rodzina

Rodzina w kadrze

Samotna matka, bezdzietne małżeństwo, homoseksualni rodzice, zepsute dzieci. Twórcy filmów coraz częściej sięgają po trudne, a nawet abstrakcyjne modele rodziny. Tym samym, w mniej lub bardziej przejaskrawiony sposób, zwracają uwagę na problemy, z którymi większość z nas mierzy się na co dzień.

Tekst: Grzegorz Wojtowicz

Rodzina za wszelką cenę

Ponieważ w wersji minimum rodzina to rodzic plus dziecko, lepiej ominąć wszystkie opowieści z cyklu „jak poznałem waszą matkę” i od razu przejść do wątku prokreacyjnego.
Kobiety w kwestii przedłużania gatunku, opisuje to szczegółowo Biblia, potrafią posunąć się nawet do spółkowania z siłami nadprzyrodzonymi. W obliczu takiej determinacji niewinnym wybrykiem jawi się postępowanie Jenny Fields z ekranizacji powieści Johna Irvinga „Świat według Garpa” („The World According to Garp”, 1982). Aby zajść w ciążę, ta pomysłowa pielęgniarka korzysta z pomocy sparaliżowanego, umierającego żołnierza, którego narząd – kluczowy dla tego procesu – stanął na wysokości zadania. Dowiedziawszy się o sposobie poczęcia, konserwatywni rodzice Jenny przeżywają szok, a matka nawet przypłaca to życiem. Mały T.S. Garp, który nie zostaje wtajemniczony w szczegóły swoich narodzin, tęskni za ojcem, którego nigdy nie widział. Wie jedynie, że ten był pilotem i zginął na wojnie.

Kobiety bez trudu potrafią w razie potrzeby (miłość może popychać do najdziwniejszych aktów) wznieść się ponad naturalne metody prokreacji. Rebecca, bohaterka melodramatu science fiction „Łono” („Womb”, 2010), traci w sposób tragiczny ukochanego. Nie mogąc się pogodzić z tą stratą, dziewczyna postanawia sklonować i urodzić kopię swojego chłopaka – Thomasa.

Pozostając w sferze prokreacji odrealnionej, koniecznie trzeba wspomnieć o dzielnym doktorze Aleksie Hessie (Arnold Schwarzenegger) z filmu „Junior” (1994). Hesse jest naukowcem zajmującym się opracowaniem środka zapewniającego prawidłowy rozwój ciąży. Niestety, w wyniku kłopotów finansowych, bohater musi eksperymentować na sobie. Do jego jamy brzusznej zostaje wprowadzony zapłodniony zarodek, który po przeprowadzeniu kilku testów ma zostać usunięty. Kiedy Hesse zaczyna dostrzegać uroki błogosławionego stanu, postanawia urodzić dziecko. Wielki Schwarzenegger z wielkim brzuchem. Wygląda na to, że już w połowie lat 90. XX wieku zepsuty Hollywood zaczął podstępną propagandę związków homoseksualnych, z wyraźnym naciskiem na możliwość adopcji dzieci…

Maybe baby…?

Wraz z upowszechnieniem problemu bezpłodności pojawiły się filmy, które poruszały ten kontrowersyjny temat. Dobrym przykładem z polskiego podwórka filmowego jest „Pograbek” (1992) Jana Jakuba Kolskiego. Tytułowy bohater (trudniący się zabijaniem starych koni) i jego żona Kuśtyczka nie mogą doczekać się potomstwa. Ciężarna dziewczyna, która obiecała urodzić im dziecko, wycofała się z umowy. Pograbek decyduje się na desperacji krok. Płaci Heńkowi Materce, pomocnikowi kowalskiemu, żeby ten zapłodnił Kuśtyczkę. Ponieważ Materka z nieuzasadnioną gorliwością podchodzi do swojego zadania, Pograbek musi odbijać z jego rąk swoją brzemienną kobietę.

Twórcy „Maybe Baby” (2000) podeszli do tematu starań o dziecko z nieco większym dystansem. Sam (w tej roli Hugh Laurie) i Lucy są dobrana parą – młodzi, odnoszący sukcesy, zakochani. Zdecydowali, że nadszedł czas, by do rodziny dołączyło dziecko. Niestety, choć wraz z upływem czasu zamieniają swoją sypialnię w warsztat do produkcji potomka, upragniony sukces nie przychodzi. Próbują wszystkiego – masaży z olejkami aromatycznymi, seksu podczas pełni, akupunktury, afrodyzjaków, nawet zapłodnienia in vitro. Nie ma żadnego powodu, by mogło się nie udać, lecz cel wydaje się coraz bardziej odległy.

