“Hægt”, czyli szczęście po islandzku
“Hægt”, czyli szczęście po islandzku

Hægt, czyli szczęście po islandzku

Życie w trybie SLOW to w obecnych czasach definicja luksusu. Czy są miejsca na świecie, gdzie brak pośpiechu może być codziennością? Czy w erze konsumpcjonizmu znajdziemy jeszcze niezagospodarowane przestrzenie? Hægt – to po islandzku “powoli”. Za tłumaczeniem słownikowym kryje się jednak coś więcej.

Tekst: Katarzyna Dudzińska

Podczas kilkutygodniowego pobytu na Islandii i rozmów z wieloma mieszkańcami tego niezwykłego kraju, dowiedzieć się można, że pod niepozornym słowem – Hægt – kryje się znacznie szersza idea – zwolnij, pomyśl i delektuj się chwilą. Jak to się stało, że mieszkańcy państwa wulkanów, lawy i lodowców, gdzie sezon zimowy trwa niekiedy od października do kwietnia, obfitując w ostre sztormy i prawie niekończące się noce, żyją tak spokojnie? Powierzchnia Islandii jest trzy razy mniejsza od powierzchni Polski, a położenie w północnej części Oceanu Atlantyckiego, w sąsiedztwie Grenlandii, sprawia, że sporo osób kojarzy ten kraj z zimnem i lodem. “Zostaliśmy ukształtowani przez kontrasty” – powiedział mi jeden ze starszych Islandczyków. Po wizycie w tym kraju jestem w stanie podpisać się pod zdaniem: Islandia to kraj kontrastów.

Golden Circle vs Ring Road

Islandię zwiedzać można wieloma szlakami, wśród turystów dominują jednak dwie trasy- Golden Circle i Ring Road. Golden Circle (z ang. Złoty Krąg) to najbardziej znana forma zwiedzania Islandii. Około 300 km trasa południowo-zachodniej Islandii oferuje najbardziej znane atrakcje wyspy. Wynajęcie samochodu osobowego w zupełności wystarczy na te krótką wyprawę. Punkty zawarte w Golden Circle to m.in malownicza Dolina Thingvellir (Þingvellir), Wodospad Gullfoss czy Geysir.

Firmy turystyczne, oferują dodatkowo kilkugodzinne wycieczki, które przeniosą cię do zupełnie innej rzeczywistości, jakiej nie doświadczysz w innym kraju. Najlepszym tego przykładem jest możliwość zwiedzania uśpionego wulkanu, Thrihnukagigur. Jego wnętrze jest tak duże, że bez problemu można umieścić w nim Statuę Wolności, a dzięki zainstalowanej windzie mamy możliwość zjechania na sam dół, gdzie bez słońca i jakichkolwiek dźwięków z zewnątrz, możemy podziwiać niesamowite wielobarwne obrazy, powstałe po erupcji prawie 4 tys. lat temu. Jakie to uczucie odwiedzić takie miejsce? Nie do opisania, polecam to doświadczyć!

Ring Road, inaczej zwana „Drogą nr 1” to trasa wzdłuż wybrzeża Islandii, licząca ok 1400 km. Jeśli natomiast zdecydujemy się z niej odbić, poleca się samochody terenowe, z napędem 4×4, bo szutrowa droga potrafi być naprawdę wymagająca, a niekiedy pojawia się konieczność przekroczenia rzeki. Jeżeli zdecydujesz się właśnie na ten sposób zwiedzania Islandii, całość trasy powinna zająć od czternastu do dwudziestu dni, w zależności od liczby postojów, które zamierzasz zrobić. Każde mijane miasteczko, dolina, wodospad czy fiord będą utwierdzały cię stopniowo w przekonaniu, że na Islandii rządzą kontrasty, a wszystko jest wyjątkowe. Potwierdzeniem tego może być fakt, że astronauci NASA, przed misją na księżyc, przybyli właśnie tutaj bo okoliczny krajobraz najbardziej przypomina ten oddalony od Ziemi o 384 400 kilometrów.

Kontrasty na wyciągnięcie ręki

Bez względu na to, którą opcję zwiedzania lądu wybierzesz, warto poświęcić również trochę czasu na odwiedzenie archipelagu Vestmannaeyjar, a konkretnie Heimaey. Największa, jedyna na stałe zamieszkana wyspa archipelagu, której powierzchnia wynosi tylko trzynaście i pół kilometra kwadratowego, jest w sezonie oblegana przez turystów. Zwiedzając ją jesienią, można odnieść wrażenie, że znajdujemy się na zupełnie innej planecie.

O Heimaey zrobiło się bardzo głośno w 1973 roku, za sprawą wybuchu wulkanu Eldfell, którego lawa zniszczyła sporą część wyspy. Tysiące mieszkańców zostało ewakuowanych na kilka miesięcy, a po zakończeniu erupcji rozpoczęto proces odbudowy. Mimo, że od tamtego czasu minęły dopiero czterdzieści cztery lata, a wulkan wciąż drzemie, życie na Heimaey toczy się bardzo spokojnie, a mieszkańcy najprawdopodobniej przyzwyczaili się do rozległego pola lawy znajdującego się w sąsiedztwie swoich domów.

