Programowanie przydatności – rozważania o genezie

Jak to możliwe, że technologia pędzi naprzód, a otaczające nas sprzęty zdają się być coraz bardziej tandetne? Jak to się dzieje, że niewielka sonda przesyła z Marsa na ziemię wspaniałe zdjęcia, a telefon komórkowy z trudem dociąga na jednym ładowaniu do wieczora. Dlaczego pralka Polar, wędrując po całej łazience przez 30 lat, pierze kolejne sterty ubrań z podobną skutecznością, podczas gdy nowoczesne modele wiodących firm wymagają wymiany po kilku latach od ich zakupu?

Tekst: Dexter Wols
Grafika: Missisya (Fotolia.com)

Palenie zabija

Jakiś czas temu wprowadzono obowiązek oznaczania wszelkich wyrobów tytoniowych dosadnym hasłem informującym o szkodliwości palenia. Nakaz ten wszystkie firmy produkujące papierosy wprowadziły bez większego oporu. Dlaczego tak się stało?

Odpowiedź na to pytanie może się kryć w teorii opanowania trwogi (ang. TMT czyli Terror Management Theory) upowszechnionej w połowie lat 80. XX wieku, przez trzech amerykańskich naukowców: Jeffa Greenberga, Sheldona Solomona i Thomasa Pyszczynskiego. Teoria ta zakłada, że wszystkie organizmy żywe potrafią adaptować się do zastanych warunków w sposób znacznie zwiększający ich szanse na przetrwanie.
Ponieważ nieodłącznym elementem ludzkiego życia jest śmierć, nasz mózg w sposób naturalny radzi sobie z jej nieuchronnością. Komunikat o tym, że umrzemy, nie jest specjalnie zaskakujący. Jednak przyspieszenie zgonu wynikające z faktu używania szkodliwych substancji, to sprawa poważniejsza i zmusza do zagłębienia się w psychologiczny mechanizm haseł zapisanych na paczkach papierosów. Tu odbiorcy dzielą się na dwie grupy: tych, co reagują nerwowo, i tych, których to stymuluje i chętniej sięgają po papierosy.

Ponieważ według wielu solidnie przeprowadzonych badań, zniechęconych jest niemal tyle samo, co zachęconych, producenci papierosów nie uznali za stosowne podejmowania walki z niewiele wnoszącym w ich biznes przepisem. Informacje o szkodliwości palenia zapisane czarnymi literami na paczkach papierosów stały się więc częścią komunikatu reklamowego.

Mądry biznes

Przykład papierosów, choć na pierwszy rzut oka niezwiązany z tematem tego artykułu, doskonale charakteryzuje bezwzględne metody stosowane przez dostawców wszelkich towarów.

Biznes otrzymał do dyspozycji nie tylko technologie, ale także potężne narzędzia psychologiczne i socjologiczne pozwalające precyzyjnie sterować zachowaniami odbiorców, a przede wszystkim tak dopasować komunikat, aby generował coraz większą sprzedaż. Trudno jednak mieć pretensje do przedsiębiorcy, że w obliczu silnej konkurencji sięga po coraz to nowsze i bardziej wyrafinowane metody, aby utrzymać zysk. Przecież to właśnie końcowy efekt finansowy określa, co dobrym biznesem jest, a co nie. Czy jesteśmy w stanie określić granice, których w pogoni za zyskiem nie należy przekraczać?

Perpetuum mobile

To mechanizm, który wytwarza taką samą lub większą ilość energii niż potrzeba do jego napędzania. Mówimy jednak o rozwiązaniu teoretycznie, bo do dziś nie skonstruowano maszyny potrafiącej pracować nieprzerwanie bez dostarczania energii z zewnątrz. Tak to wygląda w dziedzinie fizyki – inaczej jest jednak z gospodarką i ekonomią. Tu zasadę podobną do działania perpetuum mobile stosuje się już od dawna, a w ostatnich 100 latach doprowadzono ją niemal do perfekcji. Tak naprawdę, to jedynie pozory, bo gospodarka, jak żadna inna machina, potrzebuje ogromnej energii z zewnątrz.

