wolność

Wolność nielegalna

Walka władz ze squattersami trwa. Po dwóch stronach konfliktu są dwie różne wizje świata. W Polsce rozpoczęła się dyskusja na temat squattingu. To ważny krok w kierunku zmiany sposobu widzenia tego zjawiska.

Tekst: Grzegorz Zduniak
Zdjęcia: Agnieszka Bączkowska

W ostatnich miesiącach słowo „squat” było odmieniane w mediach przez wszystkie przypadki. Nagły wzrost zainteresowania squatami i squattersami opinia publiczna zawdzięcza nagłośnionej medialnie akcji usunięcia warszawskiego squatu Elba. Pierwsze przekazy medialne były jednoznaczne: służby miejskie w asyście policji i firmy ochroniarskiej pacyfikowały siedlisko zła i zbieraninę odszczepieńców, którzy nielegalnie zajmowali strategiczny dla władz miasta obiekt. Później przyszedł czas na niezbyt wnikliwą refleksję, kilka pytań i zdawkowych odpowiedzi. W końcu temat squatów został zamieciony pod dywan. Telewizyjne wozy odjechały, obiektywy fotoreporterów zwróciły się w inną stronę, a warszawscy squattersi pozostali zdani na siebie.

Jest jedna korzyść z tej medialnej burzy. Wiele osób dowiedziało się bowiem o istnieniu squatów i problemach tego środowiska. Niektórzy zrozumieli nawet, że o kulturze squattersów trzeba rozmawiać bez uprzedzeń i bez powielania stereotypów, bo to szkodzi nie tylko samej dyskusji, lecz także ludziom skupionym wokół tej idei. Kiedy zamieszanie wokół Elby się skończyło i opadł kurz, okazało się, że problem pozostaje wciąż nierozwiązany, a władze nie mają pomysłu na zagospodarowanie pozytywnej energii środowisk tworzących squaty.

Od skwatera do squattera

Początki zjawiska squattingu trudno zamknąć w jakimś przedziale czasowym. W XIX wieku skwaterami (ang. to squat – przysiąść, przykucnąć) nazywano osadników nieposiadających praw do ziemi, którzy osiedlali się nielegalnie na terenach Australii i Stanów Zjednoczonych. W latach 60. 70. ubiegłego stulecia rozwinęło się zjawisko squattingu (w formie, jaką obserwujemy do dzisiaj), co powiązane było z popularnością ruchów hipisowskich. Młodzi ludzie, których łączyły ideały miłości, braterstwa i pokoju, składali hołd swoim wartościom w grupach zwanych komunami. Osiedlali się w opuszczonych budynkach, żeby kontestować panujący porządek i całkowicie odciąć się od głównego nurtu życia społecznego. Zajmowane w ten sposób budynki były nie tylko ich mieszkaniami, pełniły także rolę ważnych ośrodków kulturalnych i ideologicznych.

Mimo pozytywnych aspektów działalności squatów bardzo szybko pojawiło się wielu przeciwników takiego stylu życia.

Byli to głównie właściciele nielegalnie zajmowanych budynków oraz władze. Dla społeczeństwa squaty stawały się białymi plamami na mapie miasta, a wiele wspólnot zderzyło się z najbardziej prozaicznymi trudnościami życiowymi, takimi jak brak wody czy prądu. Ich bunt malał, z czasem powracali do życia w społeczeństwie. Squaty zaczęły pustoszeć, w końcu wiele z nich w ogóle przestało funkcjonować.

Punkowa rewolucja

W latach 80. squaty zaczęły się odradzać. Impulsem do tego odrodzenia był rozwój kultury punkowej, związanej z ideami anarchistycznymi i negowaniem porządku społecznego. W przeciwieństwie do ideologii hipisowskiej nie nawoływano do miłości.

