Muzyka

Muzyka

Dlaczego dzieci tak uwielbiają muzykę? Chętnie tańczą, z impetem uderzają w plastikowe bębenek, a z grzebienia robią harmonijkę? Czemu ten muzyczny zapał u większości z nich zanika? Jak do tego nie dopuścić? Przede wszystkim należy uwrażliwiać dziecko na muzykę już w łonie matki. W tym przypadku bowiem na naukę nigdy nie jest za wcześnie.

Tekst: Agnieszka Czapla
Zdjęcia: Anna Jóskowiak

Prof. Edwin Elias Gordon – wybitny amerykański muzyk jazzowy, pedagog i psycholog muzyki, niezbyt dobrze wspominał edukację muzyczną, którą otrzymał jako mały chłopiec. Poradził sobie co prawda ze skostniałym i mało efektywnym systemem nauczania, ale kiedy okazało się, że i jego córki, mimo wykazywanych zdolności, nie czerpią radości z gry na instrumentach, postanowił poszukać innych rozwiązań w kształceniu muzycznym. Po latach badań opracował innowacyjną teorię nauczania, obejmującą wszystkie etapy rozwoju muzycznego człowieka. Teoria ta jako jedyna mówi o tym, że umuzykalnianie najlepiej rozpocząć już w okresie prenatalnym, bo najważniejszym czasem dla uczenia się są pierwsze lata naszego życia.

Dziecko, zanim się urodzi, śni. Na przykład o ruszaniu ręką, zabawie pępowiną czy o dźwiękach. Już między czwartym, a piątym miesiącem ciąży maluch zaczyna reagować na bodźce akustyczne – na przykład skacze w rytm bębna. Uczy się znaczenia tego, co słyszy. Jak pisze Gordon, poziom uzdolnień muzycznych, z jakim rodzi się dziecko, jest w pewnym stopniu rezultatem jego prenatalnej reaktywności na muzykę.

Według prof. Gordona każdy rodzi się z uzdolnieniami muzycznymi: aż 68% noworodków ma przeciętne uzdolnienia, około 16% wyższe od przeciętnych i około 16% niższe. Ponieważ jednak środowisko muzyczne niewielu dzieci jest właściwe, przyniesiony na świat poziom uzdolnień obniża się stopniowo od momentu narodzin. Im wcześniej dziecko zostanie włączone w bogate muzycznie środowisko, tym szybciej jego uzdolnienia zaczną podnosić się do poziomu urodzeniowego. Już w brzuchu matki do dziecka docierają słowa. Wkrótce, kiedy przyjdzie na świat, zaczyna naśladować dźwięki mowy i „łamie” kod języka. Zaczyna powtarzać słowa, poznaje ich znaczenie, układa je w zdania. Z nauką muzyki jest bardzo podobnie, dlatego nie można przecenić wagi wczesnego, bogatego muzycznie otoczenia.

W okresie, gdy zbliżamy się do dziewiątego roku życia, nasz poziom muzycznych uzdolnień nie będzie już dłużej warunkowany przez środowisko, nawet, jeśli będzie ono nadzwyczaj sprzyjające. To, czego dziecko uczy się podczas pierwszych pięciu lat życia, tworzy podstawę dla całej późniejszej edukacji. Im wcześniej uzyska tę podstawę, tym więcej skorzysta z późniejszej nauki i odwrotnie – im później tego dokona, tym gorsze będą dalsze efekty. Po raz drugi nie powtórzy się okazja do nadrobienia tych zaniedbań, a nauczanie muzyki w takiej sytuacji będzie miało charakter jedynie wyrównawczy, a nie wzbogacający. W jaki sposób stworzyć to optymalne środowisko muzyczne dla malucha? Znawcy teorii Gordona odpowiadają: po pierwsze przychodzić na zajęcia umuzykalniające, choćby raz w tygodniu. Po drugie, co kilka tygodni zabierać dziecko na tzw. koncerty gordonowskie, przeznaczone specjalnie dla nich. Po trzecie, wprowadzać muzykę do domu, do naszej codzienności.

