

Tak. Jeśli masz ambicje, uciekasz tam, gdzie masz szansę na ich realizację.

Nowy Jork naprawdę nigdy cię nie kręcił?

Tam jest strasznie niefajna pogoda. Wiesz, nie znam Nowego Jorku tak dobrze, jak znam Tel Awiw, którego zarówno klimat, jak i kultura niesamowicie mi odpowiadają.
Nic nie jest tam wymuszone, możesz po prostu oddać się zwiedzaniu, podziwianiu sztuki bez tej otoczki napięcia i snobizmu.

A właśnie, jaki jest Tel Awiw oczami Michała Piróga?

Ciepły, bardzo swobodny, tętniący życiem non stop, bardzo wysportowany – tam wszyscy uprawiają sport nieingerujący w przestrzeń innych ludzi.

To miasto to twoja wielka miłość?

To jest taki ideał. Tam każdy, bez względu na religię, upodobania, choroby, bez problemu znajdzie coś dla siebie.
Nie jesz glutenu, znajdziesz produkty, które go nie zawierają, jesteś wegetarianką, pójdziesz do znakomitej knajpy wegetariańskiej, jesz halal, nie ma problemu. Lubisz
sporty wodne, masz morze. Lubisz dyskoteki, masz je otwarte 7 dni w tygodniu. Dzieje się tam tyle rzeczy. I nie wiem, kim trzeba być, by w Tel Awiwie nie znaleźć czegoś, co cię interesuje.

Michał PirógMówisz, że to takie otwarte miasto, a przecież Izrael postrzegany jest jako kraj bardzo hermetyczny…

Tak jak Nowy Jork nie jest USA, a Moskwa nie jest Rosją, tak Tel Awiw nie jest Izraelem. Tel Awiw to wyzwolone miasto.
Ty zapewne mówisz o stereotypach i postrzeganiu państwa przez pryzmat ortodoksji.

Widzisz szansę zamieszkania tam na stałe?

Po pierwsze, dla mojego kręgosłupa jest to dobre miejsce ze względu na ciepły klimat. Po drugie, nie widzę przeszkód, by zamieszkać w miejscu, które po prostu cię urzeka.

Wszystko jest tam naprawdę takie idealne, a może wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma?

Nieprawda. Gdy żyjesz gdzieś pół roku i jak stamtąd wyjeżdżasz, tęsknisz i chcesz wracać, to tak nie jest. Jedyna rzecz, której mi tam brakuje, to przyjaciele. Kontakt jest utrudniony. Gdyby Warszawie dodać morze i zostawić taką temperaturę, jaka jest teraz, to nigdzie nie muszę się ruszać.

A znalazłeś tam swoje miasto duchowe?

Nie mam w sobie jakiejś wielkiej duchowości, jestem agnostykiem. Jakąkolwiek duchowość budują ludzie i zdarzenia, które zachodzą. Duchowość to zbiór doświadczeń. Są takie miejsca, które sprzyjają duchowości.

Dziwnie pytać o to agnostyka, ale zaryzykuję. Czy istnieje jakaś religia, z którą mógłbyś się utożsamić?

Religia Baha’i? Ich podstawową zasadą jest jedność bez względu na różnorodość ludzi. Bardzo podoba mi się takie podejście. Ale z drugiej strony zastanawiam się, czy w ogóle religia jest nam potrzebna.
Nie wystarczy otwarty umysł? To, jak masz żyć, nie musi od razu być określone przez jakąś religię czy guru. Twój moralny kręgosłup jest ci w stanie powiedzieć, co jest dobre, a co nie…

A nie masz takiego wrażenia, że nic nie dzieje się przypadkiem?

To nie tylko wrażenie. Przez rok studiowałem filozofię, a tam analizuje się cały porządek świata.

Filozofii też nie skończyłeś?

No nie. Mój rektor powiedział: „Panie Michale, jak pan to skończy, to będzie więcej zarabiał, skacząc po scenie?”.
Ja odparłem, że nie, więc zapytał: „To do czego to panu?”. Filozofia to taki specyficzny kierunek, że jeśli na emeryturze nie będę miał co robić, mogę ją kończyć. Filozofię studiujesz dla siebie. Nie po to, żeby mieć z tego korzyści finansowe. Zresztą to, że każdy musi skończyć studia, to takie oszukiwanie. Wcale nie musi. W profesji, którą wykonuję, studia są mi kompletnie niepotrzebne.

Jesteś którymś już z kolei przykładem na to, że w Polsce, aby odnieść sukces, nie trzeba ukończyć studiów.

W kierunku artystycznym ludzie nie mają skończonych studiów. To, co robisz, mając zaledwie 16 ‒ 17 lat, decyduje, czy odniesiesz sukces, czy nie. W tym wieku uczysz się jeszcze w liceum, a już musisz podjąć decyzję i postawić wszystko na jedną kartę. Moment, żeby odnieść sukces, to wiek, kiedy masz największą siłę napędową i rozpędową. Gdy jednak go przeczekasz, myśląc sobie „dam sobie trochę czasu, a potem ruszę” – wcale nie ruszysz.