Punkowa rewolucja była krzykiem rozpaczy młodego pokolenia, które czuło się życiowo oszukane i przegrane, zanim jeszcze tak naprawdę zaczęło uczestniczyć w dorosłym życiu. Wrogiem stało się państwo, społeczeństwo, bardzo często też rodzina. Nic nie łączyło tak mocno, jak wspólny wróg, stąd też wielu ludzi utożsamiających się z tą kulturą podjęło próbę wspólnego życia na marginesie społeczeństwa.

Lata 80. to czas wyjścia gospodarki z kryzysu ekonomicznego oraz odejścia od gospodarki opartej na przemyśle. Widocznym znakiem transformacji gospodarki światowej była ogromna liczba opuszczonych budynków pofabrycznych, które często zasiedlali squattersi.

Przeciwnicy bardzo szybko podjęli z nimi walkę. Zdarzały się przypadki, że likwidacje squatów przeradzały się wówczas w regularne bitwy na ulicach miast. Niezwykle brutalne zajścia miały miejsce na przykład w Amsterdamie w marcu 1980 roku. W trakcie likwidacji pustostanu w dzielnicy Vondelsraat przeciwko czołgom, które pojawiły się na ulicach pierwszy raz od zakończenia II wojny światowej, stanęli ludzie uzbrojeni w kamienie i koktajle Mołotowa.

Efektem tej bitwy było zlikwidowanie squatu oraz zmarginalizowanie squattersów w Amsterdamie.

WolnośćOd mieszkania do centrum kultury

Największą grupę squatów tworzą miejsca stanowiące jedynie alternatywę dla wynajmowania mieszkania, nie organizuje się tam żadnych inicjatyw kulturalnych. Takich miejsc jest wiele w miastach, które są znaczącymi ośrodkami emigracji (np. Londyn czy Berlin). Emigranci zarobkowi często widzą w nich szansę na ograniczenie swoich wydatków, jak opisał to Maciej Maleńczuk: „Do marki marka, aż zbierze się miarka. Zamieszkam na squacie i dorobię na szrocie”.

Media nie nagłaśniają likwidacji squatów. Lokalna prasa opisuje wszystko zwykle jako wyrzucenie bezdomnych z nielegalnie zajmowanego pustostanu. Ani słowa o squattersach…

Squaty, które pełnią jednocześnie funkcje mieszkalne i kulturalne, rozrywkowe są ciekawsze. To bardzo prężnie działające ośrodki, prowadzące kluby, kawiarnie, organizujące koncerty, wystawy i akcje propagujące zdrowy tryb życia. Liczba inicjatyw jest imponująca. W przypadku tego typu squatów można zaobserwować bardzo silną identyfikację mieszkańców z pewną ideologią wolnościową lub anarchistyczną. Wyjątkowość takich miejsc wiąże się z tym, że można w nich spotkać niezwykłych ludzi, zderzyć się z atmosferą wolności, otwartości i kreatywności, co działa niezwykle inspirująco. Dzięki wielu pożytecznym inicjatywom, takim jak sklepy wegetariańskie czy organizowanie badań lekarskich, zaangażowane squaty mają szerokie grono zwolenników, którzy w każdej chwili gotowi są stanąć w obronie tych miejsc.

Ciemne oblicze wolności

Squaty nie są miejscami komfortowymi. Abstrahując od zimna, niewygody i zagrożenia likwidacją, unosi się nad nimi atmosfera niebezpieczeństwa. Nie bez przyczyny. Bardzo często zakładane są w niespokojnych okolicach miast, gdzie najłatwiej znaleźć opuszczony budynek. Mieszkają tam na ogół ludzie, których historie życiowe mogłyby być scenariuszem niejednego kryminału. Bardzo często pojawiają się też przestępcy, dilerzy narkotyków. I choć na wielu squatach obowiązuje zakaz zażywania twardych narkotyków, to nie zawsze jest to respektowane. W kopenhaskim miasteczku squatów Christiania sprzedaż miękkich narkotyków odbywa się na ulicy i za cichym przyzwoleniem władz miejskich. W okolicach berlińskich squatów, w dzielnicy Kreuzberg, częstym widokiem są samochody, w których można dostać czyste igły i strzykawki. Sąsiedztwo squatów jest również uciążliwe dla mieszkańców dzielnic, w których się one znajdują.