Punktem obowiązkowym na wyspie jest wycieczka na szczyt obu wulkanów – Helgafell i Eldfell. Trasa nie należy do trudnych, początkowo przemierza się wulkaniczne pola, w dość ponurych barwach. Widok z góry to jednak prawdziwa definicja islandzkich kontrastów, wulkaniczna czerń, szarość i czerwień stopniowo spotyka się z zielenią, okolicznymi domami, portem i polami golfowymi. W sezonie letnim wyspę odwiedza sporo ptaków, a sierpień jest miesiącem maskonurów, które dumnie pozują do zdjęć. Zwiedzenie Heimaey, które ze względu na jej rozmiar zajmie raptem kilka godzin, to niesamowita przygoda, w trakcie której każdy kawałek wyspy, każde spojrzenie, zapada głęboko w pamięć. Ciekawostką jest fakt, że na szczycie Eldfell nadal znajdują się miejsca, w których ziemia jest gorąca.

Delektuj się chwilą…

Niezależnie na jaką trasę się zdecydujesz, krajobrazy Islandii na pewno cię zadziwią. “Jeżeli nie podoba ci się pogoda, poczekaj 5 minut” – mawiają Islandczycy. Ukształtowani przez surowe warunki oraz niesamowite widoki, niebo i pogodę, wiedzą co mówią. Na Islandii nic nie jest takie samo, a zjawiska astronomiczne osiągają czasami ekstremum. Oglądanie zorzy polarnej to podziwianie sztuki natury w swojej najczystszej postaci. Taniec świateł potrafi wywrzeć ogromne wrażenie, wynagradzając w ten sposób zarwane noce w oczekiwaniu na zielone prześwity na niebie.

Znajomy Islandczyk powiedział mi, że mimo mieszkania na wyspie od 50 lat, nigdy nie jest pewien czy dana trasa jest przejezdna, bezpieczna. Nawet jeśli doskonale znasz teren, musisz być niezwykle uważny. Na pytanie czy nie znudziły mu się jeszcze te wszystkie widoki, odpowiedział “Nie żartuj!”. Ponoć zamieć śnieżną i wichurę Islandczycy mogą opisać kilkunastoma słowami. Nigdy nie doświadczysz znudzenia, bo za każdym razem obserwujesz coś w innym świetle, widzisz coś nowego. Pogoda zmienia się diametralnie, a natura jest zawsze niesamowitym doświadczeniem, nie powinniśmy jej mijać albo narzekać na złe warunki. Powinniśmy ją obserwować, zanurzyć się w niej.

Czy Islandczycy są przygnębieni z powodu krótkiego lata i silnych wiatrów? Mało co na to wskazuje. Kochają kolory i podchodzą bardzo pozytywnie do życia. Na Islandii co rusz można napotkać kolorowe domy, występujące w pełnej palecie barw – czerwone, zielone, niebieskie czy żółte. Jadąc na Islandię, można błędnie założyć, że życie płynie tam podobnie jak w Danii, a chłodne dni społeczeństwo spędza w myśl “Hygge” – grając w gry planszowe ze znajomymi lub przesiadują w kawiarniach w otoczeniu świeczek. Islandczycy zdecydowanie bardziej stawiają na swoje Hægt – spacerują po okolicy, podziwiając zmieniającą się naturę, nigdzie się nie spiesząc.

Elfy: poważna sprawa

Kilka lat temu głośno było o wyroku islandzkiego sądu, który zadecydował o wstrzymaniu budowy drogi z Reykjavik’u do Półwyspu Alftanes, ponieważ obszar inwestycji obejmował miejsce, w którym według wierzeń mieszkańców, mogą żyć elfy. Kontrowersyjne? Dla Islandczyków niekoniecznie.

Hafnarfjörður, miasto położone nad Zatoką Faxa to stolica elfów, które mają tam swoje prawa i przywileje. Według przekonań, przemierzając Islandię, należy zwrócić szczególną uwagę na skały elfów. Jeżeli w ich pobliżu znajduje się tunel, powinniśmy zatrąbić, aby uprzedzić elfy o naszej obecności. W przypadku jakiegokolwiek konfliktu z tą społecznością, powinniśmy natychmiast skontaktować się z osobą znającą język elfów, aby załagodzić sprawę. Sporym zainteresowaniem wśród mieszkańców cieszą się również trolle i gnomy, niewidzialne istoty zamieszkujące skalne zakamarki.

Sagi islandzkie to bardzo ważny element dziedzictwa kulturowego kraju, który przekazywany jest dzieciom od najmłodszych lat. Islandczycy są bardzo przyjacielscy. Jeżeli interesuje cię ich kultura i sposób myślenia, nie ma problemu abyś na ulicy odezwał się do mijanego przechodnia. Dzielenie się swoją kulturą i historią mają we krwi. Mimo, że bywają bardzo nostalgiczni i lubią zatrzymać się w miejscu, są bardzo towarzyscy. Tankując samochód na stacji, można spotkać grupki Islandczyków, którzy wspólnie piją kawę i jedzą śniadanie, nie spiesząc się wcale do pracy. Silne poczucie wspólnoty sprawia, że wolą niespiesznie spędzić czas ze znajomymi niż pędzić do pracy na ósmą rano. Wzajemne zaufanie pozwala budować pozytywne relacje, o czym mogą przekonać się turyści. Mówi się, że jeżeli zapukasz do drzwi Islandczyka i poprosisz o pomoc, ten na pewno przyjmie cię z otwartymi ramionami.