W czym się teraz sprawdzasz?

Teraz pracuję nad bajkami dla dzieci. Z Markiem Kościkiewiczem nagraliśmy piosenkę charytatywnie dla fundacji Ani Dymnej, ale według wielu osób nie powinienem tego robić. A dlaczego mam tego nie robić, skoro to pomaga innym, a mnie pozwala się rozwijać?

Czy twoi rodzice mieli choć w najmniejszym stopniu wpływ na twoje decyzje?

Przypadek: w jakim otoczeniu przyszło ci się urodzić, kto jest twoim rodzicem, kto daje ci wsparcie, na jakim poziomie emocjonalnym i intelektualnym są twoi opiekunowie – jest najważniejszy. Największą wartością, którą moi rodzice wynieśli ze swoich domów, jest przekonanie, że najbardziej liczy się to, czego TY chcesz. Oczywiście chcieli, bym wybrał bardziej bezpieczny kierunek. Mama pracowała w służbie zdrowia, tata jest inżynierem. Kiedy wymyśliłem sobie teatr, moi rodzice się załamali, bo „kto z tego żyje”? A nawet jak żyjesz, to raczej słabo. Wreszcie powiedzieli: „Jeśli chcesz iść w tym kierunku, to możesz, ale musisz się sam utrzymać”.

Możesz powiedzieć, że miałeś w nich oparcie?

Tak. Kiedy podjąłem decyzję o artystycznej drodze, dostałem od rodziców kartę telefoniczną – gdyby mi się skończyły pieniądze, to będę mógł do nich zadzwonić i przyjadą. Postanowiłem sobie, że nigdy tej karty nie wykorzystam.

I rzeczywiście nie wykorzystałeś?

Tak. Trzeba wreszcie odciąć pępowinę, powiedzieć sobie: nie potrzebuję pomocy, jestem tu i teraz sam i sobie radzę, bo jestem dorosły. Dawniej osoby w wieku 14 lat radziły sobie samodzielnie. Miałem nawet momenty, kiedy okłamywałem rodziców. Pytali mnie: „I jak, synu? ” (mieszkałem wtedy w remontowanym akademiku), mówiłem: „Świetnie! ”.
A tu wiesz, remont, za jakąś 1/5 ceny wynajmowałem pokój, wszędzie sypał się tynk. Ale stwierdziłem: dobra, za miesiąc, dwa odłożę trochę kasy – wynajmę coś normalnego. I rzeczywiście tak się stało. Trzeba iść na kompromis. Poszedłem do pracy do klubu kwadransowych grubasów, stamtąd miałem kasę na opłacenie zajęć i szkoły choreograficznej. Prowadziłem zajęcia fitnessowe, dziś nie chciałbym tego robić…

Odwalałeś trochę chałturę.

Tak długo, jak nie kradniesz pieniędzy, jest ok. Nieważne, co robisz.

Usłyszałeś od rodziców, że są z ciebie dumni?

Już dawno. Tak naprawdę w momencie, kiedy sam zacząłem się utrzymywać. Przychodzili na pierwsze spektakle, ale wiesz, jak to rodzice, zawsze przy tym wtrącali: „Pamiętaj, musisz mieć jakąś alternatywę”.

Troska o przyszłość dziecka.

Nawet nie troska – rozsądek. Prowadziłem program, grałem w trzech spektaklach i wydawało mi się, że już nic nie muszę. Wtedy rozerwałem kręgosłup i nagle okazało się, że nie mogę robić tego, co dawniej. No i właśnie to jest to, co rodzice zawsze ci powtarzają: „musisz mieć alternatywę”.

W programach, które prowadzisz, często krytykujesz. Nie masz wrażenia, że kiedyś ciebie krytykowano, a teraz powielasz schematy?

Wiadomo, to nie jest miłe. Gdybym jednak nie miał szczęścia pracować z ludźmi, którzy bardzo mnie krytykowali, dziś nie zajmowałbym się tym, czym się zajmuję. Nie było taryfy ulgowej, wielokrotnie miałem ochotę zmienić zajęcie, myśląc, że to nie dla mnie. Z drugiej strony to mnie motywowało, chciałem udowodnić, że mogę.

A do krytykowania kolegów z branży czujesz się upoważniony?

Jak najbardziej. Mam prawo krytykować np. Nataszę Urbańską czy Anię Muchę, że biegają z futrami i to promują – bo to zły wzorzec. Popiera zabójstwo dla ludzkiej próżności. Ktoś mi wmawia, że krytykuję rodzinę Grycan, to nieprawda. Krytykuję prasę, że pozwala na łamach pisma mówić to, co mówią. Bo mówienie, że nadmierne jedzenie jest super, jest namawianiem do złego. Raporty WHO mówią jasno, że od wielu lat na otyłość i choroby z nią związane umiera na świecie najwięcej ludzi. Dlatego mam prawo i obowiązek apelować do mediów, że robią źle.


Specjalne podziękowania dla właścicieli Loft 44 (www.loft44.pl) za udostępnienie miejsca na sesję.

Michał Piróg

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.