Gospodarka rynkowa

Nie mylić z kapitalizmem i gospodarką wolnorynkową. Chodzi o ogólny model gospodarczy, w którym to głównie zasoby i efektywność decydują o kształcie jej samej, a udział państwa jest zminimalizowany. Gdyby gospodarkę rynkową pozbawić regulacji prawnych i wpływów politycznych, wówczas nazywałaby się wolnorynkową. Z kapitalizmem natomiast mielibyśmy do czynienia wówczas, gdyby w mechanizmie gospodarki rynkowej pozostały wyłącznie prywatne podmioty zainteresowane realizacją jedynie własnych celów.
Jak ma się gospodarka do perpetuum mobile? Niespecjalnie. Codziennie z wielu źródeł docierają do Was informacje o kondycji świata ekonomii oraz o tym, który element wymaga poprawy, aby stale móc czerpać korzyści z rogu obfitości. Najczęściej słyszymy o obniżającym się lub rosnącym wzroście gospodarczym i o tym, jak wielkie znaczenie ma fakt, aby ów zwiększał się nieprzerwanie.

Wzrost gospodarczy

Czas wyjaśnić, że podobnie jak w fizyce, także w gospodarce energia nie bierze się znikąd.
Z definicji wzrost gospodarczy to ciągle rosnący wolumen wytwarzanych dóbr, który ma być odpowiedzią na coraz większe potrzeby społeczeństwa. W praktyce jednak sytuacja jest odwrotna. Dziś nie popyt określa podaż, ale podaż steruje popytem. Dzieje się tak za sprawą bardzo dużych możliwości sterowania zapotrzebowaniem dzięki perfekcyjnej znajomości ludzkiej psychiki i możliwościom szerokiego dotarcia do potencjalnych klientów, jakie dają współczesne, masowe media.

Żyjemy w przeświadczeniu, że „wzrost gospodarczy” powinien być dodatni, czyli wszystkiego ciągle musi przybywać. Jest w tym odrobina logiki, jeśli rozważania sprowadzić do jednego pokolenia (25 lat). Jednak w obliczaniu sprawności gospodarczego mechanizmu zdecydowanie nie doszacowano kosztów związanych z konsumowaniem surowców danych nam przez planetę, a których odtworzenie w rozpatrywanym okresie jest niemożliwe. Nietrudno zorientować się, że nawet w skali Ziemi, takie podejście prowadzi do nieuchronnego i bolesnego końca.

Dlaczego?

W latach 1929-1933 Stany Zjednoczone zmierzyły się z prawdopodobnie największym kryzysem gospodarczym, jaki do tej pory miał miejsce. W obliczu głodu i groźby zmiany stylu życia tęgie głowy poszukiwały rozwiązań, które pomogłyby opanować sytuację. Wówczas, za sprawą Bernarda Londona, nowojorskiego sprzedawcy nieruchomości, powstała pierwsza oficjalna koncepcja planowanego postarzania produktów. Twierdził on, że jedynie bezwzględne i konsekwentne sterowanie przemysłem w zakresie trwałości wyrobów może wydobyć Stany Zjednoczone z kryzysu. Mechanizm miał być bardzo prosty – zmusić konsumentów do kupowania więcej i częściej.

Nie sposób odebrać Londonowi pomysłowości, choć patrząc z perspektywy czasu widać, jak krótkowzroczne było to myślenie. Zwiększony popyt pomaga gospodarce rozwijać się, co sprzyja tworzeniu nowych miejsc pracy, a zatrudnieni w ten sposób, wydając zarobione pieniądze, zwracają je swoim pracodawcom. Przymykając oko na niektóre prawa fizyki, mechanizm ten przypomina do złudzenia właśnie perpetuum mobile.

Dla kogo?