Pomimo determinacji władz miejskich, dążących do likwidacji pustostanów, miejsca te stają się wręcz atrakcjami turystycznymi, zatracając przez to swój alternatywny charakter.
Berliński squat Koepi137 z anarchistyczno-punkowego zagłębia staje się powoli modnym klubem, do którego przyjeżdżają spragnieni wrażeń turyści z Polski.

Squat po polsku

W Polsce najbardziej znane squaty to przede wszystkim warszawskie: Elba i Przychodnia, poznański Rozbrat (założony w 1994 roku, jeden z najstarszych działających squatów w Polsce) i wrocławskie Centrum Reanimacji Kultury. Medialnie bez wątpienia najbardziej znana jest Elba.

To właśnie z powodu tego squatu rozgorzała wielka dyskusja, a wyprowadzce mieszkańców towarzyszyły nie tylko media, lecz także policja i ochroniarze. Zamieszanie wokół Elby sprawiło, że o jej nietypowych mieszkańcach zaczęto mówić głośno. Mieszkali tam Polacy i obcokrajowcy, było to więc miejsce na stylu wielu kultur, co przekładało się na działalność tej wspólnoty.

Chociaż u podstaw każdego squatu leży pragnienie wolności, w ramach wspólnoty istnieją pewne zasady, do których każda przebywająca tam osoba musi się dostosować. W Elbie podstawą był zakaz posiadania, sprzedawania i wymiany narkotyków. Wszystkie inne kwestie rozwiązywano dzięki rozmowom. O wszelkich inicjatywach decydował powołany przez mieszkańców kolektyw. Można powiedzieć, że to właśnie była demokracja w najczystszym wydaniu. Wieczorową porą Elba sprawiała wrażenie opustoszałej, w ciągu dnia lub w trakcie rozmaitych wydarzeń tętniła życiem. A działo się tam sporo, zorganizowano kryty skatepark, odbywały się koncerty (głównie w stylistyce punkowej), imprezy tematyczne czy spotkania, można było spróbować pizzy czy porozmawiać o kuchni wegańskiej. Wszystko to bardzo często połączone z ciekawymi dyskusjami.

Warszawska Elba zgasła. Po ośmiu latach działalności zniknęło miejsce ważne dla kultury naprawdę alternatywnej. Na koniec zorganizowano uroczystą stypę. Finał znamy z mediów. Prawdopodobnie wiele squatów w Polsce również zostanie zlikwidowanych, ale ich mieszkańcy znajdą nowe miejsca i założą nowe wspólnoty. Pragnienie wolności jest silniejsze od zakazów, więc pewne jest, że ruch squatterski nie zginie. Wiele wskazuje na to, że jeszcze długo będzie działać w opozycji do niechętnych władz miejskich. Szkoda, że niechętnych, bo miejsca takie jak Elba przyciągają ludzi.

Wiele squatów w Polsce stanowi ważne ośrodki kultury, dla których nie ma miejsca w modnych klubach z centrów miast. Alternatywa z konieczności jest skazana na życie na ich obrzeżach. I choć nie jest masowa i nie przynosi zysków, to jest niezwykle potrzebna do zachowania równowagi w świecie kultury.

Mimo że squattersi w konfrontacji z władzami miejskimi są na straconej pozycji, to są też otwarci na dialog. Chcą, by ich słuchano, a nie stawiano do kąta. Znalezienie rozwiązania tego konfliktu jest wyzwaniem, ale warto spróbować, bo squaty są elementem życia społecznego, który warto oswoić.

Wolność nielegalna

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.