Od skyr do Prince Polo

Kuchnia islandzka kojarzy się głównie z rybami i baraniną. Na miejscu można spróbować wielu lokalnych przysmaków, niektóre potrafią w sobie całkowicie rozkochać, inne można znienawidzić od pierwszego wejrzenia. Na Islandii raczej mało zróżnicowanego jedzenia – ryby, baranina, konina i skyr. Lokalnym przysmakiem jest Hákarl, czyli zgniły rekin. Może i nie brzmi to smacznie, ale warto spróbować! Mięso rekina umieszcza się na kilka miesięcy w ziemi, aby wyeliminować trujące substancje, następnie poddaje się mięso procesowi suszenia, usuwa się skórę i kroi w małe kostki. Na Pchlim Targu (Kolaportið) w Reykjaviku, przed zakupem można spróbować porcji degustacyjnej. Niektórym to już w zupełności wystarczy.

Kolejny przysmak, który można kupić w większości sklepów na Islandii to suszone ryby. Paczka nie różni się niczym od zwykłej paczki chipsów (możemy kupić zarówno duże jak i małe). Ten rodzaj przekąski traktowany jest przez Islandczyków jako zdrowa przegryzka do piwa. Do suszonych kawałków dorsza nie dodaje się ulepszaczy smaku, w efekcie czego produkt jest niezwykle zdrowy. Najbardziej widowiskowym posiłkiem na Islandii jest głowa owcy, podawana z ziemniakami. Ponoć na Islandii żaden kawałek mięsa nie może się zmarnować, stąd przysmaki znane naszym przodkom, zagościły na stałe w menu Islandczyków.

Aby nie wysuwać tezy, że Islandia słynie tylko z potraw mięsnych, czas przedstawić skyr, mleczny deser, który w konsystencji przypomina jogurt grecki. Produkuje się go z odtłuszczonego mleka w różnych wariantach smakowych, od naturalnego, po kokosowy i lukrecjowy. Wersje smakowe w niczym nie przypominały jednak naszych rodzimych jogurtów – są zdecydowanie mniej słodkie. Czy Islandczycy kochają zatem słodycze? Prince Polo to chyba jeden z ulubionych wafelków Islandczyków. W Aktu Taktu (tamtejszym odpowiedniku McDonald’s) można zakupić nawet zestaw, w skład którego wchodzi hot-dog, cola i ten czekoladowy przysmak. Uwagę przykuwa również wszechobecna lukrecja, którą dodaje się do ciastek, czekolady czy lodów. Na działach ze słodyczami czarne opakowania biją po oczach napisami „Lakkris”, na pewno ich nie przegapisz.

Eco friendly?

Islandczycy nie tylko podziwiają naturę i jej obecną formę, ogromną wagę przykładają również do przeszłości, dzieląc się wspomnieniami i miejscowymi historiami. Będąc w Djupavik’u można zwiedzić opuszczoną przetwórnię śledzi, niedaleko Reykjavik’u warto pospacerować obok wraku samolotu Dakota C-117, który spoczywa spokojnie na plaży od 1973 roku, a w drodze na Látrabjarg w oczy rzuca się wrak statku Garðar BA 64. Poruszając się po kraju wielokrotnie napotyka się opuszczone domy, często bez dachu i okien, a na ogromnych polach można zobaczyć pozostawione maszyny.

Skąd na Islandii tyle porzuconych rzeczy? Zadając to pytanie Islandczykom usłyszysz, że te wszystkie opuszczone miejsca to historia, której nie chcą tracić. Z jednej strony, wraki łodzi, samolotów czy ruiny domów zanieczyszczają środowisko, z drugiej jednak nakłaniają do refleksji, do zatrzymania się i przemyślenia niektórych rzeczy. Mimo to jest tu sporo miejsca na ekologię – energię wykorzystuje się ze źródeł odnawialnych, elektrowni wodnych i geotermalnych. Jeśli chodzi o spożycie wody, Islandzka kranówka jest zdatna do picia, ale poleca się tylko te zimną. Ciepła woda ma specyficzny zapach siarki, który często odbiera przyjemność z brania prysznica. Ilość naturalnych gorących źródeł jednak to rekompensuje. Na specjalnej stronie internetowej można sprawdzić, gdzie w okolicy znajduje się geotermalne źródło. Gdy temperatura powietrza wynosi 5 stopni i wieje mocny wiatr, a ty relaksujesz się po ciężkim dniu i zapominasz o wszystkim, w otoczeniu pięknych widoków, czy to nie kolejny przykład na kontrasty w islandzkiej naturze?

Hægt, czyli szczęście po islandzku

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.