Choć oficjalnie propozycję Londona odrzucono, to model gospodarki podobny do tego, który zaproponował, świetnie sprawdza się na świecie. Wydaje się nam, że korzystamy na tym wszyscy i że trwać to będzie bez końca. Każdego dnia odczuwamy pozytywne skutki dynamicznie rozwijającej się ekonomii, a zwodzeni obietnicami spotów reklamowych niechętnie pozostawiamy sobie przestrzeń na refleksje. Jako społeczeństwo pragniemy więcej, lepiej i szybciej – programowanie popytu polega na sprawnym manipulowaniu tymi trzema potrzebami.

Konsumowanie oparte na pragnieniach, a nie realnych potrzebach, prowadzi do coraz większych strat w zamkniętym układzie samonapędzającej się gospodarki. Zaciągamy na konto kolejnych pokoleń kredyt, którego spłata staje się coraz mniej realna. To kolejne generacje zmierzą się ze skutkami niefrasobliwego i błyskawicznego zużywania zasobów danych nam przez naturę.

Protoplaści postarzania

W powojennej Europie priorytetem była jakość i trwałość, natomiast w Ameryce lat 50. rozpoczął się powrót do teorii im więcej, tym lepiej. Przy tej okazji głównym animatorem idei częstej wymiany przedmiotów codziennego użytku stał się Brooks Steavens. Nie namawiał on jednak do kupowania kolejnych rzeczy ani nie instalował w projektowanych przez siebie sprzętach celowo osłabionych elementów. Jego metoda polegała na prezentowaniu konsumentom pięknych sprzętów w sposób, który wzbudzał w nich nieodparte pragnienie posiadania. Projektował rzeczy funkcjonalne, niesamowite i ponadczasowe, jednak zawsze przyświecała mu idea, którą zapoczątkował Bernard London – kupuj dużo i często.

Idea ta stała się główną motywacją w działaniach większości wytwórców, a dziś towarzyszy nam niemal w każdej dziedzinie.

Wschodnioeuropejski kontrast

Gdy w Stanach Zjednoczonych zachłystywano się kolejnymi modelami sprzętów i poszukiwano sposobów, aby nakłonić ludzi do kupowania towarów z jakiegokolwiek powodu, w Polsce gospodarka nie była zainteresowana konsumentem ani tym, jak wytwarzany przez nią produkt wygląda. Funkcjonowała w oparciu o narzucone odgórnie limity i standardy. Trudno nawet oceniać jakość wzornictwa przemysłowego zarówno polskiego jak i pozostałych państw bloku wschodniego. Nie budowano wówczas w konsumentach potrzeby kupowania, bo przecież lokalny rynek cierpiał na permanentny niedobór wszelkich dóbr. Projektując jakiekolwiek urządzenie skupiano się na jego cechach użytkowych i konstrukcyjnych, najczęściej pomijając aspekt estetyczny. Patrząc na ten okres z dzisiejszej perspektywy, zazwyczaj ironicznie odnosimy się do stosowanych metod, jednak ironia znika natychmiast, gdy ocenie poddajemy trwałość większości PRL-owskich sprzętów w porównaniu do tych dziś wytwarzanych.

Wytrzymałość względna

Koła samochodu obracają się dzięki łożyskom. To najczęściej dwie tulejki, pomiędzy którymi znajdują się kulki. Do jednej tulejki przymocowane jest koło, a do drugiej cała reszta. Łożysko wynalazł Grek, niejaki Diades, około 300 lat p.n.e. Przez kolejne niemal 2500 lat wprawdzie nie wymyślono niczego równie skutecznego, ale za to mocno dopracowano ów wynalazek. Dziś praktycznie nie istnieje urządzenie mechaniczne, wewnątrz którego nie znajduje się ten element.

Łożysko charakteryzuje się bardzo niskim współczynnikiem tarcia i dużą wytrzymałością oraz – co bardzo ważne – jest proste i tanie w wykonaniu.

