"Król" Szczepan Twardoch

O jedną śmierć za daleko

Im jesteś większy, tym większych masz wrogów. Kiedy jednak znajdujesz się na fali wznoszącej, tak trudno powiedzieć sobie dość, umiar staje się godnym pogardy ograniczeniem. Jakub Szapiro stoi w ringu, zaraz zacznie śmiertelny bokserski taniec, wprawiając w ruch nieprzewidywalne koło fortuny. Chce być królem tego miasta. Staje już u progu upragnionego życia, lecz Litani czuwa, ciężko przetacza się przez niebo i cierpliwie obserwuje, jak dochodzi do śmierci definitywnie naznaczającej losy głównego bohatera.

Tekst: Roger Weichert

Przedwojenna Warszawa, w powietrzu unosi się wyczuwalny zapach konfliktu, zgrzytu biedy z bogactwem, etnicznych niepokojów, antysemityzmu i chorobliwego nacjonalizmu. Stolica opisywana przez Szczepana Twardocha kipi od kontrastów i szokujących zdarzeń, będąc niepodrabialną mozaiką kulturową, polityczną i społeczną. Granice ulegają zatarciu, codzienność ciasno splata się z przestępczymi aktami, bezwzględnie ją brutalizując. Jakub Szapiro konsekwentnie zmierza na sam szczyt i gdy wydaje się, że nic tego marszu nie zakłóci, przytrafia się mu zlecenie na likwidację kogoś, kto pozornie niewiele znaczy.

Wehikuł czasu

„Król” to opowieść drastyczna, brutalna i jednocześnie niezwykle plastyczna, umiejętnie budująca wiarygodny przekaz. Więcej, to znakomicie wykreowana historia, z wartką akcją, w której śmierć skleja życia w najbardziej nieprawdopodobny sposób. Prędkość, z jaką wydarzenia następują po sobie, dbałość o detale, niezwykła obrazowość powodują, że czytelnik wpada w jakąś formę niepohamowanego literackiego łaknienia wymuszonego wielką dynamiką utworu. Dodatkowo powieść ma w sobie coś onirycznego, nierzeczywistego, tworzy przestrzeń, w której teraźniejszość przenika się z przeszłością, gdzie postacie łączą się i nagle dzielą. To swoisty literacki wehikuł czasu pozwalający śledzić rachunek sumienia bohatera, rodzący pytania o odpowiedzialność za życie swoje i innych.

Niektórzy dopatrują się w powieści podprogowej próby stworzenia analogii pomiędzy wydarzeniami dwudziestolecia międzywojennego a współczesną Polską jako metafory brunatniejącej rzeczywistości. Trudno jednak uznawać tak daleko idące konfabulacje za zamiar autora, rzeczywistość była bowiem bardziej skomplikowana, aniżeli przedstawiała to niniejsza powieść.

Mit obalony

Niemniej jednak „Król” sugestywnie i wiarygodnie odwołuje się do zróżnicowanej, etnicznie i kulturowo popękanej Warszawy, demitologizując ją jednocześnie. Kończy z wizerunkiem polskiej stolicy jako pięknego, cudownie rozwijającego się, wielokulturowego miasta z kosmopolitycznymi ambicjami nazywanego niekiedy „Paryżem Północy”. Czytelnik dostaje za to obraz metropolii trapionej nierównościami społecznymi, biedą, dyskryminacją i przestępczością. Twardoch podkreśla przepaść między Warszawą bogatą i tą pogrążoną w niedostatku. Pokazuje, jak ta pierwsza niechętnie przenika się z drugą, jak trzyma się na dystans przyczajona na peryferiach pełni życia i dostatku.

Przypowieść

Traktuję „Króla”, choć może niesłusznie, jak przypowieść. Nie mogłem opędzić się od poczucia tęsknoty, jakie towarzyszyło bohaterowi, do pierwotnej ludzkiej niewinności. Tymczasem ta okazuje się zużywać, pozostaje czymś niedosięgnionym, formą losu utraconego. Dalej zaczyna się życie, skrojone na miarę naszych czasów, potrzeb i umiejętności, które znajduje pokrewieństwo w rzece niedającej się przejść suchą stopą. Historia Jakuba Szapiro pokazuje, że zawsze stąpamy po grząskim gruncie, nieznanym, ostatecznie zdradliwym. Jej przewrotność potwierdza, że triumf łatwo przeradza się w klęskę, nawet wtedy, gdy fenomenalnie zarządza się strachem i budowanym na nim szacunkiem. Król dysponuje cudzym losem, kłania się i zabija, ale w każdym momencie sam może zostać zdetronizowany.

Zjawisko

W moim odczuciu mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. „Król” to jedna z lepszych polskich książek, jakie miałem okazję czytać w ostatnich latach. Kompozycyjnie i językowo powieść demonstruje rzadko spotykany kunszt i potwierdza pozycję Szczepana Twardocha na rodzimym rynku literackim. Sama zaś historia jest doskonałym materiałem, by przenieść ją w świat filmowych adaptacji. Zresztą jedna ze stacji telewizyjnych już zapowiedziała, że nakręci serial na podstawie tego utworu.

Rzadko wpadam w taki entuzjazm, ale to, co autor zrobił, zasługuje na najwyższe uznanie. Spójność, energia, wartka akcja bez pamięci wciągają czytelnika w ramy świata przedstawionego. Całość przemawia również dlatego, że odwołuje się do bardzo głębokich emocji, do skrajnych pragnień i spektakularnych upadków. Pozwala stanąć na przeciwległych biegunach i przyglądać się, jak królowie potężnieją i marnieją, jak unikają śmierci, jednocześnie umierając od wewnątrz. Powoli. Kawałek po kawałku. Poczucie winy bowiem to cichy zabójca.

O jedną śmierć za daleko

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.