Na szczęście, jak to w filmach bywa, scenarzyści znajdują sposób, żeby nagrodzić wytrwałość bohaterów.

Twórcy komedii „Mężczyźni w natarciu” („The Babymakers”, 2012) postanowili stosunkowo nudny i smutny temat walki o potomstwo przekuć w dość niezwykłą opowieść o sensacyjnym posmaku. Zaczyna się standardowo. Audrey i Tommy starają się o dziecko, ale na staraniach się kończy. Konieczna w tej sytuacji wizyta u medyka obnaża słabą jakość nasienia Tommy’ego. Kiedy wydaje się, że sprawa jest już zupełnie przegrana, niedoszły tata przypomina sobie, że w młodości oddał porcję nasienia do banku spermy. Niestety, bankowcy zasłaniając się „tajemnicą bankową” i procedurami, odmawiają Tommy’emu zwrotu jego cennego nasienia. Zdesperowanemu mężczyźnie pozostaje już tylko zmontować ekipę śmiałków, którzy pomogą mu włamać się do siedziby banku i odzyskać jego własność.

Ciążowe scenariusze

W świecie starających się o dziecko oraz będących już w ciąży znaczącą rolę odgrywają wszelkiego rodzaju poradniki. W jednym z nich – „Jak urodzić i nie zwariować” („What to Expect When You’re Expecting”, 2012), z udziałem takich gwiazd, jak Cameron Diaz, Jennifer Lopez, Dennis Quaid czy Chris Rock, znajdziemy różne oblicza początkowej fazy rodzicielstwa. Pięć bohaterek (czasami wraz z partnerami) reprezentuje cały wachlarz ciążowych scenariuszy: ciążę jak z płatka, ciężkie próby poczęcia, wpadkę, adopcję oraz obawy o to, czy podoła się nowemu wyzwaniu. Bez wgryzania się w trudne i kontrowersyjne tematy okołociążowe, powierzchownie, stereotypowo i przede wszystkim pozytywnie – a tego ostatniego brzemienne kobiety potrzebują najbardziej. Więc nie bacząc na narzekanie krytyków, ginekolodzy powinni przepisywać ten film na receptę.

Ivan Reitman zrealizował głośnego „Juniora”, a jego syn Jason Reitman zachwycił wszystkich filmem „Juno” (2007) z Ellen Page w roli tytułowej. Po chwili zapomnienia ze szkolnym kolegą młodziutka Juno dowiaduje się, że jest w ciąży. Młody tata nie ma zamiaru brać na klatę tego wyzwania i wszelkie decyzje przerzuca na Juno. Rezolutna i pozytywnie nastawiona do świata dziewczyna postanawia znaleźć rodziców adopcyjnych dla nienarodzonego dziecka. Dość szybko natrafia na pasującą do jej oczekiwań parę, Marka i Vanessę. Kiedy dzień przekazania dziecka zbliża się wielkimi krokami, rodzice adopcyjni zaczynają wymiękać. Cóż, dojrzałość nie zawsze przychodzi z wiekiem.
Juno ponownie zostaje sama ze swoim wielkim brzuchem, choć trzeba przyznać uczciwie, że dziewczyna ma już wtedy ogromne wsparcie ze strony rodziców.

Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku triumfy święciła rodzicielska trylogia „I kto to mówi” („Look Who’s Talking”, 1989) z Kirstie Alley i Johnem Travoltą w rolach głównych. Mollie Jensen zachodzi w ciążę z żonatym mężczyzną. Kobieta nie robi z tego wielkiego problemu i decyduje się samotnie wychowywać dziecko. W dniu porodu poznaje sympatycznego taksówkarza Jamesa. Wkrótce zaprzyjaźniają się ze sobą i kiedy wszystko zmierza do sielanki, pojawia się biologiczny ojciec dziecka.

Miłość taksówkarza przezwycięża jednak wszystkie problemy i szczęśliwa para dość szybko jest gotowa na przyjęcie kolejnego bobasa – tym razem córeczki. Oryginalnym pomysłem twórców serii jest to, że narratorem opowieści jest najpierw płód, a później kilkumiesięczne niemowlę (w pierwszej części chłopcu głosu użycza Bruce Willis). To z jego perspektywy oglądamy świat, w którym samotna matka po przejściach ma szansę na zbudowanie szczęśliwej rodziny.

