Slow travel

Slow Inclusive – Slow travel

Hamburger z McDonald’s to fast food. Wegeburger z buraka to slow food. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Sprawa komplikuje się w przypadku tradycyjnego hamburgera, w którym mięso pochodzi z małej, lokalnej masarni, a krowy hodowane są w znanej ubojni, albo bezmięsnego burgera z sieci barów wegetariańskich. Czy to jeszcze slow food, czy już fast food? Czy decydującym kryterium może być znajomość pochodzenia składników dania albo nienależenie do sieciówki? Brak wyraźnie zaznaczonych granic jest jeszcze bardziej widoczny między podróżowaniem a tzw. wolnym podróżowaniem. Czy all inclusive może być slow travel? A czy slow wakacje mogą być all inclusive?

Tekst: Kamila Tuszyńska
Zdjęcia: Dean West (www.deanwest.com)

Tom Hodgkinson we wstępie do „Biblii” slow travel, czyli książki Dana Kierana O wolnym podróżowaniu pisze:

To przede wszystkim pochwała rezygnacji z planów, spontaniczności, odpuszczenia sobie. Nowoczesne podróże, a zwłaszcza nowoczesne wakacje, są zazwyczaj drobiazgowo zaplanowane. Codziennie jest miejsce na jakieś zorganizowane zajęcia: mamy rozkłady dnia, wycieczki, zwiedzanie. Nawet ci, którzy zapłacili za pobyt w kurorcie, żartują czasami, że trafili do obozu jenieckiego.

Jeśli w takim razie wolne podróżowanie to brak planowania i brak organizatora zewnętrznego, to co zrobić z gotowymi wakacjami slow travel, które brzmią jak all inclusive? A z drugiej strony, dlaczego wyjazd all inclusive z założenia musi przypominać obóz jeniecki?

Najpierw animacja, potem medytacja

Porównajmy dwa teksty. Pierwszy z nich:

Zamknij oczy i otwórz się na świat, uruchom dziecięcą wyobraźnię i pobujaj w obłokach (…) miejsce dalekie od nadmiernej cywilizacji, eksploracja za pomocą pięciu zmysłów (…) próba przeżycia ekstremalnych doznań w rytmie zgodnym z harmonią natury. Slow foodowo, czyli dotknięcie regionalnych rarytasów prosto od rolnika, gospodarza, mini restauratora (…) Takie rozwiązanie pozwala niemalże dotknąć lokalną ludność i poznać ich niezwykłe historie1.

Oraz drugi:

Zapraszamy do X na wyciszające warsztaty z elementami jogi, medytacji, pranajamy i relaksacji! X jest Slow, nasze jedzenie jest Slow, nasi trenerzy i załoga są Slow – po to byś odzyskał wewnętrzny spokój i radość życia, i naładował akumulatory na kolejne miesiące2.

Pierwszy tekst brzmi jak definicja idealnego wypoczynku w stylu slow, w rzeczywistości jest treścią reklamową – gotową ofertą wakacji slow travel. Drugi dotyczy zorganizowanych slow wakacji, podczas których nawet obowiązkowe wyciszenie przed snem odbywa się o ustalonej porze.

Można powiedzieć, że są to propozycje handlowe będące zaprzeczeniem idei slow travel. Jednak nawet pobyt w spartańskich warunkach klasztornych stawiający na odosobnienie fizyczne i psychiczne (kontemplacje), wakacje, o których nie da się powiedzieć, że są komercyjne, mają zazwyczaj z góry ustalony porządek dnia, np. pobudkę, posiłki i czas wolny o określonych porach; niekiedy codzienny rytm wyznaczają też cztery modlitwy czy obowiązkowa cisza nocna ze ścisłym milczeniem od godziny 21. Czy to rygor klasztorny, czy all inclusive?

Znów wracamy do braku planowania jako istoty slow travel. Wiele osób, myśląc o tym sposobie wojażowania, widzi przede wszystkim podróż kamperem, samochodem, pociągiem czy autostopem, spanie albo w małych miejscowościach, albo jak najbliżej natury. Skąd wzięło się to przekonanie, że slow travel z definicji musi oznaczać rezygnację z pewnych standardów, do których niektórzy są przyzwyczajeni, a samolot i wypoczynek w środku europejskiej metropolii albo kurortu w najmniejszym stopniu nieprzypominającego głuszy, nie ma nic wspólnego z wolnym podróżowaniem? Czy musimy (i chcemy?) być albo powolnymi, świadomymi podróżnikami, albo instagramowymi i biernymi turystami? Zanim dokładniej przyjrzymy się slow travel, zobaczmy, jak na jego obraz wpływa słownictwo związane z podróżowaniem.