Rytmiczanki i śpiewanki

Uśmiechy, szeroko otwarte oczy, gaworzenie. Oczekiwanie. Najstarsza, prawie dwuletnia Zuzia, na pierwsze dźwięki zaśpiewane przez prowadzącą unosi rączki i zaczyna się kołysać. Najmłodszy, sześciomiesięczny Aldo, trzymany przez mamę, spokojnie otwiera oczy po drzemce. Przez całe półgodzinne zajęcia nie traci zainteresowania dźwiękami, ruchem i kolorami, które go otaczają. Tak rozpoczynają się jedne z zajęć prowadzonych w oparciu o teorię profesora Gordona. Rodzice nie usłyszą tu Kaczuszek z głośników, nie zobaczą zabawy z grzechotkami, klaskania i pani przy pianinie. Na tych spotkaniach najważniejszym instrumentem jest głos.

Zajęcia składają się z tzw. śpiewanek i rytmiczanek. Te pierwsze są wykonywane w różnych skalach, także w takich, z którymi dziecko na co dzień nie ma styczności. Natomiast rytmiczanki to podawanie dzieciom rytmu głosem i ruchem. Zarówno jedne, jak i drugie opierają się najczęściej na neutralnej sylabie, np. PA, BA, DU. Po pierwsze dlatego, że słowa odwracałyby uwagę dziecka od samej muzyki czy rytmu, po drugie sylaby te są dla maluchów łatwe do powtórzenia. Dopiero po okresie osłuchania się z piosenkami, kiedy dziecko nuci melodie i łączy muzykę z ruchem (około 2. roku życia) może nastąpić śpiewanie piosenek z tekstem.

– Choć i w tym momencie słowa nie mają większego znaczenia– dodaje Jolanta Gawryłkiewicz. – Na zajęciach uczymy dzieci posługiwania się językiem muzyki, a nie operowania tekstem.

Żeby utrzymać uwagę, utwory przeplatane są ze sobą w różnych skalach, metrum i tempie. – Zróżnicowanie to istota gordonowskiej koncepcji – podkreśla Mirosława Gawryłkiewicz.

– „Nie męczymy” cały czas tej samej piosenki, tylko podajemy dzieciom do posmakowania bardzo różnego pokarmu muzycznego.

To nastawienie na ciągłe porównania rozwija ich myślenie muzyczne. Magdalena Jaworska, prowadząca zajęcia gordonowskie absolwentka Uniwersytetu Muzycznego im. F. Chopina w Warszawie, dodaje:

– Nie oczekujemy od dzieci, żeby od razu zaczęły śpiewać czy ruszać się do rytmu. To musi być ich spontaniczna reakcja. W trakcie zajęć dziecko coraz mocniej się angażuje, z czasem interpretując zasłyszaną muzykę.

Prowadząca przynosi worek z kolorowymi chustami. Niecierpliwe ręce dzieci już są w górze. Niektóre wstają. Chusty opadają powoli, tworząc kolorowy stos na środku kręgu. Będą wykorzystywane w kolejnych śpiewankach i rytmiczankach. Maluchy tańczą z nimi, podrzucają do góry, kręcą się, poddają się rytmowi przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę. Półtoraroczny Jeremi buszuje na środku i czeka, aż chustki znowu na niego spadną. To tylko przykładowe pomoce, które można stosować podczas zajęć. Wykorzystuje się także liny, kolorowe piórka, bańki mydlane czy woreczki z grochem. Po chwili kolejna niespodzianka. Prowadząca wyjmuje flet poprzeczny. Kiedy zaczyna grać, podchodzi bardzo blisko do każdego dziecka. Weronika zafascynowana zagląda do końcówki instrumentu jak do lunety. To moment trochę inny, jakby bardziej uroczysty. Nawet Jeremi słucha z poważną miną.

– Prowadzący musi dużo z siebie dać, żeby zainteresować dzieci. Nie wystarczy znajomość teorii. Liczy się mimika, mowa ciała, dynamika głosu– wyjaśnia Magdalena Jaworska. – Nie chodzi o prowadzenie zajęć dla dzieci, tylko z dziećmi. Odbieramy od nich gesty, odgłosy i wplatamy je w rytmiczankę czy śpiewankę. Ostatnio dziewczynka kichnęła i zaimprowizowałam rytmiczankę z „aaaa psik”. Kiedy robię „aaaa psik” jednocześnie się wygłupiam – kręci mnie w nosie i jak kicham, to kładę się na ziemię. Dzieci się śmieją i robią to samo.

