Zrób to sam
Do It Yourself, w skrócie DIY. Idea „zrób to sam” podbija świat mody. Zamysł jest prosty, chodzi o wykonanie danej rzeczy samodzielnie. Liczą się umiejętności, wyobraźnia i emocje. A także oczywiście materiały, wśród których w ostatnim czasie furorę robi włóczka. Casualowa? Sexy? Awangardowa? Jak się okazuje, sprawdza się w każdym wydaniu.
Tekst: Marta Dudziak
Zdjęcia: Jagoda Wilczyńska
Włóczka wywołuje emocje. Zarówno pozytywne, jak i negatywne. Jej fani, miłośnicy i zwolennicy, chwalą ją za fantazję, nieoczywistość i opieranie się byciu „modową”. Przeciwnicy i hejterzy zarzucają jej z kolei zgrzebność, archaiczność i nie podążanie za trendami. Jak bardzo mylą się ci drudzy udowadniają ludzie, którzy modę tworzą i modą żyją.
Francuzka, Kanadyjczyk i Szwedka
Sonia Rykiel pierwszą wełnianą sukienkę stworzyła dla siebie. Zrobiłam ją, ponieważ chciałam być najpiękniejszą kobietą w ciąży. Potem zrobiłam sweter. Chciałam mieć taki, jakiego nie będzie miał nikt poza mną, powiedziała. Już wkrótce zabawne i wygodne sukienki oraz swetry rudowłosej projektantki chciały nosić kobiety na całym świecie. Ich nieposkromiony apetyt na posiadanie ubrań z metką Soni Rykiel doprowadził do obwołania projektantki „królową dzianin“. Z nadanego przez dziennikarzy Women’s Wear Daily tytułu Rykiel miała spory ubaw. Z właściwym sobie poczuciem humoru wyznała wówczas, że nie można zostać królową dzianin nie mając bladego pojęcia, jak zrobić sweter i że tak naprawdę ten cały zamęt wokół niej to jeden wielki przypadek. Bo plan na życie Rykiel był taki, aby zostać matką dziesiątki dzieci, a nie symbolem włóczkowego casualu.
Pewnego dnia znudzony spokojnym kanadyjskim życiem Mark Fast za namową swojego nauczyciela spakował walizki i przyjechał do Londynu. Trafił tam na studia projektowania mody na słynnym Central St. Martins. Potem współpracował z takimi markami, jak Christian Louboutin, Swarovski, Pinko czy Woolmark. Już na początku swojego pobytu w stolicy awangardowej mody Fast założył, że będzie się specjalizować w projektowaniu z włóczki. Dziś na widok jego ociekających seksem kreacji krytycy mody pieją z zachwytu.
Ekskluzywne ubrania projektanta nazywają „haute knitwear“ komplementując, że Fastowy patent na włóczkę jest niezwykle „glamour“ i nie ma w nim absolutnie nic ze stereotypowej zgrzebności.
Sandra Backlund to szwedzka projektantka mody oraz laureatka głównej nagrody na Międzynarodowym Festiwalu Mody i Fotografii w Hyeres w 2007 roku. Robić na drutach nauczyła ją babcia. Podobno projektantka szybko odkryła w sobie talent i pasję do robótek ręcznych. Dzięki temu jej dzisiejsze dziewiarskie projekty to haute couture z prawdziwego zdarzenia.
Pojawiają się zarówno w sesji zdjęciowej z udziałem charyzmatycznej Tildy Swinton dla Another Magazine, jak i na wystawie rękodzieła w małym szwedzkim miasteczku. Jak o Backlund powiedziała znana blogerka Susie Bubble
Ona po prostu totalnie oddaje się swojej pracy. Jej emocje są połączone z rzeczami, które niemal całkowicie obezwładniają już przy pierwszym zetknięciu.