Źródła języka drogi

Inne określenia na slow travel, które można spotkać w naszym języku, to spolszczone: powolne podróżowanie, slow wakacje albo slow wypoczynek, co dla językoznawców jest nie lada koszmarkiem. O ile etymologia wyrazów podróżowanie i podróżnik jest czytelna (drugie słowo stanowi połączenie prefiksu po oraz wyrazu droga), pochodzenie wyrazu wakacje nie jest już takie oczywiste.

Słowo wakacje (a także włoskie vacanze, francuskie vacances czy hiszpańskie vacaciones) wywodzi się z łacińskiego rzeczownika vacatio (wolność od czegoś, zwolnienie), który z kolei wziął się od czasownika vacare: być próżnym (w znaczeniu pustym), wolnym, niezajętym (nic nie robić). Stąd zresztą francuskie i angielskie określenie na próżnię, czyli pustą, wolną, niezajętą przestrzeń – vacuum (niemieckie Vakuum) – oraz funkcjonujące w polszczyźnie słowo wakat (wolne, puste, próżne stanowisko). Ciekawostkę stanowi fakt, że z kolei wakacje po łacinie to cessatio albo feriae (i mamy nasze ferie, zarezerwowane tylko dla zimowego okresu wolnego od pracy/nauki).

Dlatego też slow wakacje pod względem językowym są pleonazmem, masłem maślanym, jako że – jak widzimy – etymologicznie wakacje same w sobie zawierają pierwiastek zwolnienia, próżności (braku zajęć) czy w końcu wolności (spowolnienie, uwolnienie mają ten sam rdzeń, co wolność, dlatego wolne podróżowanie oznacza podróżowanie w zwolnionym tempie, ale też i podróżowanie niezajęte, nienaszpikowane różnymi z góry zaplanowanymi aktywnościami). Podobnie rzecz się ma ze slow odpoczynkiem. Zarówno odpoczynek, jak i wypoczynek (a także odpocząć oraz wypocząć) nawiązują do słowa począć. Czyli wypoczynek, jako okres – nomen omenwolny od pracy, obowiązków, z definicji jest czasem, po którym powinniśmy się czuć jak nowo narodzeni, dlatego też – ponownie – nie musimy dublować jego znaczenia dodając człon slow.

Tak samo często wyraźnie rozgraniczane słowa podróżnik (od wolnego podróżowania) i turysta (od podróżowania) paradoksalnie mają tę samą podstawę: drogę. Turysta pochodzi od angielskiego tourist, którego z kolei korzenie sięgają francuskiego tour oznaczającego podróż (stąd zresztą funkcjonujące w polszczyźnie tournée), dlatego też pod względem językowym oba wyrazy nie mogą być sobie przeciwstawne. To jest o tyle dobry przykład, że pokazuje, jak dwa bliskie znaczeniowo wyrazy nagle zostały umieszczone na przeciwległych biegunach, a wokół nich skonstruowano nowe znaczenia. Podobnie jest z pojęciami wolnego podróżowania i podróżowania – stworzono przeciwieństwa tam, gdzie ich de facto nie ma albo przynajmniej nie musi być, a dookoła tego sztucznie wykreowanego podziału narosło mnóstwo powszechnie panujących przekonań i mitów.

Samo określenie slow również sprawia polszczyźnie trochę kłopotów: jak to w końcu tłumaczyć, jako wolny, powolny czy zwolniony? Jestem zwolenniczką tego ostatniego, ponieważ powolny zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN definiuje się, m.in. jako mało ruchliwy, ociężały w ruchach. A na takie dictum ludzie aktywni (sportowcy, ale też i cholerycy) od razu się zżymają, bo wydaje się to niezgodne z ich naturą, a powolność niebezpiecznie zbliża się do flegmatyczności.

Slow (travel) to stan umysłu

Niezależnie od wyboru określenia, dla Kierana slow travel to przede wszystkim odrzucenie samolotu. Natomiast byłam ciekawa, jak pojęcie to funkcjonuje w moim otoczeniu, wśród osób, które mniej lub bardziej świadomie są slow.