Relacje słodko-gorzkie

Kiedy trud poczęcia i porodu mamy już za sobą, przychodzi czas na normalne życie. Absolutnym hitem prezentującym różne modele rodziny jest amerykański serial „Współczesna rodzina” („Modern Family”, 2009). Każdy z odcinków (do tej pory powstały trzy sezony) opowiada o codziennych perypetiach rodzin Jaya Pritchetta (Ed O’Neill – znany głównie z roli Ala Bundy’ego w serialu komediowym „Świat według Bundych”), jego córki Claire Dunphy i syna Mitchella Pritchetta.

Jay ponownie ożenił się z o wiele młodszą od siebie kobietą (Kolumbijką), z którą wychowuje jej syna z poprzedniego związku, Manny’ego. Claire jest matką trójki dzieci w tradycyjnej rodzinie. Mitchell wraz ze swoim chłopakiem adoptowali właśnie dziewczynkę z Wietnamu. Dzięki tak zróżnicowanej konstrukcji tej wielkiej rodziny twórcy serialu mogą wielokrotnie ogrywać stereotypy związane chociażby z relacją między teściem a zięciem (teść przejął rolę tradycyjnie złej teściowej, której w serialu nie ma), różnicami kulturowymi, relacjami w parze homoseksualnej czy też trudnymi stosunkami rodziców i dzieci.

O popularności „Współczesnej rodziny” zdecydowała także forma serialu. Realizowany jest on w sposób naśladujący dokument. Oglądamy zatem wydarzenie z życia jednej z rodzin, a następnie jej członkowie siedząc na kanapie, opowiadają o nim widzom. Opowieści kanapowe zwykle stawiają w zupełnie innym świetle wydarzenia, które oglądaliśmy wcześniej, co niesie ze sobą ogromny potencjał komediowy. Udaną próbę nawiązania klimatem do „Współczesnej rodziny” znajdziemy w takich polskich serialach, jak „Licencja na wychowanie”, „Rodzinka.pl” czy „Ja to mam szczęście!”.

Bardzo ciekawą historię rodzinną możemy zobaczyć też w komediodramacie „Wszystko w porządku” („The Kids Are All Right”, 2010). Film przedstawia losy Nic (Annette Bening) i Jules (Julianne Moore), pary lesbijek w średnim wieku, która na przedmieściach Los Angeles wychowuje dwójkę nastoletnich dzieci – Joni i Lasera (pochodzących z zapłodnienia nasieniem od anonimowego dawcy). Wszystko wydaje się w porządku do momentu, w którym Joni kończy 18 lat i zostaje namówiona przez brata do odszukania ich biologicznego ojca. Z wahaniem wykonuje telefon do banku spermy. Tam zostaje połączona z Paulem (w tej roli ujmująco przystojny Mark Ruffalo). Mężczyzna z radością przystaje na propozycję poznania swoich dzieci, o których nigdy nie miał pojęcia. Jego pojawienie się powoduje małą niestabilność w lekko znudzonym związku dwóch pań. Ich relacja zostanie poddana najcięższej próbie…

Nietradycyjna rodzina

Będąc przy homoseksualnym modelu rodziny, nie sposób pominąć film Piotra Matwiejczyka „Homo Father” (2005). Gabriel (Bodo Kox) i Robert (Dawid Antkowiak) żyją ze sobą od trzech lat. Robert ukrywa przed światem swój związek, Gabriel przeciwnie – chciałby, żeby ludzie dowiedzieli się o ich wzajemnej miłości. Pewnego dnia w ich domu pojawia się Natalia, z którą Gabriel trzy lata temu miał jednorazową przygodę. Przyprowadza małą dziewczynkę i pozostawia ją z Gabrielem. Przez telefon informuje go, że to jego córka… „Homo Father” to chyba pierwszy polski film podejmujący tak odważnie (oczywiście przy wszystkich mankamentach kina offowego) problem wychowywania dzieci przez pary homoseksualne.