Barbary Hoff zrób to sam wtedy
Nie ma wątpliwości, że w nadwiślańskim kraju do rozpropagowania idei DIY najbardziej przyczyniła się Barbara Hoff. Znana dziennikarka i projektantka mody do redakcji tygodnika Przekrój trafiła już na studiach. Współpracowała z nim zresztą przez następnych kilkadziesiąt lat. Ówczesnemu redaktorowi naczelnemu podobało się, że potrafi zrobić coś z niczego. Za własne pieniądze kupowała tkaniny, z których tworzyła kreacje na sesje fotograficzne w domowych warunkach. Zasłynęła pomysłami na ciuchy i buty w stylu zrób to sam. Ot, choćby balerinami, potocznie zwanymi trumniakami. Przepis na nie był następujący: ze zwykłych białych tenisówek należy wyciąć przednią część ze sznurówkami, powstały w ten sposób otok obszyć czarną tasiemką, a następnie całość pomalować czarnym tuszem. Krok po kroku Hoff pokazywała Polkom, co znaczy być prawdziwymi indywidualistkami. Z czasem pionierka ubraniowo-obuwniczego DIY w Polsce swoje autorskie projekty zaczęła także prezentować w Filipince i Nowym Stylu.
Plizgi, Królak i Harel zrób to sam dziś
DIY wciąż jest na czasie. Może nawet bardziej niż kiedykolwiek. Zapewnia wyśmienitą zabawę. Poszerza horyzonty. Rozwija kreatywność i wyobraźnię. Uzależnia. Uzależnił projektantkę mody Paulinę Plizgę, która wspominając swoje pierwsze doświadczenia z DIY mówi:
Zaczęło się od zabaw ścinkami w pracowni krawieckiej mojej mamy. Minęło wiele lat, a ja wciąż się nimi bawię. Są nieodłącznym składnikiem moich kreacji. Szyję z nich patchworki. Moim pierwszym autorskim projektem był właśnie patchworkowy sweter o nieokreślonym kroju, uszyty ze starych swetrów i torba do szkoły z obciętych dżinsów.
Karina Królak, projektantka akcesoriów wyznaje zaś:
Kiedy byłam mała, ciągle mówiłam „ja siama“. Sama więc zakładałam i wybierałam ubranka do przedszkola, poprawiałam fryzury po fryzjerach, potem przerabiałam ubrania i buty. Mam takie jedno zdjęcie z podstawówki – idealnie dopieszczona stylizacja, błyszczące oczy, uśmiech na twarzy i poprawiona po fryzjerze grzywka. Odkąd pamiętam, zawsze coś wymyślałam. Nie sądziłam jednak, że stanie się to moim zawodem. Pamiętam zabawną historię jednego z moich pierwszych projektów, którym była broszka z plastiku z wtopionymi w nią koralami. Byłam wtedy tak zajęta pracą, że dopiero po kilku godzinach zorientowałam się, że mój pokój jest pełen sadzy.
Dziennikarka i blogerka Harel przygodę z modą po swojemu zaczynała od zanurzania się w babcinej szafie. To właśnie tam poznawałam kolory, fasony, nazwy ubrań i dodatków.
Babcia była niezwykle kreatywną osobą, sporo swoich ubrań robiła na drutach, uwielbiała też przeróbki krawieckie. Nie szyła sama, ale u zaprzyjaźnionej krawcowej potrafiła zrealizować najdziwniejsze pomysły, np. płaszcz z zasłony, komplet poduszek ze spódnic, żakiet z sukienki itd. Z czasem w moim podejściu do mody pojawiły się wpływy środowiskowe – ze szkoły, z otoczenia, a także z książkowych ilustracji – uwielbiałam ilustrowaną historię kostiumów – i oczywiście z filmów. Sporo próbowałam na sobie, na przykład w trzeciej klasie podstawówki stylizowałam się na Alicję z Krainy Czarów z rysunków Johna Tenniela. Pamiętam, jak w latach 90. zrobiłam kapelusz według wykroju z „Filipinki”, a potem dzierganą spódnicę z „Twojego Stylu”. To, na co nie było mnie wtedy stać w Peweksie, starałam się odwzorować sama. Potem babcia nauczyła mnie robić na drutach. W planach był sweter Wyszedł, ale szeroki na trzy osoby, z rękawami na dwie krótkie, chude rączki. Po tej próbie postawiłam na szaliki i do tej pory je robię – mówi.
Włóczkowy DIY pod lupą
Jak polskie projektantki trafiły na włóczkę?