Jednym z głównych warunków według mojej koleżanki, graficzki, jest wyjazd na własną rękę. Bez organizatora zewnętrznego. Drugim – brak konkretnych planów. Inna koleżanka, dziennikarka, uważa, że

planuje się tylko pierwszy etap podróży, tj. nabywa tylko pierwszy bilet. Reszta rozwija się już na miejscu w zależności od pogody, naszego widzimisię, ludzi, których spotykam.

Jeszcze inna znajoma, artystka, mówiąc slow travel, ma na myśli Flanel-bandę, która sypia
po schroniskach, wyprawy na własną rękę do Rumunii, na Ukrainę. Natomiast najprostszy przepis dotyczący tego zjawiska, który dostałam od kolejnej koleżanki, brzmi: weź plecak i jedź przed siebie. Dobrze, a co wtedy, gdy nie możemy lub nie chcemy mieć tak wyglądającego urlopu? Istnieje mnóstwo powodów, dla których taki wyjazd byłby koszmarem, np. odpada kilkunastogodzinna podróż pociągiem czy jeszcze dłuższa kamperem (bo ma się klaustrofobię), biwakowanie pod namiotem (bo ma się małe dziecko albo chorobę, która wymaga dostępu do łazienki), pobyt w lesie (bo ma się uczulenie na komary, meszki) czy w ogóle blisko natury (bo ma się alergię na pyłki), a spanie w schroniskach też nie wchodzi w grę. W końcu co, jeśli po prostu nie chcemy sami jechać poza Unię Europejską (jako kobieta) lub na wioskę, czy wówczas nie możemy być slow?

Czy jeśli lubimy określone standardy, hotele pięciogwiazdkowe, szybkie podróże samolotem, nie wyobrażamy sobie biegania z plecakiem, nie mamy czasu i ochoty sami organizować sobie lokalnych wypadów i korzystamy z przygotowanych przez biuro podróży wycieczek fakultatywnych, to nie możemy odpoczywać w trybie slow? Czy naprawdę musimy zaszyć się w głuszy, dać się zjeść komarom w lesie i przy okazji nazbierać jagód lub jeżyn, jak ujął to mój znajomy fizjoterapeuta.

Lao-Tsy mówi dobry podróżnik nie ma ustalonych planów i nie zależy mu na dotarciu do celu.

A jeśli ktoś nie chce być dobrym (cokolwiek to znaczy) podróżnikiem, ale nie jest też nieświadomym i pędzonym przez przewodniczkę turystą, pragnie dotrzeć do celu (bo jego marzeniem jest zobaczeniu Panteonu), to nie ma mowy o slow travel? Jest to bardzo zawężające i krzywdzące spojrzenie, przecież w slow nie chodzi o określone warunki zewnętrzne, miejsce pobytu, mobilność, liczbę przygód, tylko o świadome i uważne podróżowanie.

Kolejny mój znajomy slow travel nazywa właśnie podróżowaniem świadomym, jeśli chodzi o bycie eko i korzystanie z miejscowych atrakcji naprawdę miejscowo – a nie, że np. przewoźnik zabierze cię na wycieczkę autokarem z turystami.

Istotą slow food jest odkrywanie smaków zamiast biernego ich przyjmowania, tak samo istotą slow travel jest odkrywanie nowych rzeczy zamiast biernego ich przyjmowania. Tyczy się to też wycieczek fakultatywnych – dlatego można je tak samo odkrywać i przeżywać, kontemplować i mentalnie nagrywać otoczenie (zapachy, dźwięki, widoki itd.). To jak połączyć slow travel (w znaczeniu samodzielnego korzystania z miejscowych atrakcji) z all inclusive (basenem i zorganizowanymi wycieczkami)?

Jest taka książka Jona Kabata-Zinna Gdziekolwiek jesteś, bądź. Przewodnik uważnego życia³, która odkrywa istotę bycia/życia slow. Czym więc slow jest? To stan umysłu, podejście do świata, uważne i przytomne uczestniczenie w każdej chwili, a nie tylko dowolność i wolność sprowadzona do improwizacji, kampera i braku terminu powrotu. Nie każdy ma wolny zawód i 2 miesiące urlopu, a spontaniczność niekiedy kończy się tam, gdzie zaczyna się alergia dzieci. Slow travel, jak każda podróż, zaczyna się w naszym wnętrzu, a zwolnienie czy uważność można stosować w każdym momencie. Życie, żeby było życiem, a nie wegetacją, trzeba przeżyć (świadomie), a nie tylko dotrwać do jego końca. Slow travel jest tylko jednym wycinkiem slow, a przecież obejmuje ono wszystkie obszary naszej egzystencji.