Koło w średniej klasy przeciętnie użytkowanym samochodzie wykonuje w ciągu 10 lat od 50 do 100 milionów obrotów. Dopiero po tym przebiegu konieczna jest wymiana zamontowanego w nim łożyska. Każda taka część dźwiga średnio 300 kg, a warunki, w jakich pracuje, do najłatwiejszych nie należą. W tym samym czasie bęben pralki działającej w zwykłym gospodarstwie domowym, obróci się około 10 milionów razy. Gdyby więc zamontować w niej łożysko od pierwszego lepszego samochodu osobowego, można by śmiało założyć, że ten element przeżyje właściciela.

Co można zepsuć

Skomplikowana elektronika i proste elementy mechaniczne przy dzisiejszej wiedzy naukowców mogą stać się obiektem zainteresowania nieuczciwych producentów. Łożysko wykonane z niewłaściwego stopu lub z niewystarczającą precyzją ulegnie awarii znacznie szybciej. Zaprogramowany odpowiednio czip tak zmienić może właściwości całego układu w dowolnym sprzęcie, że ten odmówi posłuszeństwa. Łatwo korodujący materiał użyty w miejscu narażonym na niesprzyjające czynniki uszkodzi urządzenie, zanim zdąży się ono zużyć. Brak możliwości wymiany baterii lub niewystarczające jej parametry zmuszą nas do wymiany całego sprzętu szybciej, niż wynikałoby to ze zużycia innych jego elementów. Zlokalizowanie wrażliwych na temperaturę układów elektronicznych w okolicach elementów emitujących dużą ilość ciepła doprowadzi do zniszczenia tych pierwszych niewspółmiernie szybko.

Możliwości są niezliczone, więc trudno jest walczyć z tym zjawiskiem, poszukując potencjalnie ukrytych wad w produktach. Zaprogramowane niedoskonałości rozpoznać można najczęściej po fakcie, a udowodnienie, że było to działanie zamierzone może pochłonąć dużo czasu i środków. Zjawisku celowego postarzania produktów zapobiegać należy w zupełnie inny sposób.

Odpowiedzialność za słowa

Jeśli firma oferująca produkty jednoznacznie komunikuje o ich trwałości i jakości, a marka zbudowana jest na tych właśnie wartościach, powinniśmy oczekiwać i konsekwentnie egzekwować każdą daną nam obietnicę. Przedsiębiorcy, znając znaczenie marki, bardzo skrupulatnie wykorzystują ją w rozgrywkach marketingowych, a my stajemy się wobec ich działań bezbronni. Dzięki skutecznym technikom reklamowym przyjmujemy narzucane nam dogmaty. Jednak nie jest to układ jednostronny – obietnica staje się umową, w chwili gdy zgadzamy się na przyjęcie jej warunków, kupując produkt. Jeśli pralka ma działać 20 lat bezawaryjnie, to fakt, iż jej gwarancja obejmuje tylko pierwszy rok użytkowania, nie może być argumentem działającym na naszą niekorzyść. Warto o tym pamiętać.

Odrobina rozsądku

Nie jestem w pełni przekonany, czy w interesie producentów jest celowe programowanie krótkiego życia produktów. Poznając stosowane dziś techniki marketingowe i reklamowe, gotów jestem twierdzić, że podobnie jak dosadne hasło na paczce papierosów, informujące o rychłej śmierci palacza, tak i inne komunikaty reklamowe posiadają moc przynajmniej równą talentom inżynierów.

Niezależnie jednak od tego, jakie techniki względem nas są stosowane, to my – konsumenci – decydujemy o tym, co, kiedy i w jakiej cenie nabyć. Wystarczy świadomość i rozsądek w podejmowaniu decyzji o kolejnym zakupie. Jeśli jednak sprzedawca czy producent dopuszcza się w stosunku do nas oszustwa bądź nieuczciwej manipulacji, reagować należy zawsze i zdecydowanie.

Nie zapominajmy też, że każdy sprawny lub łatwy do naprawienia sprzęt, który wymienimy na nowy, powiększa ogromną górę śmieci, których zdecydowanie zbyt dużo już nagromadziliśmy.