We wczesnym okresie życia możemy jedynie kierować rozwojem dziecka – powinno się ono uczyć we własnym tempie, dlatego na zajęciach nie zarzuca się maluchów instrukcjami ani informacjami. Ich pierwsze spotkania z muzyką bardziej przypominają zabawę, mają być dla nich przyjemnością. – Tutaj dziecko nie jest do niczego zmuszane – mówi Magdalena Jaworska. – Nawet jak się odwraca i zajmuje czymś innym, jego ucho cały czas chłonie. Maluchy mogą śpiewać po swojemu, rytmizować, poruszać się. Nikt ich nie poucza. Każda próba improwizacji jest mile przyjmowana. Na tym polega charakter twórczy tych zajęć.

MuzykaMozart nie wystarczy

– Jeśli coś jest ważne dla mojej ukochanej osoby, jest ważne dla mnie. Dlatego podczas zajęć konieczne jest zaangażowanie rodziców, których dzieci starają się naśladować– mówi Mirosława Gawryłkiewicz. – Nie zmuszamy dorosłych do śpiewania czy ruchu, najczęściej sami dołączają, kiedy widzą, ile radości sprawia to ich dzieciom– dodaje Jolanta Gawryłkiewicz.

Profesor Gordon podkreślał, że aby kierować dziećmi w rozwijaniu umiejętności muzycznych, rodzice wcale nie muszą być muzykami – czy to amatorami, czy też profesjonalistami, tak jak nie muszą być pisarzami, mówcami lub matematykami, aby nauczyć dzieci mówić, pisać i liczyć.

Gordon uważał, że dorośli wpajają swym dzieciom przekonania odnośnie tego, co uważają za wartościowe. Mają tendencję do uczenia swoich dzieci w taki sposób, w jaki sami byli uczeni.

– Spotkałam pewną rodzinę, w której w ogóle się nie śpiewało– wspomina Magdalena Jaworska. – Dziewczynka powiedziała mi: ja nie umiem śpiewać, ja nie mam talentu. Wmawianie dziecku takich opinii na temat jego muzykalności to duży błąd.

Gordon pisze, że dom rodzinny jest najważniejszą szkołą, z jaką dziecko kiedykolwiek będzie miało okazję się spotkać, a rodzice są najważniejszymi nauczycielami. Dlatego powinni otwierać przed swoim dzieckiem możliwości, a nie mówić im, do czego się nie nadają.

Jak umuzykalniać malucha w domu? Możemy na przykład powtarzać łatwiejsze rytmiczanki i śpiewanki poznane na zajęciach. Rodzice, którzy nie czują się na siłach, żeby samemu śpiewać czy rytmizować, mogą korzystać ze specjalnych nagrań przygotowanych przez Polskie Towarzystwo E.E. Gordona i Fundację Kreatywnej Edukacji. Na płytach znajdują się piosenki dziecięce, ludowe, popularne, artystyczne w wykonaniu instrumentalnym. Każdy utwór trwa około 3 minut i małe dziecko jest w stanie uważnie go wysłuchać od początku do końca. – Jeśli prezentujemy dziecku inne nagrania muzyczne, to najlepiej niech to będzie jazz lub muzyka klasyczna – radzi Mirosława Gawryłkiewicz.

– Ale pamiętajmy, że sam Mozart nie wystarczy. Im więcej różnorodnych bodźców, tym lepiej. Długie symfonie nie są w stanie utrzymać uwagi dziecka. Kiedy maluch się wyłącza, muzyka staje się tapetą, tłem. Istotne jest to, czym się otaczamy, ale takie tło już nie spełnia funkcji poznawczej i rozwijającej.