Slow travel bez travel, czyli: uwaga, życie!

Wydaje nam się, że widzimy, a tymczasem często tylko patrzymy. Tego samego zaangażowania wymaga dostrzeżenie żyłek na liściu w lesie, jak i wyobrażenie sobie faktury stolika w restauracji, nawet w najbardziej turystycznym miejscu na świecie. Idźmy za tą myślą: a jaki zapach miałaby jego faktura? Czy drewniany stolik oferowałby inny smak niż metalowy? Takie proste synestetyczne ćwiczenia przełączania się ze zmysłu na zmysł, mieszanie ich, pomagają zakorzenić się w danej chwili. Gdy tylko zaczynamy odpływać myślami, warto mocno wciągnąć powietrze, żeby poczuć zapachy, albo poprawić się na krześle, żeby poczuć jego dotyk. To zmysły trzymają nas tu i teraz. Dlatego jeśli na co dzień jesteśmy uważni, to nie musimy – jeśli nie pasuje to do nas – organizować wakacji z plecakiem i namiotem.

Uważności i zwolnienia trzeba się nauczyć, a w każdym momencie życia należy dbać o bycie przytomnym. Nawet to, co nudne i powtarzalne (domowe czynności), można celebrować – nigdy nie wstawia się dokładnie tego samego prania, podłoga inaczej się brudzi – wszak wylany sok tworzy różne plamy. Zamiast narzekać na sprzątanie skupmy się na czynności, stańmy się sprzątaniem. Poczujmy mopa w swojej dłoni i zadajmy sobie pytanie: gdybym był (-a) mopem, to jakbym właśnie w tej chwili czuł (-a) podłogę, kafelki? Czy słyszę odgłos, który wydaje mop? Czy czuję zapach płynu do podłóg? Czy mop przesuwa się gładko? Właśnie dlatego slow travel nie jest zastrzeżone dla improwizacji i przygód, ponieważ życie samo w sobie jest wielką improwizacją i nieustannym doświadczaniem.

Z drugiej strony slow travel można uprawiać na co dzień, nie trzeba nawet wyjeżdżać. Wybierzmy inną drogę, udajmy się do pracy czy po bułki zupełnie nieznanymi uliczkami. Choć mieszkam w Śródmieściu i wydaje mi się, że znam to miasto na wylot, każda podróż do sklepu – nie na darmo użyłam słowa podróż – zmienia się w wyprawę. Obserwuję ulice, patrzę, czy pojawiły się nowe lokale, czy na mijanych balkonach posadzono kwiatki, czy pod latarniami stoją rowery, czy ludzie przemieszczają się pojedynczo, czy grupkami, wyglądają na zmęczonych, zaaferowanych, zamyślonych? Czy jest im ciepło, czy zimno? Żeby sensorycznie i świadomie przeżywać, nie trzeba wyjeżdżać, a już na pewno wolne podróżowanie nie oznacza odrzucenia samolotu, choć Kieran ma na ten temat inne zdanie. Dla niego to największe zagrożenie, jako że już na lotnisku

Napadają na ciebie reklamy, broszurki, ulotki i oferty, które identyfikują cię jako turystę, czy tego chcesz, czy nie. Zanim się w ogóle zorientujesz, zaczynasz myśleć jak turysta4.

Na szczęście nie jesteśmy swoimi myślami, a nad odbiorem świata możemy zapanować. Podróż samolotem może być tak samo ekscytująca – w znaczeniu doświadczania – co podróż kamperem albo autostopem. I nie chodzi o to, żeby na pokładzie okazało się, że silnik nie działa, nie wiadomo, ile czasu upłynie, zanim zreperują usterkę i czy w ogóle zreperują, bo może trzeba będzie lecieć innym samolotem, a jakim i o której godzinie, to już nikt nie wie. Ekscytacja, doświadczenie nie są tożsame z przygodami – pozornie nudny, bez atrakcji lot samolotem jest tak samo jednostkowym przeżyciem, jak każde inne.

