podróże

Podróże

Zanim przeszedł na emeryturę, pracował na etacie. W dzieciństwie dorastał między dwoma państwami. O tym, jak intensywne i barwne życie wiedzie najmłodszy z emerytów, przekonałam się, słuchając jego opowieści. Jestem pewna, że rozmowa ze Sławkiem Muturi na zawsze zapadnie w moją pamięć. Siedząc w przytulnej kafejce, wsłuchiwałam się w nieskończoną opowieść o Kenii, Polsce, odkrywaniu i smakowaniu życia…

Tekst: Kaja Cudak

Opowieść o wujku Muriuki

Przywołując wspomnienia, Sławek Muturi opowiada o swoim ojcu, który z powodów politycznych nie mogąc wybić się w Kenii, przypadkiem dotarł do zimnej Polski. Tu studiował, a jako wykładowca na warszawskiej orientalistyce poznał swoją przyszłą żonę i założył rodzinę.

– Urodziłem się w Polsce, dorastałem między nią a Kenią, w dwóch kulturach i czterech językach: polskim, angielskim, suahili i plemiennym kikuyu. W obydwu domach była jedna rodzina, miłość i Bóg, a jednak w Kenii byłem jednym z kilkunastu wnuczków, miałem kilkudziesięciu kuzynów, a w Polsce tylko jedną kuzynkę. Byłem też jedynym, ukochanym wnuczkiem polskiej babci

– ze wzruszeniem opowiada, a w jego oczach widać wzruszenie. Choć mocniej czuł się związany z Polską niż z Kenią, to właśnie chwile w kraju Afrykańskim miały zaważyć na jego dalszym życiu. A szczególnie rozmowa z ojcem:

– Pewnego dnia Tata mnie spytał: „widzisz ten dom tam? To dom wujka Muriuki”. Jak to? Zdziwiłem się, wiedząc, że mieszka z rodziną w zupełnie innej dzielnicy Nairobi. Usłyszałem, że wuj ma na własność wiele domów, które wynajmuje. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, wiedząc jak wygląda życie w Polsce: książeczki oszczędnościowe, czekanie na mieszkania po kilkanaście lat. Zachodziłem w głowę, jakim cudem jest to możliwe, ale po czasie postanowiłem, że będę taki jak wuj. Dlatego od pierwszej pracy wiedziałem, że moim celem jest oszczędzanie i inwestowanie w nieruchomości i podróże.

To dla uczczenia pamięci swoich zmarłych rodziców, Sławek był w 2003 roku pomysłodawcą powstania Forum Kenijsko-Polskiego, organizacji, która działa do dziś promując Kenię w Polsce i Polskę w Kenii.

Być w ciągłej drodze

– Już jako dziecko miałem w sobie wielką ciekawość ludzi i świata. Chciałem podróżować, a z czasem poznawać inne kultury, zwyczaje i przede wszystkim ludzi. Moją pierwszą samodzielną i najdłuższą podróżą, bo dziewięciomiesięczną, była podróż po Afryce, w którą wyruszyłem w 1989 roku wraz z dwoma kolegami z roku. Z Polski do Kenii udaliśmy się kupionym za pieniądze z saksów Land Roverem, który o dziwo wytrzymał.

Tuż po powrocie z tej długiej eskapady Muturi wybrał pracę w ONZ, wiedząc, że daje ona możliwość poznawania świata. Jednak po dwóch latach poczuł, że nie ma serca do administracji:

– Po studiach na SGPiS (dziś SGH) na Wydziale Prawa UW, znając języki, pomyślałem o pracy w korporacji. Chciałem zrozumieć biznes, jak najwięcej się nauczyć. W Polsce dopiero raczkowały oddziały globalnych marek, jeszcze będąc wiernymi dobrym tradycjom i zasadom, a to gwarantowało mi przyspieszony rozwój. Wysokie zarobki zaś pozwalały na podróżowanie, bo bez niego nie wyobrażałem sobie życia.

Podróże w duchu {slow}

Wkrótce Sławek Muturi związał się z branżą konsultingu. Szybko awansował, po ośmiu latach zostając współwłaścicielem, ale jak sam przyznaje, gdy tylko mógł ruszał w świat.