Sąd rodzinny

Film Nicka Cassavetesa „Bez mojej zgody” („My Sister’s Keeper”, 2009) przedstawia niezwykle ujmującą opowieść rodzinną, w której trzewiach buzują dylematy natury etyczno-moralnej. U Kate, ukochanej córeczki Sary i Briana, zdiagnozowano rzadką odmianę białaczki. Od tego momentu wszystkie działania rodziców zostały podporządkowane tylko jednemu celowi – ratowaniu córki. Z taką intencją płodzą swoją drugą córkę – Annę. Dziewczynka ma uratować Kate, będąc dla niej swoistym bankiem części zamiennych. Po jedenastu latach niekończących się zabiegów medycznych, komplikacji i wielokrotnych pobytów w szpitalu nerki Kate przestają funkcjonować i konieczny jest przeszczep. Rodzice znów zwracają się po pomoc do Anny, ale jedenastoletnia dziewczynka po raz pierwszy odmawia pomocy swojej siostrze. Postanawia pozwać rodziców i walczyć o prawo do swojego ciała.

Do sądu nie chodzą tylko dzieci. Rodzice walcząc o opiekę nad nimi, także trafiają przed oblicze Temidy. Klasyczną pozycją z tej półki jest „Sprawa Kramerów” („Kramer vs. Kramer”, 1979). Joanna (Meryl Streep) postanawia opuścić męża Teda (Dustin Hoffman) i dziecko. Po jakimś czasie Joanna i Ted będą musieli stoczyć sądową batalię o prawo do opieki nad 6-letnim Billym. Przy czym Ted będzie musiał przekonać sąd, że ma takie same prawa jak jego była żona. 5 Oscarów w najważniejszych kategoriach (film, reżyseria, scenariusz, najlepsza aktorka i aktor) to wystarczająca rekomendacja.

Polską „odpowiedź” na „Sprawę Kramerów” zrealizował wiele lat później Maciej Ślesicki w filmie „Tato” (1995). Michał (Bogusław Linda) musi walczyć w sądzie ze swoją żoną (Dorota Segda) o prawo do wychowywania córeczki Kasi. Ku jego zaskoczeniu wymiar sprawiedliwości woli powierzyć opiekę nad dzieckiem niestabilnej emocjonalnie matce.

Kochany tatuś

W debiucie reżyserskim Tima Rotha „Strefa wojny” („The War Zone”, 1999) poruszono tematykę molestowania seksualnego w rodzinie. Trudną relację między rodzicami a dziećmi, w świecie zdominowanym przez wirtualne formy komunikacji, pokazał Jan Komas w „Sali samobójców” (2011). Pochłonięci własną karierą rodzice są przekonani, że zapewniając synowi dobrą szkołę i szofera, wywiązują się w pełni ze swoich obowiązków. Tymczasem zerwana więź emocjonalna w krytycznym momencie prowadzi do tragedii.

W podobnym klimacie utrzymany jest wstrząsający film „Musimy porozmawiać o Kevinie” („We Need to Talk About Kevin”, 2011). Tytułowy Kevin (Ezra Miller) to demoniczny nastolatek, który świadomie manipuluje swoim otoczeniem i nie uznaje żadnych zasad. Chłopak prowadzi cały czas wojnę psychologiczną ze swoją matką (znakomita Tilda Swinton), doprowadzając m.in. do jej konfliktu z mężem. Sponiewierana matka nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że Kevin dzień po dniu w sposób chłodny i wyrachowany szykuje spektakularny event, który będzie karą za zbyt płytkie uczucia macierzyńskie.

Ojcowsko-synowski happy end

W światowej kinematografii nie brakuje również produkcji prezentujących udane relacje rodzinne. „Inwazja barbarzyńców” („Les Invasions barbares”, 2003) to film, który dowodzi, że nigdy nie jest za późno na naprawienie nadwątlonych relacji rodzinnych. Kiedy pięćdziesięcioletni Remy trafia do szpitala, diagnoza onkologiczna nie wróży niczego dobrego. Mając na względzie powagę sytuacji, była żona Remy’ego namawia ich syna, Sebastiena, mieszkającego na stałe w Londynie, by przyjechał i odwiedził ojca. Sebastien waha się, ponieważ od lat nie łączyło ich nic szczególnego, nie utrzymywali żadnego kontaktu. Chłopak ulega jednak namowom matki. Po przyjeździe gra rolę dobrego syna i staje na głowie, by ulżyć ojcu w ciężkiej chorobie. Odświeża stare znajomości i kontakty. Zwołuje wesołą bandę ludzi, których w przeszłości spotkał na swej drodze Remy:
krewnych, przyjaciół, byłe kochanki. Relacja miedzy ojcem a synem powoli zaczyna się odbudowywać. We wzruszającym finale Remy mówi do Sebastiena: Życzę ci takiego syna, jakiego ja miałem.

Rodzina w kadrze

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.