Nawet upierając się i latając tą samą trasą, dokładnie tym samym samolotem i siedząc na tym samym miejscu, doświadczamy nieskończenie wielu zmiennych, na które nie mamy wpływu. Heraklit z Efezu mówi, że

niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki5

(bo za każdym razem jest inna woda), a Wisława Szymborska 30 lat przed narodzinami ruchu slow nieświadomie uchwyciła jego istotę, czyli uważność:

żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy6.

Na pokładzie samolotu nigdy nie jemy tego samego, a jeśli nawet jemy, to mamy inny nastrój, otaczają nas za każdym razem inne zapachy, odgłosy, inni współpasażerowie i co najważniejsze – za każdym razem mamy co innego za oknem.

Zwolnij, a nie wywracaj życia do góry nogami

Jeżeli ktoś w bułgarskiej wiosce usilnie i bez powodzenia próbuje być jak najbardziej slow, niczego nie planować, żyć jak tubylec i jeść lokalnie, jest mniej slow, niż osoba w popularnym egipskim kurorcie, która z opaską na ręku i uśmiechem na twarzy jest całkowicie pochłonięta targowaniem się ze sprzedawcą na rynku, i nie ma znaczenia, czy to, co kupuje, to miejscowe rękodzieło, czy masowo produkowana turystyczna tandeta. Ona jest skupiona na tej czynności i w tym momencie nic innego nie istnieje.

To jest kwestia otwartej głowy, a nie otoczenia. Jeśli dobrze się czujesz z torebką i na szpilkach podczas wydzielonego przez przewodnika czasu wolnego, siedząc w ogródku restauracyjnym przed Panteonem i oglądając przechodniów – to siedź. Nie musisz na siłę unikać kawy w Starbucksie, żeby tylko wejść do lokalnej kawiarenki. Nie ma dwóch takich samych kawiarni sieciowych na świecie, bo najważniejszy czynnik – ludzki – jest zawsze zmienny. Jeżeli nie chcesz próbować lokalnej kuchni (np. szarańczy czy innych jadalnych insektów), to nie próbuj. Idź na pizzę, skoro masz na nią ochotę. I tak jesteś w podróży, więc jedząc ją, staraj się jak najbardziej uchwycić smak posiłku, wyczuć różnicę między nią a tą znaną z domu, przyjrzyj się fakturze obrusu, wsłuchaj w otoczenie (czy słychać tylko szum rozmów, czy też muzykę). Podejdź do podróży fenomenologicznie: skupiaj się na wszystkich zmysłach, wąchaj, patrz, smakuj i dotykaj życia. Już Arystoteles zauważył

nie ma nic w umyśle, czego by przedtem nie było w zmysłach7

Żyj zmysłowo, a będziesz żył uważnie.

Kultura spaceru i podróżnik miasta

Bądźmy nie tyle turystami czy podróżnikami, co świadomymi spacerowiczami, bądźmy flâneurami.

Dla flâneura – pisał Walter Benjamin – żyjącego pomiędzy frontami budynków niby bourgeois w czterech ścianach swego domu, ulica staje się mieszkaniem. W jego oczach błyszczące emalią szyldy firm są równie dobre (a nawet lepsze) jako przystrojenie ścian, co obraz olejny w mieszczańskim salonie. Mury są dla niego pulpitem, o który opiera swój notes; kioski z gazetami służą mu za biblioteki, a kawiarniane tarasy to wykusze, z których po zakończeniu pracy spogląda na swój dobytek8.

Tak jak flâneur zagłębiał się w tkankę miejską, doświadczał jej, tak samo i my bawmy się zmysłami i skojarzeniami, doświadczajmy każdego otoczenia, niezależnie od tego, czy to pusta łąka, czy ulica z butikami.

Nawet na placu w wielkiej metropolii kontekstem jest codzienność, zwykłe życie – więc je studiujmy, skupiajmy się na detalach, ludziach, którzy nas mijają, na innych turystach, przewodnikach. Obserwujmy to, co znajduje się wokół nas i doznawajmy przy użyciu wszystkich dostępnych nam zmysłów, nastrójmy się na odbiór, a życie samo zacznie się przeżywać.