– Kochałem swoją pracę, ale jednocześnie miałem do niej zdrowy dystans. Wykorzystywałem w pełni czas, wywiązywałem się z powierzonych obowiązków, ale nie interesowało mnie robienie kariery. Wyjeżdżając bez żalu wyłączałem komórkę, ufając, że bez mojej obecności i tak świat się nie zawali.
Dla wielu osób moje podejście do pracy i pasja podróżowania były niezrozumiałe. Budziły zawiść. Po czasie, aby ukrócić cudzą ciekawość i zazdrość ukułem zwrot „Jadę z rodziną do Poddębic, pod Łódź”. Zadziałało, nikt nie zadawał dalszych pytań. Dopiero, gdy miałem własny gabinet mogłem jawnie cieszyć się swoim hobby – nad biurkiem zawiesiłem mapę świata, zaznaczając kolorowymi szpileczkami miejsca, w których byłem.

Trudny klient

Co ciekawe pasja Sławka spotkała się również z niezrozumieniem pracowników biur podróży.

– Byłem wyjątkowo trudnym klientem. Rezerwując bilety wielokrotnie czytałem w cudzych oczach: „wariat”. Opowiadałem o państwach, których nikt zdawał się nie znać, nie wiedział gdzie leżą, że są tam lotniska, kolej, normalne życie. Nie interesowały mnie stricte turystyczne zamienniki, plan: taksówka, pięciogwiazdkowy hotel, all inclusive i byczenie się na leżaku. Wolałem wyszukiwać oferty tanich pociągów i lotów, jeździć i odkrywać. Było mi obojętne, dokąd danego razu pojadę. Miałem przy sobie listę miejsc, które chciałem zobaczyć – jeździłem i odkreślałem kolejne, byleby więcej ludzi poznać, wysłuchać, pobyć przy nich choć przez chwilę, a przez to zobaczyć, dowiedzieć się i zrozumieć więcej o sobie samym i świecie, mieć szerokie spojrzenie na życie.

Sławek odwiedził już wszystkie – bez wyjątku – kraje świata. Wiele z jego podróży było szalonych, jak ta na Seszele. Tydzień wcześniej poleciała na nie jego rodzina, on dołączył do niej, równocześnie kończąc studia MBA w London Business School. Gdy przemieszczając się z wyspy na wyspę samolotami i łodziami, w końcu dotarł na miejsce, ponad połowę wolnego czasu spędził czytając raport z pracy – wysłany faxem, ale w miejscowym hotelu nie przewidziano ilości takiej korespondencji, więc z innych firm pożyczano papier, aby dodrukować tekst. Pięć dni urlopu minęło bardzo szybko. Podobnie ekstremalnie krótkim wyjazdem Muturiego była czterodniowa podróż do Australii, wliczając w nią przylot i powrót.

Co znamienne, podróżnik na swoich eskapadach nie robi zdjęć (ani sobie, ani odwiedzanym miejscom). Nie sypia też u znajomych, choć ma ich w niemal każdym zakątku świata – za to wybiera hoteliki i hotele, czasem wręcz o spartańskich warunkach. Przemieszcza się, je i przeżywa dni tak, jak miejscowi, wtapiając się w tłum. Rozmawia z ludźmi, szlifując języki obce i ucząc się nowych. „Dzień dobry”, „Do widzenia”, „Dziękuję”, „Proszę”, „Ile kosztuje” to pierwsze ze słów, które stara się do skutku opanować, ucząc się wszędzie i od każdej osoby.

Dzięki temu Muturi zna biegle nie tylko język polski, angielski i suahili, ale także francuski, rosyjski, hiszpański i niemiecki. Zapytany odpowie też w języku rumuńskim, kikuyu, szwedzkim i fińskim; uczył się też kiedyś podstaw arabskiego i japońskiego.