Oprócz uczestnictwa w zajęciach i muzykowania w domu, warto zabierać malucha na tzw. koncerty gordonowskie. Różnią się one od zajęć przede wszystkim tym, że biorą w nich udział instrumentaliści. Mali słuchacze i ich opiekunowie siedzą na podłodze otoczeni przez muzyków, którzy prezentują im różnorodną stylistycznie, tonalnie i rytmicznie muzykę. Instrumentaliści grają solo, w zespole, improwizują. Dzieci włączając się ruchem i głosem, współtworzą prezentacje muzyków. Od sezonu artystycznego 2011/2012 Filharmonia Krakowska przy współpracy z FKE organizuje cykl takich koncertów pod nazwą Smykowe granie. W najbliższych miesiącach na maluchy czeka Jazzowa pasja, Skrzacie granie na końcu tęczy czy Klezmerskie hulanki. Na koncerty niekoniecznie trzeba jechać do Krakowa, warto rozejrzeć się za podobnymi spotkaniami w swoim lub sąsiednim mieście.

Apetyt na muzykę

Zajęcia raz w tygodniu, śpiewanie w domu, koncerty – to całkiem spore wymogi jak dla dzisiejszego rodzica. Po co to wszystko? Żeby dziecko ładniej zaśpiewało piosenkę z okazji Dnia Matki? Korzyści z tak wczesnego obcowania z muzyką idą o wiele dalej – przekonują pedagodzy. Praktyka potwierdza, że kształcenie muzyczne maluchów rozwija zdolności komunikacyjne, ułatwia koncentrację, stymuluje ogólny, psychofizyczny rozwój. Dzieci, które uczęszczały na zajęcia muzyczne wg teorii Gordona, jeszcze przed pójściem do przedszkola czy szkoły posiadają bogaty słownik rytmiczny i melodyczny, potrafią też koordynować swoje ciało do pracy z muzyką.

Warto podkreślić jednak, że przychodzenie z dzieckiem na zajęcia umuzykalniające nie musi absolutnie wiązać się z planami na jego przyszłą karierę muzyczną.

Tak naprawdę niewielu muzyków nam potrzeba – wyjaśnia Mirosława Gawryłkiewicz. – Ale potrzeba ludzi, którzy będą w stanie rozumieć ich twórczość i cieszyć się z niej. Jeśli tego nie będzie, to po co nam Chopin, Penderecki czy inni genialni kompozytorzy i muzycy? Te zajęcia mają wywołać u dzieci apetyt na muzykę, na coś więcej niż tylko keyboardową tupankę.

Chociaż nie ma badań potwierdzających zależność między uzdolnieniami muzycznymi i łatwością uczenia się języka, na pewno rozwijając słuch naszych pociech ułatwiamy im poznawanie niuansów wymowy. Potwierdzają to logopedzi, polecający zajęcia dla swoich podopiecznych. Bardzo ważne jest też to, że dzieci uczą się przebywać w grupie z innymi maluchami. – Dzieci stają się bardziej otwarte– mówi Mirosława Gawryłkiewicz. – Potem w przedszkolu nie mają problemów adaptacyjnych. Rodzice zauważają także, że zajęcia sprzyjają lepszej koncentracji.

To, co da się maluchowi, to fundament, którego już nic nie zniszczy – podkreśla Mirosława Gawryłkiewicz. – Nawet jeśli później ten tok nauczania pójdzie bardziej tradycyjną ścieżką, dziecko będzie w stanie wykorzystać to, czego już się nauczyło. To osłuchanie z muzyką nie przeminie.

Pola (1,5 roku), córka Jolanty i Miłosza Gawryłkiewiczów, chodzi na zajęcia kilka razy w tygodniu – na te prowadzone przez mamę i babcię. Kiedy jej sześcioletnia siostra Tosia bierze skrzypce, Pola śpiewa: aaaaaaaaaa, naśladując usłyszany dźwięk. Tosia wcześniej uczestniczyła w zajęciach umuzykalniających, teraz gra na pianinie i skrzypcach. Uczy ją babcia Mira i korepetytor.

– Nie zmuszamy jej do grania czegokolwiek – mówi jej mama Jolanta Gawryłkiewicz. – Podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia grała kolędy. Wszystko ze słuchu.

Profesor Gordon ucinał wszelkie rozmowy dotyczące tego, czy uczenie muzyki wpływa bezpośrednio na dalszą edukację. Zawsze podkreślał, że obcowanie z muzyką jest wartością samą w sobie.