Nie każdy chce czy też dobrze się czuje bez przewodnika, szkieletu – planowanie jest mu potrzebne, bo daje poczucie bezpieczeństwa, a zarazem nie przytępia świadomości recepcji.
Slow nie oznacza jak najwolniej, jak najdłużej, inaczej, tylko jak najlepiej, czyli rzetelnie, mając zaprzątnięty umysł tylko jedną, konkretną czynnością, mniej więcej o tym pisał Kartezjusz dawno przed pojawieniem się pojęcia mindfulness

(kto chce jednym spojrzeniem ująć wiele równocześnie przedmiotów, ten żadnego z nich nie widzi wyraźnie9).

Slow i uważność to sto procent koncentracji skierowanej na aktualnie wykonywane działanie, przy czym nie musi to być rozmowa z mieszkanką macedońskiej wioski – slow przejawia się w każdym elemencie życia. Może nim być równie dobrze wypełnianie rubryczek w Excelu, jeżeli tylko w danej chwili skupiamy się wyłącznie na tym. Pod palcami czujemy klawiaturę, słyszymy odgłos klawiszy, widzimy pojawiające się cyfry, jesteśmy tym, co robimy – nawet jeśli jest to właśnie wypełnianie rubryczek.

Każdy ma swoje

Slow jest przeciwieństwem pogoni i nieświadomości, to niespieszność i celebracja, a nie dzicz i improwizacja. Mark Twain, pisząc:

daj każdemu dniu szansę stania się najpiękniejszym w całym twoim życiu10,

niekoniecznie myślał tylko o wyprawie do miasteczka zamieszkanego przez mniej niż 50 tysięcy mieszkańców, co obecnie jest jednym z warunków należenia do cittaslow.

Slow to nie dokonywanie konkretnego wyboru między opcją: hummus albo kurczak, stuletnia chata albo blok z wielkiej plyty/apartamentowiec, zakupy na bazarku albo supermarkecie, kamper i dzicz albo hotel ze spa i plaża czy w końcu autostop albo samolot. Slow (nie tylko travel) nie powinno narzucać określonego menu, wystroju wnętrz, designu, kosmetyków, środka transportu, odzieży, architektury, zainteresowań czy spędzania czasu wolnego.

Dlaczego więc slow travel kojarzy się z specyficznie i bardzo wąsko rozumianym rodzajem wakacji, odrzucaniem wygód, metropolii albo kurortów i szeroko rozumianego luksusu? To w końcu powolne podróżowanie, podróżowanie z określonym zamysłem, a nie asceza, detoks od cywilizacji. Tym wszystkim może być slow, ale nie musi, bo jest nim zarówno nocleg w schronisku, jak i drink z palemką w popularnym hotelu. To nie warunki zewnętrzne powinny decydować o byciu tu i teraz, to z nas powinno wypływać charakterystyczna dla tego stanu uważność. W przeciwnym razie stalibyśmy się niewolnikami ideologii spowolnienia i coś, co charakteryzuje istotę ludzką, czyli przytomność, obecność, stałoby się możliwe do osiągnięcia jedynie w określonych warunkach, co brzmi już niepokojąco sekciarsko. Innymi słowy: niech każdy indywidualnie realizuje swoją wizję slow travel, byleby z rozmysłem, a przede wszystkim – z przyjemnością. Pamiętajmy o pochodzeniu słowa odpoczynek: niezależnie od miejsca i sposobu spędzania wakacji sprawmy, żebyśmy po powrocie czuli się właśnie na nowo poczęci.


Źródła
  1. Opis oferty Podróże szyte na miarę (Taylor Made Tours), www.slowmania.pl
  2. Opis oferty, Z potrzeby wyciszenia, www.zamekmiedzylesie.pl
  3. J. Kabat-Zinn, Gdziekolwiek jesteś, bądź. Przewodniku ważnego życia, Warszawa 2014.
  4. D. Kieran, O wolnym podróżowaniu, Warszawa 2012.
  5. W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, Tom I, Filozofia starożytna i średniowieczna, Warszawa 1981.
  6. W. Szymborska, Nic dwa razy, Twórczość, t. 11, Wydania 7‒9, 1955.
  7. Arystoteles, O duszy, Warszawa 1988.
  8. W. Benjamin, Anioł historii: eseje, szkice, fragmenty, Poznań 1996.
  9. R. Descartes, Reguły kierowania umysłem. Poszukiwanie prawdy poprzez światło naturalne, Kęty 2013.
  10. Przekład z J, Noyel, Black sheep live better: How to realise your dream live step by step, Paryż 2014.

Slow Inclusive – Slow travel

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.