Marzenie o wolności

Miłość do języków obcych przydała się Sławkowi nie tylko w pracy, lecz także przy zgłębianiu wiedzy o rynku nieruchomości. Przez lata czytał prasę, książki, robił notatki i inwestował, kupując mieszkania początkowo w Warszawie, a potem też w rodzinnej Łodzi. W maju 2009 roku, po blisko dwudziestu latach pracy w korporacji, odszedł z niej bez cienia żalu:

– Od początku wiedziałem, że odejdę, gdy tylko osiągnę wolność finansową. Praca i czas były okazją, którą chciałem jak najefektywniej wykorzystać. Moim kluczem do sukcesu w kupowaniu domów na wynajem była wyłącznie samodyscyplina: powściągliwość, praktycyzm w zarządzaniu finansami i wyszukiwanie okazji na rynku. Od dziecka oszczędzałem, wiedząc, że aby odłożyć pieniądze, trzeba żyć na niższym poziomie niż można sobie pozwolić, co nie znaczy odmawiać sobie godziwych warunków czy prostych przyjemności.

Przełomowym rokiem dla Sławka Muturi był rok 2009, gdy stał się najmłodszym emerytem i założył popularny dziś blog Fridomia.pl, gdzie na co dzień dzieli się swoją wiedzą. W tym samym roku Muturi wydał też dwie książki: „Poradnik dla właścicieli mieszkań pod wynajem” i „Wolność finansowa dzięki inwestowaniu w nieruchomości”. Jak sam powtarza, wolność finansowa nie jest tożsama z bogactwem.

– Bogactwo jest czymś elitarnym, zdefiniowanym przez porównywanie się do innych. Zmusza do bezsensownej konsumpcji i ciągłego wyścigu. Wolność finansową każdy definiuje dla siebie, a punktem odniesienia nie są inni, tylko indywidualne potrzeby. Własny styl życia. Współczesna kultura wmawia nam posiadanie coraz to nowszych rzeczy. Mamy konsumować coraz więcej, nakręcając pętlę życia na kredyt. Tymczasem wielu usług i dóbr wcale nie potrzebujemy

zauważa, opowiadając o prowadzonym blogu i dylematach czytelników, którzy starają się pogodzić posiadanie kolejnych rzeczy z oszczędzaniem pieniędzy.

– Wiele osób mówi, że patrząc na rosnące ceny mieszkań, nie stać ich na zakup, ale gdyby przejrzeć XIX-wieczną prasę angielską, zauważylibyśmy te same hasła co dzisiaj: „Nikt już nie kupi mieszkań”, „Ceny wzrastają”, a jednak wielu osobom udawało się oszczędzać i kupować, potrzebny był tylko plan i konsekwentne działanie

podkreśla, przytaczając kolejny problem:

– Pokutuje też fałszywe założenie, że im więcej zarabiamy, tym więcej będziemy w stanie odkładać, lecz praktyka pokazuje co innego. Im więcej zarabiamy, tym mamy większą skłonność do wydawania pieniędzy, w tym na zachcianki. Znam wiele osób, które zarabiają dziesięciokrotność średniej płacy, a które nie mają żadnych aktywów i oszczędności, za to same kredyty, bo wydawanie pieniędzy często przeradza się w nałóg – coraz lepszy samochód, nowe meble, trzydziesta para szpilek, która zostanie raz założona. Wydając coraz więcej, czujemy się lepiej. Kilka dni temu czytałem o celebrytach utrzymujących kilka posiadłości włącznie z zatrudnioną na stałe dwustuosobową służbą. Rozrzutność to największa przeszkoda na drodze do wolności.

Piękno zwykłych ludzi

Mówiąc o wolności, Sławek Muturi ma na myśli szczęście i wsparcie, które dają mu bliscy: rodzina, przyjaciele, ale też zupełnie przypadkowe osoby, jak pewien tramwajarz.

– Studiując, uczęszczałem na intensywny kurs francuskiego. Co dzień pokonywałem tę samą trasę tramwajem. Pewnego dnia przegapiłbym swój przystanek, gdyby nie motorniczy, który zawołał do mnie: „nie wysiada Pan tutaj?”. Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że wokół są ludzie, których nie dostrzegamy, ale którzy są obecni i którzy widzą nas

– zamyśla się Muturi.