– Muzyki powinno się uczyć dla niej samej, a nie dlatego, że dziecko będzie dzięki niej lepiej mówić czy liczyć– dodaje Magdalena Jaworska. – Zajęcia uwrażliwiają na muzykę, która jest przecież czystą przyjemnością, wzbogaca nasze życie, jak każde obcowanie z pięknem.

Podajemy dalej

Kiedy w latach 70. profesor Gordon prezentował swoją pionierską teorię w Stanach Zjednoczonych, a potem w krajach Europy Zachodniej, za żelazną kurtyną kształcenie muzyczne przedszkolaków i niemowląt w zasadzie nie istniało. Dopiero w 1991 roku prof. Gordon zaprezentował w Polsce swoją koncepcję. Jego teorię w naszym kraju rozpowszechniło Polskie Towarzystwo E.E. Gordona, powstałe w 1996 roku. Wpływ na propagowanie idei umuzykalniania tą metodą ma również Fundacja Kreatywnej Edukacji, powołana w 2006 roku. Dziś Fundacja specjalizuje się w prowadzeniu zajęć umuzykalniających dla dzieci oraz organizacji koncertów gordonowskich. Celem FKE i PTEEG jest to, by placówek zajmujących się podobną działalnością powstawało w Polsce jak najwięcej, dlatego od 2008 roku realizują wspólnie tzw. kursy gordonowskie dla osób, które chcą prowadzić zajęcia.

– Są one prowadzone w różnych miejscach kraju, a organizatorzy często piszą o wykorzystywaniu teorii Gordona. Niestety, wiele tych inicjatyw nie ma nic wspólnego z tą koncepcją– mówi Mirosława Gawryłkiewicz. – Warto pamiętać o sprawdzeniu kompetencji prowadzącego zajęcia. Do osób profesjonalnie przygotowanych należą jedynie absolwenci kursów gordonowskich, uczestnicy seminariów prof. Gordona oraz absolwenci specjalizacji „Pedagogika wczesnoszkolna i wychowanie muzyczne wg E.E.Gordona” na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.

Zwolennicy teorii Gordona mówią o kryzysie polskiej edukacji muzycznej. Mamy świetnych muzyków, ale tworzą oni głównie dla samych siebie, bo naród ich nie słyszy. Źle dzieje się już w przedszkolu.

– Kiedyś w ośrodkach kształcących wychowawców przedszkolnych były wysokie wymogi co do ich umiejętności muzycznych: czysty śpiew, zdolności rytmiczne oraz gra na instrumencie. Dzisiaj nie ma żadnych. W szkole dzieci uczą się co najwyżej teorii muzyki, biografii kompozytorów, ale nie samej muzyki. Nie mają poczucia rytmu, nie potrafią śpiewać. Przy projekcie „Improwizuj, twórz i tańcz” pracowałam z uczniami ostatnich klas podstawówki oraz pierwszych klas gimnazjum. Trzeba było zaczynać z nimi od podstaw, jak z niemowlakami… Niestety, dzieci w tym wieku nigdy już nie rozwiną się muzycznie tak, jak niemowlęta, z którymi rozpoczynam współpracę– mówi Jolanta Gawryłkiewicz.

Od czego zacząć zmiany? Największe pole do popisu mają ośrodki akademickie, które kształcą przyszłych pedagogów. – Do zmian systemowych jednak jeszcze daleka droga– mówi Jolanta Gawryłkiewicz. Na razie FKE stawia na inicjatywy oddolne. Właśnie rozpoczyna projekt z bydgoskimi żłobkami. Ich pracownicy będą uczyć się prowadzenia zajęć gordonowskich.

Nasza działalność jest jak sianie– uśmiecha się Mirosława Gawryłkiewicz. – Może my nie doczekamy zbiorów, ale miejmy nadzieję, że nasze dzieci i wnuki już tak.

Zajęcia gordonowskie opisane w tekście odbyły się na początku stycznia 2013 rok u w Domu Kultury w Sochaczewie
Prowadzenie – Magdalena Jaworska .


Bibliografia:
1) Edwin Elias Gordon, Umuzykalnienie niemowląt i małych dzieci, Kraków 1997
2) Jolanta Gawryłkiewicz, Miłosz Gawryłkiewicz, Wstęp do nauki improwizacji, Kraków 2011

Muzyka

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.