Elektryczna szczoteczka do zębów

Zalet tego urządzenia nie zna tylko ten, kto elektrycznej szczoteczki do zębów nie używał. Służyła mi bezawaryjnie przez około 5 lat do chwili, aż bateria uległa zużyciu. Autoryzowany serwis poinformował mnie, że wymiana akumulatora nie jest możliwa i należy zainstalować nowy mechanizm, którego cena wynosi 260 zł. Obecnie zaś całkowity koszt takiej samej szczoteczki to 350 zł. W sklepie na warszawskim Wolumenie (na prawo przed bramą wejściową, od ulicy Wergiliusza) kupiłem odpowiednią baterię za 15 zł, a wymiana kosztowała kolejne 10 zł.

Telewizor

Mniej więcej na 3 miesiące po zakończeniu dwuletniej gwarancji telewizor jednej z topowych marek zaczął „nagrzewać się” jak „stary, dobry” Rubin. Wycena naprawy w serwisie firmowym, opiewała na kwotę 1200 zł. Rozkręciłem więc go sam i natychmiast znalazłem uszkodzone kondensatory. Wystarczyła mi do tego wiedza zdobyta na lekcjach ZPT w szkole podstawowej i ogólne skłonności do zaglądania w miejsca zabezpieczone śrubkami. Koszt kondensatorów o klasę wyższych i o zdecydowanie lepszych parametrach zbliżał się do 50 zł. Naprawa trwała niecałą godzinę.

Lutowanie we wnętrzu telewizora, gdzie napięcie i natężenie prądu mogą stanowić zagrożenie dla życia, polecam wykonywać wyłącznie osobom doświadczonym. Sprawdziłem więc, ile taka naprawa będzie kosztować w serwisie nieautoryzowanym – w tym przypadku cena wraz z dojazdem elektronika osiągnęła poziom 150 zł.

Pralka

W 2009 roku kupiłem pralkę, wydając na nią ogromną, jak na moje możliwości, sumę – 5000 zł. Uległem obietnicom składanym przez producenta, że sprzęt tej firmy obliczany i testowany jest na 20 lat bezawaryjnej pracy. Przeanalizowałem, że mimo dużej kwoty, zakup się opłaca, a renomę marki uznałem za dostateczną gwarancję. Producenta podam dopiero w kolejnym artykule, gdy będę już w posiadaniu kompletu ekspertyz.
Pralkę wyposażyłem w filtry, a do montażu zatrudniłem fachowca. Regularnie przeprowadzałem przeglądy i używałem jej w 100% zgodnie z instrukcją. Robiłem to z troski o własną kieszeń i środowisko.

W lipcu 2015 roku, czyli po niespełna 7 latach funkcjonowania, zepsuła się. Autoryzowany serwis wycenił naprawę na około 3000 zł, podczas gdy ten sam model staniał do około 3800 zł. Finalnie udzielono mi 30% rabatu na naprawę, w myśl zasady, że wysokość upustu jest proporcjonalna do tego, jak wiele lat pralce zostało do pełnej dekady. Zastanawiające jest, że jako punkt odniesienia do obliczenia rabatu wybrano 10, a nie 20 lat, tak jak zapowiadano w reklamie. Poprosiłem o pomoc nieautoryzowaną przez producenta mojej pralki, lecz doświadczoną firmę zajmującą się serwisem urządzeń AGD. Wewnątrz urządzenia niemal wszystkie elementy były jak nowe – poza jednym – aluminiowym odlewem mocującym wewnętrzną część bębna. Solidny kawał aluminium rozsypał się na kawałki. Wstępna diagnoza sugerowała, że element ten skorodował w stopniu całkowicie nieadekwatnym do czasu i warunków użytkowania.

Tym razem naprawę wyceniono na 150 zł + koszt części (160 zł). Jednak w serwisie autoryzowanym odradzono mi takiego rozwiązania, potwierdzając, że podczas awarii uszkodzeniu ulec mógł bęben, grzałka i jeszcze kilka innych części.

Programowanie przydatności – rozważania o genezie

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.