Po epizodzie z tramwajem los ponownie zakręcił kołem – po latach nastąpił drugi zwrot w kierunku zwykłych-niezwykłych ludzi. Niepozorne zdarzenie wywarło wpływ na dalsze plany Sławka Muturiego.

– Budynek, w którym pracowałem liczył kilkanaście pięter i tyle samo globalnych firm. Wchodząc i wychodząc z pracy, zawsze wymieniałem kilka zdań z portierami. Kiedyś, po latach, na mieście zatrzymał mnie pewien człowiek: „Pan jedyny witał się ze mną, znał i pamiętał moje imię”

– powiedział. To spotkanie skłoniło Muturiego do kolejnej refleksji, że żyjemy wokół ludzi, mierząc ich wartość prestiżem pracy, którą wykonują, często lekceważąc ich i przyjmując wysiłek za naturalny stan rzeczy.

– Uprzejma obsługa, życzliwy taksówkarz, czysta woda w kranie… Tak musi być – myślimy – ale to nie jest prawda

– dodaje, ciągnąc opowieść o szacunku do ludzi i nowym pomyśle, sprawdzenia swoich sił w różnych zawodach, m.in. jako kanalarz, piekarz, ochroniarz, taksówkarz i tramwajarz.

– Chciałbym przez kolejne lata wykonywać co pół roku lub rok inny zawód, obalając stereotypy. Uczyć się zupełnie nowych rzeczy i codziennie wykonywać wybrany fach. Niektórzy słysząc o moich planach, pukają się w głowę, ale ja chcę odkryć takie rzeczy i ludzi od podstaw. Takimi jakimi są.

Odkryć cały świat

Mimo, że Muturi jest na emeryturze, jego życie nie zwolniło tempa. Jeszcze w tym roku zacznie udzielać się w nowej roli – będzie stewardem na mistrzostwach EURO2012, a poza tym:

– Będę prowadzić bloga Fridomię, mam też plan napisać kolejnych pięć książek. Wkrótce zakładam Stowarzyszenie Właścicieli Nieruchomości na Wynajem „Mieszkanicznik”. To mój najważniejszy projekt w tym roku. Misją Stowarzyszenia jest cywilizowanie polskiego rynku najmu mieszkań. Oprócz tego firma Mzuri, którą założyłem dla zarządzania mieszkaniami na wynajem, otworzy w tym roku 5 nowych biur w Gdańsku, Katowicach, Wrocławiu, Poznaniu i w Krakowie. Chciałbym też odwiedzić miejsca oblegane przez Polaków, w których jeszcze nie byłem: Korsykę, Sardynię, Wyspy Kanaryjskie i zażyć lata w Warszawie.

Póki co Sławek Muturi ogląda stolicę zza szyb autobusów i tramwajów, czekając na cieplejsze dni, chcąc wsiąść na skuter. Podróżnik wspomina bliskie i dalekie miejsca, do których dotarł i ludzi, z którymi skrzyżowała się jego droga. Podnoszę wzrok i widzę przed sobą śmiejące się oczy, w których wciąż żyje dziecięca ciekawość świata. Czas płynie, dzień przechodzi w wieczór, nasza rozmowa znów schodzi na plan wolności finansowej.

– Pieniądze nie zepsuły mnie. Mieszkam w swoim pierwszym mieszkaniu, w bloku, na zwyczajnym osiedlu. Używam starego komputera, telefonu i do niedawna samochodu.

– opowiada Sławek Muturi.

– Gdy dorastające dzieci mówiły mi o modnych gadżetach, nie okazywałem zainteresowania – dzisiaj syn i córka przejmują moją pasję. Niedawno syn, po powrocie od znajomych, z rozmarzeniem opowiadał o wielkiej posiadłości i najnowszych modelach samochodów, na końcu pytając: „Tato, czy oni to wszystko mają na kredyt?”. A po chwili sam sobie odpowiedział: „Wiesz, jeśli tak, to ja jednak nie chciałbym tak żyć”. To jest właśnie mądrość i wolność finansowa

– kończy.

Podróże

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.