Kiedyś znalazłam na strychu stare, ręcznie dziergane przez naszą dozorczynię rękawiczki. Zostały zrobione z włóczki ze sprutych swetrów. Tak to się zaczęło
mówi Paulina. Karina wyznaje zaś:
Włóczki, nitki, sznurki to materiały, których użyłam do zrobienia gigantycznych kolorowych szali. Wpadłam na ten pomysł dawno temu, ale dopiero kilka lat później, podczas mojej pierwszej podróży na Kubę, olśniło mnie, że mogę ogrzać polską zimę megakolorowymi, wykonanymi z rozmaitych materiałów – także z recyklingu – szalami. Dziś z prawdziwą przyjemnością obserwuję, z jaką radością klientki noszą moje szalone szale. Włóczka to naprawdę bardzo wdzięczny materiał do pracy.
Czy włóczkowy DIY ma więc tylko zalety? Żadnych wad? Słabych stron? Minusów? Paulina z przekonaniem wyznaje, że tak.
Włóczkę można niemal bez końca recyklingować.
Jak coś się znudzi, wystarczy spruć i zrobić coś nowego, mówi.
Podobnego zdania jest Karina.
Są tylko zalety. Najważniejsze to pomysłowość, jakość wykonania oraz unikalność, ponieważ wielu projektów zwyczajnie nie można powtórzyć. W dodatku to takie miłe – mieć jakąś rzecz od kogoś, kto stworzył ją z sercem. Kto kocha to, co robi. To projekty powstające powoli. Pozbawione głosu z tyłu głowy „szybko, szybko, na akord“. Bije z nich dobra energia.
Wady i zalety włóczkowego DIY wskazuje zaś Harel. Jak mówi:
Jego zaletą jest przede wszystkim niepowtarzalność oraz możliwość rozwijania własnej kreatywności. Wadą zaś fakt, że projekty w duchu „zrób to sam” czasem bywają niedbałe w sposób daleki od nonszalancji.
Co zatem dalej?
Z mojego doświadczenia zawodowego wynika, że włóczki będzie dużo i w bardzo różnej formie: od prostego sweterka, aż po włóczkowe rzeźby. Jestem przekonana, że to niewyczerpany motyw, tym bardziej że walory włóczki można wykorzystać na mnóstwo zaskakujących sposobów,
mówi Karina. Harel dodaje:
Ostatnio w Polsce pojawiło się kilku projektantów, którzy z włóczką robią takie cuda, że aż trudno uwierzyć. Owszem, włóczka bywa retro, ale potrafi być też niezwykle nowoczesna. Polecam zapoznanie się z pracami Sandry Backlund. Wprawdzie to już nie DIY, a haute couture, ale warto wiedzieć, jak zaskakująco zabawy z włóczką mogą się skończyć.
To prawda, zaskakująco. Czasem nawet bardziej, niż można się spodziewać. Paulina z uśmiechem przytacza pewną zabawną historię:
W dzieciństwie widziałam taki animowany film o magicznej owieczce: starsza pani, która ją miała, cały czas robiła na drutach. Wełnę ciągnęła bezpośrednio ze zwierzaka, który będąc „magicznym“, dawał ją bez przerwy. Już wkrótce cały dom starszej pani zrobiony był z włóczki, snującej się prosto z owieczki. Na koniec staruszka zapragnęła nowej, młodej twarzy i zaczęła ją dziergać. Gdy ta była już w połowie gotowa, okazało się, że zmęczona owieczka nie nadąża z „produkowaniem“ włóczki. Staruszka zaczęła ją wtedy ponaglać. Chciała bowiem jak najszybciej skończyć swój unikatowy lifting. Wreszcie poirytowana owieczka zaczęła uciekać, ciągnąc za sobą włóczkę. Wówczas piękna twarz staruszki zaczęła się pruć. Potem popruły się także włóczkowe meble i w końcu cały włóczkowy dobytek starszej pani.
Włóczkowemu szaleństwu bliski koniec nie grozi. Idei Do It Yourself też nie. Ona była, jest i będzie. Optymistycznie wyraża się o niej Karina. Jeśli Do It Yourself znaczy również Create Yourself, popieram ideę. Sama każdą rzecz wymyślam i wykonuję ręcznie. Tak samo podchodzi Harel, mówiąc: Uwielbiam ją, rozpowszechniam i zachęcam innych do wcielania w życie i przekonuje, że mimo pozorów każdy ma do niej predyspozycje. Podobnie myśli Paulina, wyznając:
Większość ludzi ma ukryte talenty. Trzeba tylko chcieć je odkryć.
Jak zawsze, trzeba tylko chcieć…
Zrób to sam