Fashion Patterns by Paradecka
Recyclingowa haute couture – tak można nazwać jej twórczość, chociaż sama woli określenie hand-remade. W sezonie s/s 2012 postawiła na pattern, który podbił serca polskich fashionistów w Łodzi. Bo z modą jak ze sztuką – trzeba eksperymentować. O pracy w przemyśle modowym i kolekcji s/s 2012 opowiada projektantka, królowa polskiego recyklingu – Joanna Paradecka.
Tekst: Edyta Złomaniec
Czym jest modowy recykling?
To projektowanie jak każde inne. Działanie na gotowej rzeczy – bardziej na jej formie niż płaszczyźnie. Jest niezwykle inspirujące. Ma więcej wspólnego ze sztuką niż krawiectwem, daje mnóstwo możliwości, powstają ciekawe pomysły. Technikę twórczego recyklingu wykorzystuje mnóstwo topowych projektantów na całym świecie, takich jak Martin Margiela, Rei Kawakubo czy nieżyjący już McQueen.
Skąd pozyskuje pani surowiec do swoich projektów?
Różnie, najczęściej z second handów. Wiele lat mieszkałam w Londynie, przywiozłam stamtąd naprawdę sporo półproduktów, które wystarczą mi na dobrych kilka lat.
Są to na ogół gotowe ubrania, np. marynarki, bluzki, spodnie. Często wykorzystuję też same tkaniny.
Co było inspiracją do stworzenia najnowszej kolekcji s/s 2012?
Główną inspiracja był pattern – dominujący motyw na tkaninie, prosty powtarzający się nadruk. Wykorzystałam tkaniny w desenie adresowane do dzieci.
Już podczas przygotowywania poprzedniej kolekcji inspirował mnie druk. Stworzyłam serię legginsów o różnych wzorach. Teraz chciałam wykorzystać pattern nie tylko na jednym elemencie garderoby, ale także w całości kompozycji stroju.
Do kogo skierowana jest ta kolekcja?
Adresatką może być młoda odważna kobieta, która nie boi się eksperymentować, bawi się modą. To, co łączyło moje dotychczasowe klientki, to pewna skłonność do odrobiny szaleństwa w stroju, poszukiwanie unikatowych ciuchów.
Do czego przykłada Pani największą wagę, tworząc kolekcję?
Moje ubrania nie mogą być, kolokwialnie mówiąc, tanie. Muszą mieć superjakość. Każdy ciuch wychodzący z mojej pracowni jest unikatowy. Ręcznie konstruowany i szyty, na koniec starannie wykańczany. Zależy mi na zachowaniu najwyższej jakości na każdym etapie manufakturowej produkcji. Nie chcę robić czegoś, z czego nie byłabym zadowolona.
Czy ubrania z Pani kolekcji nadają się na polską ulicę?
Tworzę kolekcje bardziej pokazowe, nie zaś typowo prêt-à-porter. Ich poszczególne elementy da się rozdzielić i skomponować z klasycznymi spodniami czy bluzką. Będą świetną składową dla ekscentrycznych stylizacji nawet dojrzałych kobiet.
Jak ocenia Pani styl Polaków?
Ten styl bardzo się zmienia i zmierza w naprawdę dobrym kierunku. Młodzi Polacy są świadomi swojego stylu. Uważam, że nie ma już większej różnicy pomiędzy centrum Londynu a Warszawy. Być może dlatego, że Polacy coraz częściej ubierają się w rzeczy sygnowane logo wielkich projektantów…
Osobiście nie lubię, kiedy ktoś jest ubrany w markową kreację od stóp do głów. Mam wrażenie, że wygląda wtedy jak w przebraniu. Cena ciuchów nie ma dla mnie znaczenia, nigdy nie jest kryterium oceny stroju.
Ktoś może mieć na sobie wyłącznie rzeczy z second handu i wyglądać szałowo.
Kolekcja 2012 miała premierę podczas jesiennego fashion week w Łodzi. Zamierza pokazać ją pani za granicą?
Mam takie plany, ale ich realizacja nie jest łatwa. Sama nie jestem w stanie zorganizować pokazu. Mogę pojechać jedynie na jakieś targi mody, ale żeby dostać na nie zaproszenie, trzeba mieć wyrobioną markę i dużo pieniędzy…
Co prawda miałam już jedną propozycję pokazania kolekcji w Kanadzie, ale niestety nie mogłam z niej skorzystać. Pojawiła się z dnia na dzień, a ja miałam już inne zobowiązania.
Czy w Polsce trudno odnieść sukces w przemyśle modowym?
Trudno, ponieważ polscy projektanci tworzą lokalnie. Designerzy z innych krajów, zwłaszcza z Zachodu, projektują globalnie. Kupuje u nich cały świat. U nas jest inaczej.
Nie mamy wielkich domów mody, a jedynie niewielkie firmy. Nie mamy jak się wypromować.
Pracowała Pani w Danii i Londynie, skąd decyzja o powrocie do Polski?
Londyn daje na pewno więcej możliwości, ale jest tam też większa konkurencją. W Londynie po prostu wszyscy zajmują się modą. Wszyscy są projektantami, fotografami, muzykami. Tworzy się skupisko twórców napływających z całego świata, którzy widzą w tym mieście szansę na wielką karierę.
Kto jest dla Pani największą modową inspiracją?
Chyba Vivienne Westwood. Ma tyle lat, a wciąż jest tak cudownie zwariowana. Poza tym lubię jej konsekwencję. Bardzo cenię też projektantów wywodzących się ze szkoły skandynawskiej i antwerpskiej. Nie mogę natomiast przekonać się do projektantów włoskich. Według mnie balansują na granicy kiczu… Francuzi są z kolei zbyt poprawni, stawiają na klasykę, a ja lubię szaleństwo!
Ma już pani plany na najbliższy rok?
W tej branży nie można niczego przewidzieć, jest tak mało stabilna. Czekam na inspirację. Nieustannie o tym myślę.
Fashion Patterns by Paradecka