Pieśń słonia
Aktor dopasowany do filmu, czy film do aktora?
Xavier Dolan po raz kolejny manipuluje emocjami widzów, tym razem jako niepokorny Michael w filmie „Pieśń słonia”.
Ocena {slow}: 6 na 10 (warto zobaczyć)
Tekst: Adrian Skrzypczyński
Korekta i redakcja: Monika Szeszko-Zaborowska
Kanadyjski film „Pieśń słonia” musiał przebyć wyjątkowo długą drogę do polskich kin – trwało to aż rok. Zastanawiałem się, co mogło być przyczyną takiego opóźnienia. Odpowiedź jest o tyle prosta, co zgryźliwa: dystrybutorzy mieli kłopot z plakatem. Wystarczy obejrzeć kilka zagranicznych wersji, aby się przekonać, że problem nie został rozwiązany. Niech pozostanie tajemnicą, co kierowało nimi przy wyborze wersji dla Polski. Lepiej to przemilczeć i zająć się samym filmem.
Xavier Dolan przyzwyczaił widza do skupiania na sobie całej uwagi, czy to jako reżyser czy jako aktor. Gra we własnych filmach, w innych dominuje nad resztą ekipy. Mówiąc o „Pieśni słonia”, wydaje się, że to właśnie on ściąga widza przed ekran. Scenariusz napisał autor sztuki o tym samym tytule – Nicolas Billon, wyreżyserował Charles Binamé. Większości kinomanów nazwiska te mówią niewiele albo zgoła nic. Zaangażowanie tak charyzmatycznego aktora jak Dolan, musiało więc przynieść pożądany efekt.
Fabuła nie nie jest zbyt rozbudowana.
Historia krąży wokół Michaela – pacjenta zakładu psychiatrycznego, który ciężkie dzieciństwo zakończył morderstwem własnej matki (Dolan i zabójstwo matki – brzmi znajomo, prawda?). Do szpitala przybywa doktor Green (Bruce Greenwood) w celu zbadania okoliczności zniknięcia jednego z lekarzy. Osobą, która może coś wiedzieć w tej sprawie jest właśnie Michael.
Pacjent od początku jawi się jako niezwykle inteligentny i tajemniczy. Z rozwojem wydarzeń, doktor poznaje Michaela i skrywane przez niego sekrety, samemu się odsłaniając. Przypomina to sztukę dla dwóch osób, intelektualną grę, niczym w obrazie Romana Polańskiego „Wenus w futrze”. Niestety w filmie gra jeszcze kilka innych postaci. Są… i na tym ich rola się kończy.
Przez blisko dwie godziny rozpracowujemy wraz z doktorem Greenem niezwykłego pacjenta, dając się wciągnąć w szereg gierek i zabaw. Michael wodzi nas za nos, dając pozór kontroli nad sytuacją. Początkowa pozorna zamiana ról, o jaką prosi Michael, z biegiem akcji nabiera realnego znaczenia. Znaleźliśmy się w umysłowym potrzasku, zastawionym przez nieobliczalnego młodzieńca. Co teraz?
Tu zaczynają się prawdziwe problemy. Pozostali bohaterowie skutecznie próbują odciągnąć widza od zainteresowania tematem. Po pewnym czasie zapominamy jak właściwie doszło do spotkania w gabinecie zaginionego psychiatry. Nie wspomniałem o tym wcześniej? Nic nie szkodzi. Fabuła bowiem staje się nieistotna, by na pierwszy plan wysunąć postać graną przez Xaviera Dolana.
Oddaję, Dolan spisuje się w tej roli naprawdę dobrze. Jest autentyczny i wyrachowany. Nie przepadamy za jego bezczelnym zachowaniem i balansowaniem na granicy przesady. Dzięki temu jest niezwykle interesujący. Tyle, że świetnych, przerażająco inteligentnych psychopatów widziałem w kinie już wielu. Historii o słoniach też kilka. Pewnego siebie lekarza psychiatrii także. Romans w tle, pomińmy. Nic nowego pod słońcem.
Z kolei słoń w filmie chyba zawsze ma rozczulać widza. Wyciskać łzy i wywoływać smutek. „Człowiek słoń” może i jest trochę naiwny, mało wyszukany jak na film Davida Lyncha, ale wzrusza, i to naprawdę głęboko. W „Pieśni słonia” emocje są wyciągnięte z widza na siłę.
Skupmy się więc na błyskotliwych dialogach głównych bohaterów i ekspresyjności Dolana. Z takim podejściem film świetnie sprawdzi się podczas refleksyjnych, jesiennych wieczorów.
Pieśń słonia
tytuł oryginalny: Elephant Song
reżyseria: Charles Binamé
gatunek: Dramat
produkcja: Kanada
premiera na świecie: 10 września 2014
premiera w Polsce: 4 września 2015
aktorzy: Bruce Greenwood, Xavier Dolan, Carrie-Anne Moss, Catherine Keener, Guy Nadon, Colm Feore, Cindy Sampson, Matt Holland
Pieśń słonia